Czerwony świt. Jędrzej Pasierski. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jędrzej Pasierski
Издательство: PDW
Серия: Ze Strachem
Жанр произведения: Современные детективы
Год издания: 0
isbn: 9788380499942
Скачать книгу
po zakończeniu przesłuchania w mieszkaniu Sary wciąż nie mogli się rozstać, jakby jej śmierć skleiła ich na dobre. A może nikt nie chciał zostać sam na sam z własnymi myślami. Pod dyktando rysownika pomogli sporządzić na komendzie portret dziewczyny z Koktajlu, następnie skryli się w dwupokojowym mieszkaniu Pawła i Karoliny, w kamienicy usytuowanej naprzeciwko wejścia na teren fabryki Soho.

      Zza okna dochodził odgłos samochodów wyjeżdżających dziury na nawierzchni ulicy Mińskiej. Borewicz na balkonie palił papierosa za papierosem, Paweł leżał na kanapie bez ruchu, choć Karolina wiedziała, że nie śpi, a Lutek siedział z nosem w telefonie.

      Była koszmarnie zmęczona, ale zdawała sobie sprawę, że muszą coś zjeść. Ponieważ nikt nie podejmował tematu, ugotowała makaron i dodała do niego leczo upichcone przez Pawła dwa dni wcześniej. Zjedli jednak tylko ona i Lutek, Borewicz ledwo co skubnął, a Paweł w ogóle odmówił. Nie wiedząc, co zrobić z rękami, wzięła pilota, a potem przełączyła na MTV, żałując, że nie pokazują już tam teledysków.

      Ironią losu było, że tak właśnie, zawsze razem, spędzali swoje najbardziej beztroskie dni. Na początku studiów zaczynali imprezować już w czwartek, apogeum nadchodziło w piątek, a później wszyscy leżeli na wytartej sztruksowej kanapie, czekając, aż Borewiczowi uda się ukraść sygnał kablówki od sąsiada z góry. Potem, kiedy mieli już dom w Duchowie, jeździli tam ze scrabble’em i kartonem wina z Tesco, a z weekendu wracali solidnie zmaltretowani, za to zrelaksowani śmiechem.

      – Telewizja? – zapytał Borewicz, kiedy po raz enty wrócił z papierosa, za każdym razem coraz bledszy.

      Nie zareagowała, wiedząc, że kilka minut po paleniu bywa nerwowy.

      – Serio, Karo? – podjął.

      – A co mamy robić?

      – Przestańcie – mruknął Lutek.

      – A ty co widzisz w tym swoim telefonie? Co on ma, czego my nie mamy? – zapytał Bartek.

      – Więcej niż ty na balkonie.

      – Oglądam kawałek prawdziwego świata. I myślę o Sarze.

      – Chcesz się przed nami popisać? – rzuciła Karolina. – Że z powodu Sary zatrujesz się petami na śmierć?

      Borewicz poczerwieniał.

      – Karolina… – jęknął Paweł cicho.

      – Ona ma rację, Bartek, odpuść – podjął Lutek. – Nic nie da, że zaczniecie się teraz kłócić. Sara… – urwał. Wyraźnie nie mógł jednak skończyć zdania.

      Karolina i Borewicz patrzyli na niego w napięciu, ale Lutek wyglądał, jakby słowa zaczęły go dusić od środka.

      Ocknął się za to Paweł.

      – A mnie się wydaje, że to jest jakaś porąbana gra – powiedział, siadając na kanapie. Na prawym policzku odciśnięte miał czerwone pręgi, ślady po poduszce. – Albo film. I że już to kiedyś widziałem. Wiecie, co jest najgorsze? Chce mi się śmiać.

      Patrzyli się na niego wszyscy, kiedy wstał, podszedł do lodówki i zapalniczką otworzył sobie butelkę piwa.

      – Ktoś chce? – A kiedy nikt nie odpowiedział, usiadł na krześle przy stole i dodał: – Nic z tego wszystkiego nie rozumiem.

      Karolina poczuła kolejną falę zaniepokojenia. Paweł odcinał się od świata zewnętrznego, widziała, jak to zrobił po śmierci matki. Nie mogła sobie nawet wyobrazić tego, co zrobi jej narzeczony, kiedy tama puści.

      – Chryste, Paweł – skomentował Lutek, kręcąc głową. – Ja sam jestem raczej wściekły na tę dziewczynę.

      – To znaczy twoją dziewczynę – powiedział Borewicz.

      – Nie moją, bo nawet nie wiem, jak ma na imię. Zresztą ty pierwszy z nią rozmawiałeś w klubie.

      – Naprawdę myślisz, że mnie zainteresowała?

      – Przecież nie wiemy, czy ona coś zrobiła, nie? – dodała Karolina. – Niby dlaczego?

      – Dlaczego? – zapytał Borewicz. – Pewnie jest pełna jadu i nienawiści, jak połowa tego kraju. Z jakiegoś powodu stwierdziła, że Sara ma umrzeć, a przez Lutka do niej dotarła i…

      – Kurwa, jeszcze raz tak powiesz, Bartek… – Lutek wstał.

      Gwałtownie oddychał. Borewicz powinien być mądrzejszy. Wszyscy widzieli przecież, jak rok temu w pawilonach za Nowym Światem dwóch chłystków obraziło Sarę. Następnie Lutek na chłodno wyprowadził cztery precyzyjne ciosy, po których tamci leżeli na ziemi, trzęsąc się, a na koniec jeszcze kopnął jednego z nich. Przepraszał potem za to zachowanie i twierdził, że nie pamiętał tego kopniaka. Nigdy nie miał jednak szans, pomyślała Karolina, a to dlatego, że Sarę zwykle pociągał wygląd, a nie charakter. Jej ideałem, co wiedziała od niej samej, był bliskowschodni typ w stylu Borewicza.

      – To co zrobisz? – powiedział teraz z niemiłym uśmiechem Borewicz i to wystarczyło.

      Lutek odepchnął go, Bartek stracił równowagę i poleciał prosto na kaloryfer. Podniósł się, masując sobie głowę.

      – Lepiej ci się zrobiło? – zapytał.

      – A tobie?

      Na twarzy Lutka malowało się niedowierzanie, ale potem pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Usiadł z powrotem, a dłoń powędrowała mu do kieszeni po telefon.

      – Ty idioto – mruknął – mogłem ci zrobić krzywdę. Nie podkładaj się tak więcej.

      – O to chodzi – powiedział Borewicz. – Żebyście zrozumieli, że życie toczy się dalej, że nic się nie skończyło. To jest też do ciebie, Paweł. Pochowamy Sarę, rozsypiemy jej prochy w Duchowie…

      – Bartek… – Karolina usiłowała przerwać te perory. Dzisiaj nie było miejsca na przedstawienie pod tytułem czarny humor Borewicza. Rozumiała, co usiłuje zrobić, ale było zdecydowanie za wcześnie.

      – A potem pójdziemy na proces, żeby mieć poczucie, że ktoś poniesie za to odpowiedzialność. I będziemy starali się żyć dalej.

      – Jest! – powiedział Lutek podniesionym głosem.

      – Co jest?

      – Wiedzą już o tej lasce, na Onecie piszą o przeciekach z policji. Kurwa, jak sobie przypominam te wiadomości, które wysyłała Sarze…

      – Lutek, przecież nie wiemy, czy to ona. I skąd wiedziałaby, że jest z tobą Sara? – zapytała Karolina.

      Nikt nie skomentował.

      – To znaczy piliście przy barze, a my ciągle tańczyłyśmy… – wyjaśniła.

      Lutek poczerwieniał.

      – Mogłem jej o tym wspomnieć. Nie wszystko pamiętam z Koktajlu.

      Zapadła cisza.

      – Myślicie, że… – zawahał się – ta dziewczyna wykorzystała mnie, żeby dotrzeć do Sary?

      Paweł wgapiał się w niego, ale nie powiedział ani słowa.

      – Nawet jeśli – odezwała się Karolina, bo ktoś musiał – to nie jest twoja wina. Nie mogłeś tego wiedzieć.

      Lutek skakał wzrokiem od jednego do drugiego, jednak nikt się już nie odezwał. Karolina wiedziała, jak podłe byłoby teraz zrzucenie na niego winy. Spojrzała na dłonie Lutka, na krew w miejscu, gdzie Borewicz przywalił w kaloryfer, i nagle przeniknęło ją bardzo niemiłe uczucie, że to ostatni raz spędzany w takim gronie.

      I tak w ostatnich latach nie przebywali ze sobą tak często