CZĘŚĆ I
.
Krótkie podsumowanie
pierwszego roku pracy – 1947
W celu ułatwienia i racjonalizacji pracy Norweski Czerwony Krzyż zdecydował o zbadaniu sytuacji w Oslo i podzieleniu miasta na oddziały, z których każdy ma swój zarząd. W czerwcu 1947 roku utworzono osobny oddział dla dzielnicy Fagerborg. W kościelnej kancelarii wyszukani zostali członkowie mieszkający na terenie nowo utworzonego oddziału. Naszym pierwszym zadaniem będzie werbowanie członków we wrześniu. Już udało nam się zwerbować około 500 członków, z których część to członkowie dożywotni.
Z kiermaszu w dniach 12–19 września uzyskaliśmy 1264,80 korony. Dochód ze zwerbowania nowych członków wyniósł 595,– koron, a zatem łącznie nasze fundusze osiągnęły 1623,87 korony. Jako kapitał początkowy Zarząd Główny obiecał nam 650,– koron.
Pod koniec listopada i na początku grudnia członkowie Oddziału Fagerborg licznie uczestniczyli w sortowaniu i pakowaniu ubrań dla organizacji humanitarnej Europahjelpen. Nasz wkład w gotówce wyniósł 200,– koron.
Ponadto otrzymaliśmy przydział włóczki, która została rozdysponowana. Przystąpiono do wykonywania rozmaitych robótek na drutach: skarpet, rękawiczek, szalików, czapek, rajtuzów itp. Gotowe wyroby będą przeznaczone do rozdania w naszym rejonie lub w innych miejscach w kraju, gdzie niezbędna okaże się natychmiastowa pomoc. Przykładowo paczkę o bogatej zawartości wysłano do pewnej rodziny w Tromsø, która w wyniku pożaru została dosłownie z niczym.
W maju do naszego oddziału zwróciła się pani Fougner (przewodnicząca Stowarzyszenia Pań Szyjących z 1907 Roku) w sprawie pomocy w szyciu bielizny pościelowej oraz znakowaniu koców dla celów bezpieczeństwa publicznego, a konkretnie dla szpitala polowego. Ponadto Komitet Wykonawczy zwrócił się do Oddziału Fagerborg z prośbą o zaopiekowanie się czterdziestoma siedmioma dziećmi żydowskimi, które przyjechały na dwumiesięczny pobyt w Norwegii, i przygotowanie dla nich posiłków. Nasz oddział zajął się dziećmi również podczas ich podróży powrotnej; była to praca przyjemna i interesująca.
W sierpniu podjęto próbę zorganizowania u przewodniczącej spotkania członków – należy je określić jako bardzo rozczarowujące. Z 15 osób, które obiecały przybycie, przyszły tylko 3. Postanowiono wyposażyć w ubranka lalkę przeznaczoną na nagrodę; pracę tę rozdzielono na owe 3 zacne osoby oraz na zarząd.
Tydzień Czerwonego Krzyża, odbywający się w dniach 18–26 września, rozpoczął się 18 września kawalkadą samochodową, w której uczestniczyło jedno przygotowane przez nas auto, ustrojone kwiatami i wiozące dzieci w strojach Czerwonego Krzyża. Kawalkada przyniosła słaby dochód, więc Komitet Wykonawczy zamierza w przyszłości z niej zrezygnować.
Werbowanie członków szło, niestety, opornie. Składki, jak wiadomo, zostały w tym roku podniesione z 2,– do 4,– koron za członkostwo roczne oraz z 20,– do 50,– koron za członkostwo dożywotnie. Takie składki są prawdopodobnie zbyt wysokie.
Dochód z kiermaszu: 1874,05 korony
Sprzedaż znaczków: 206,10 korony
Dla tych środków w bieżącym miesiącu zostanie przygotowany projekt budżetu.
BABIE LATO
Maj Kristoffersen stoi w cieniu na małym balkonie, wychodzącym na podwórze domu przy Kirkeveien 127, i obserwuje dzieciaki bawiące się na dole. Aż się od nich roi. To wojenny rocznik. Dzieci pokoju. Wiele z nich urodziło się jeszcze przed końcem wojny, lecz i tak są dziećmi pokoju. Jej synek, Jesper, miał rok, kiedy eksplodowało Filipstad[1] i wielu osobom wydawało się wtedy, że w powietrze wyleciało całe miasto; nawet na Fagerborgu zatrzęsły się szyby, a te wstrząsy dołączyły do innych śladów wojny – do rys na suficie, szczelin w ścianach, pękniętych błon bębenkowych, przekrzywionych żyrandoli i wszystkiego, co miało zostać zreperowane po nadejściu pokoju, lecz na co ciągle nie starczało czasu, więc odkładano to do jutra, bo pokój ma pełne ręce roboty, w przeciwieństwie do powolności i bezczynności wojny, z wyjątkiem tego momentu, w którym dochodzi do wybuchu na Filipstad. Jesper siedzi w rogu, unosi rękę i macha do matki, a może po prostu znów jest niespokojny. Możliwe też, że ma na sobie za gruby sweter, który gryzie, a on próbuje podrapać się w kark. Jest pierwsza sobota października, 1948 rok. Ale ciągle jest ciepło. Słońce jeszcze grzeje. Wisi nad dachami domów i wznieca pożar w dzikim winie między oknami. Meteorolodzy nazywają takie dni babim latem. Maj Kristoffersen się nimi napawa. Wkrótce stoi w świetle. Może zdjąć rozpinany sweter i mogłaby zapalić papierosa, jeśliby go miała. Gdybyż to mogło trwać. Ale prawdopodobnie już za miesiąc będzie można jeździć na nartach. Nagle Maj traci z oczu Jespera. Nigdzie go nie widać –