Honor. Lene Wold. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Lene Wold
Издательство: PDW
Серия: Reportaż
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788380499706
Скачать книгу
ręce wzdłuż ciała i patrz w dół – rzucił mężczyzna i ciężką dłonią zgiął jej kark. Rahman podniósł oczy na brata, który bawił się suwakiem swojej kurtki i niespokojnie przebierał nogami. Raz po raz się rozglądał, prawdopodobnie żeby się upewnić, że nikt, kto mógłby ich rozpoznać, nie odkrył, że tu są. Rahman popatrzył znowu na Masumę i poczuł, że właściwie nie chce tutaj być. Ale już było za późno, nie miał odwagi odwrócić się i zwiać. Nie chciał wyjść na smarkacza. Mężczyźni wokół niego wciąż coś dogadywali, czasami uśmiechali się szyderczo, wskazując na Masumę. Nie czuli lęku ani grozy, Rahman wolałby być taki jak oni.

      Mężczyzna w czerni wyjął biały szal, którym owinął głowę Masumy. Zasłonił jej oczy i usta. Spod szala dobiegł jej szloch. Rahman poczuł ukłucie w żołądku. Co widziała w ostatniej chwili? Dziurę w ziemi czy wzgórek piachu wokół niej? Czy zapamięta tylko podniecone twarze ludzi stojących dokoła? Uśmieszki mężczyzn. Drwiny kobiet.

      Jej ciało było zasypane do ramion. Ten czarny udeptał nogą ziemię wokół niej, tak jak się robi, sadząc drzewko oliwne. Tup, tup, tak żeby stało prosto, nie przechylało się na bok. Rahman próbował sobie wyobrazić, jak to jest, tak tkwić w ziemi. Czy mrówki w piasku łaskoczą w palce stóp, czy może w dole jest zimno? Kiedy się bawił w piasku, ten często był ciepły na górze i zimny pod spodem. Masuma pewnie marzła teraz w stopy.

      Czuł, jak mu rośnie gruda w gardle, żałował teraz, że tu przyszedł. Żałował, że nie posłuchał ojca i skłamał mamie, mówiąc, że tego dnia muszą z bratem zostać dłużej w szkole, żeby odrabiać lekcje. „Prymitywy”, tak ojciec nazwał tych, którzy chodzą na plac targowy, żeby oglądać egzekucje. „Prymitywni ludzie, którzy traktują nieszczęście innych jak rozrywkę”.

      – Ajb!, hańba! – zawołał człowiek w czerni. – Niesława i kara czeka niewiernego. Niech Allah wybaczy temu dziecku i przywróci honor jego rodzinie.

      – Że co? – wyszeptał Rahman, ciągnąc brata za rękaw kurtki.

      – Pohańbiła rodzinę – odpowiedział Nasir. – Chodzi o to, żeby rodzina odzyskała honor.

      – Ale co ona zrobiła? – zapytał Rahman, chwytając się ramienia brata.

      – Widzisz tamtego, co tam stoi? – szepnął Nasir i wskazał chudego chłopaka w jasnożółtych spodniach, z głęboką blizną nad okiem. Mógł mieć około dwudziestu pięciu lat. – Skusiła go. I robili te rzeczy, no wiesz, zakazane. Splamiła honor swego ojca.

      Rahman opuścił wzrok. Nie wiedział, o jakich rzeczach brat mówi, ale zakładał, że to przez Masumę ten nieznajomy chłopak skaleczył się w oko. To z jej winy stał teraz z mrocznym spojrzeniem i głębokim nacięciem na twarzy. Rahman nie miał pojęcia, jak Masuma mogła mu zrobić coś takiego. Cięła go nożem czy podrapała pazurami? I dlaczego? Wpadła w złość? Czy może jest szajtanem – diabłem, który wodzi ludzi na pokuszenie?

      – Cisza! – zawołał ten w czarnym ubraniu i podniósł kamień, który wręczył chudemu chłopakowi. Kamień miał być wielkości dłoni, nie taki mały, żeby nie można było nazwać go kamieniem, i nie tak duży, by spowodował utratę przytomności albo śmierć od jednego trafienia. Nasir wyjaśnił to wcześniej Rahmanowi. Dwudziestopięciolatek wziął kamień z ociąganiem. Podniósł ramię i spojrzał pustym wzrokiem na brązowy pejzaż.

      – Szajtaaan! – krzyknął i rzucił kamień w stronę głowy Masumy.

      Rahman zamknął oczy. Zacisnął je tak mocno, że aż ujrzał czarne i czerwone wirujące płaty. Tak to wygląda w środku mojej głowy, pomyślał, gdy pustynny kamień śmignął i stuknął głucho, trafiając Masumę.

      Obiecał sobie, że nie otworzy oczu, póki nie będzie już po wszystkim. Jednak powieki uniosły się mimo woli, kiedy usłyszał pierwszy krzyk. Oszołomiony spojrzał na Masumę wystającą z ziemi. Ruszała głową w tę i we w tę, bez rąk, by nimi się zasłonić. Czerwona plama przebijała się przez biały szal. Potem mężczyzna w czerni podniósł rękę, a Rahman spostrzegł, że trzyma w niej pistolet.

      Znów zamknął oczy i zatkał sobie uszy. Zmusił się do myślenia o czerwonych sandałkach, których nikt już nie założy. To było takie bezsensowne, umierać w butach.

      *

      Rahman przerywa opowieść, patrzy przed siebie obojętnie.

      – Islam to religia pokoju, wy na Zachodzie tego nie rozumiecie.

      Spoglądam na niego zdziwiona. To dosyć osobliwa deklaracja po tym, co właśnie opowiedział. Choć zdaję sobie sprawę, że ta historia jak dotąd niewiele ma wspólnego z islamem. W żadnym miejscu w Koranie nie mówi się, że wierny muzułmanin ma prawo ukamienować człowieka. Mimo że kilka razy wspomina się tam o kamienowaniu, ludzie praktykujący ten zwyczaj są za każdym razem określani jako niewierni. Jedyne, co w Koranie może przypominać zachętę do kamienowania, to stwierdzenie, że w przypadku cudzołóstwa powinno się wymierzać kary Proroka. A w hadisach – zapisach o życiu i naukach Mahometa – jest fragment, który mówi, że muzułmanie za czasów Proroka ukamienowali dwoje ludzi za cudzołóstwo[4].

      Kamienowanie to innymi słowy praktyka, do której zachętę można znaleźć tylko w różnych hadisach i w szariacie – islamskiej tradycji prawnej, opartej na interpretacjach uczonych w piśmie. W jego świętej księdze natomiast nie ma żadnego rozdziału, który by bezpośrednio wzywał ojców do zabijania swoich córek przez ukamienowanie.

      – To, co ci właśnie opowiedziałem o Masumie, to nie jest sprawa Koranu ani islamu – mówi i wyjaśnia, że pojęcie honoru to fundament ich społeczeństwa. To sprawa kultury. Kobiety mają ird – cześć lub reputację, mężczyźni zaś szaraf – honor. Jeśli kobieta traci swoją cześć, jest zgubiona na zawsze, podczas gdy męski honor zawsze może być odzyskany. A wtedy ważna jest hamasa – odwaga. Ta pokazuje, że rodzina potrafi chronić honor rodu, nawet jeżeli płaci za to osobistą tragedią i bólem.

      – A więc zabójstwo honorowe to nie sprawa islamu, tylko tradycji? – pytam.

      – To sprawa rozróżniania dobra i zła – odpowiada.

      Twarz mi oblewa gorąco. Mam ochotę powiedzieć, że podobnie jak wielu innych z tak zwanego Zachodu prawdopodobnie rozumiem lepiej niż on – sześćdziesięcioczteroletni zabójca członka własnej rodziny – że islam jest religią pokoju.

      – Więc pan uważa, że Masumę słusznie ukamienowano?

      – Nie – odpowiada natychmiast. – Przecież była niezamężna. Nie można cudzołożyć, jeśli się nie jest w związku małżeńskim. A nie można nikogo ukamienować za co innego niż cudzołóstwo.

      Zastanawiam się nad tym, co powiedział. Reguły, które wymienia, to szariat – a zatem islam – ale zabójstwo z innych przyczyn niż cudzołóstwo wywodzi się z kultury i tradycji. Natomiast sama metoda – ukamienowanie – w Jordanii jest niezwykle rzadka, zarówno wśród beduinów, jak i osiadłych chłopów. Prawdę mówiąc, słyszę o nim w tym kraju po raz pierwszy.

      – Ale uważa pan, że słusznie została zabita?

      – Nie mnie o tym sądzić – odpowiada.

      Nie rozumiem dlaczego. Mordu na Masumie czy sposobu, w jaki go dokonano, nigdy nie da się usprawiedliwić – ani na podstawie Koranu, ani żadnego innego świętego tekstu. Zatem kultura, której Rahman jest częścią, powinna dać mu dość przesłanek, by mógł rozstrzygnąć, czy jest za, czy przeciw takiemu zabójstwu.

      – Masuma była przecież tylko dzieckiem – mówię. – Jakim cudem niewinne dziecko może zniszczyć honor całej rodziny?

      – Nie rozumiesz naszej kultury – odpowiada. Jakby kultura była odpowiedzią na wszelkie zawiłe kwestie.

      Siedzę