Åšwiaty równolegÅ‚e. Łukasz Lamża. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Łukasz Lamża
Издательство: PDW
Серия: Poza seriÄ…
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788380499690
Скачать книгу
formalnie wykonywać ten zawód. Po przesłuchaniu dyscyplinarnym i trwającym trzy lata śledztwie komisja GMC ogłosiła, że Wakefield dopuścił się „nieuczciwości i nieodpowiedzialności”, jego badanie zostało przeprowadzone w niewłaściwy i nieetyczny sposób. Potwierdzono też wystąpienie konfliktu interesu. Ostatecznie Wakefield utracił prawo wykonywania zawodu lekarza na terenie Wielkiej Brytanii.

      Andrew Wakefield nigdy oficjalnie nie przyznał, że doszło z jego strony do jakichkolwiek nadużyć lub błędów w sztuce. W kolejnych oświadczeniach stwierdzał – wbrew oczywistym faktom – że jego konkluzje są słuszne, i groził wręcz pozwami Brianowi Deerowi i „British Medical Journal” za publikację artykułów na jego temat. W 2012 roku Wakefield, wówczas mieszkaniec Teksasu, postanowił zrealizować swoje pogróżki i pozwał Deera oraz redaktorkę BMJ Fionę Godlee o zniesławienie. Sędzia odrzucił jednak pozew i obciążył Wakefielda kosztami sądowymi, uznawszy sensownie, że zniesławienie, które polega po prostu na opisaniu faktycznego stanu rzeczy, nie jest zniesławieniem.

      Prawdopodobnie najbardziej przerażającym aspektem tej historii są jednak jej konsekwencje, a właściwie ich… brak. Wakefield pozostaje bohaterem ruchu antyszczepionkowego, którego przedstawiciele chętnie przyjmują jego wyjaśnienia, że padł ofiarą spisku koncernów farmaceutycznych, a Briana Deera określił słowem hitman, czyli płatny zabójca10. Mit o szczepionkach wywołujących autyzm, który nie znajduje absolutnie żadnego potwierdzenia w jakichkolwiek rzeczywistych badaniach naukowych i medycznych11, pozostaje jednym z ulubionych argumentów antyszczepionkowców. W momencie pisania tego tekstu (maj 2019 roku) na stronie Stop NOP, jednej z najaktywniejszych polskich organizacji krytykujących obecny system szczepień obowiązkowych, znajduje się mnóstwo wpisów poświęconych związkom między szczepieniami a autyzmem. Wygląda na to, że oszustwo Wakefielda stało się źródłem trwałego mitu, którego wykorzenić dziś nie sposób.

      Portret antyszczepionkowca

      Choć dyskutowanie z narosłymi wokół szczepień mitami jest żmudnym, trudnym zajęciem, tak naprawdę najpoważniejszy problem pojawia się już po ustaleniu faktów. Antyszczepionkowcy bywają przedstawiani w mediach jako ignoranci, których niechęć do szczepień wynika po prostu z niewiedzy – to jednak błędne i fatalne w skutkach uproszczenie. Nie wszyscy antyszczepionkowcy wierzą w bzdury o rtęci i autyzmie. Nie istnieją jeszcze reprezentatywne badania polskich antyszczepionkowców – nie jest zresztą jasne, jak należałoby wygenerować próbę do takiego badania – jednak sporo można wyczytać choćby z raportu na temat nastawienia Polaków do szczepień opublikowanego przez Centrum Badania Opinii Społecznej we wrześniu 2017 roku12.

      Zacznijmy od dobrych wiadomości. Zdecydowana większość Polaków wierzy w sensowność i skuteczność szczepień: 88 procent ankietowanych zgodziło się ze stwierdzeniem, że to właśnie dzięki szczepieniom nie występuje dziś wiele groźnych chorób (a odsetek osób, które wybrały odpowiedź „zdecydowanie się nie zgadzam”, został zaokrąglony do 0 procent, wynosił więc poniżej 0,5 procent). 88 procent to z jednej strony dużo, a z drugiej – mało. Ze wspomnianego raportu CBOS-u wynika, że spora część społeczeństwa wykazuje – nawet pomimo przekonania o ich skuteczności – większą czy mniejszą nieufność do szczepień.

      Najczęstszą przyczyną tej nieufności są skutki uboczne (zwłaszcza tak zwane niepożądane odczyny poszczepienne, NOP-y). Przykładowo, ze zdaniem „szczepionki dla dzieci są bezpieczne” nie zgadza się łącznie 10 procent Polaków (8 procent „raczej” i 2 procent „zdecydowanie”). 7 procent „zdecydowanie” zgadza się ze zdaniem, że „szczepionki dla dzieci mogą wywoływać poważne skutki uboczne, powikłania” (a 30 procent zgadza się z nim „raczej”). To pewnie z tego właśnie względu aż 24 procent ankietowanych (z czego 8 procent „zdecydowanie”) zgodziło się, że w pierwszych latach życia dzieci otrzymują zbyt dużo szczepionek. Względnie silne są też sentymenty „antyfarmaceutyczne”: 31 procent badanych zgodziło się, że szczepienia są promowane nie dlatego, że są rzeczywiście potrzebne, lecz w interesie koncernów farmaceutycznych.

      Ogółem mniej więcej jedna czwarta, może nawet jedna trzecia Polaków wyraża przynajmniej jakieś wątpliwości co do szczepień. Względnie rzadko są to jednak te zdecydowane, wyraźne przekonania, o których tyle się pisze w mediach: przykładowo, tylko 5 procent badanych zdecydowanie zgodziło się ze stwierdzeniem, że szczepionki mogą wywoływać „poważne zaburzenia rozwojowe, np. autyzm” (choć w tym przypadku nawet 5 procent to o 5 procent za dużo). Nie wydaje się, aby decydującą przyczyną sentymentów antyszczepionkowych była wiara w fałszywe przekonania medyczne – do tego samego wniosku prowadzą też badania psychologiczne Olgi Pabian przeprowadzone na grupie prawie czterystu osób, z których znaczna część identyfikowała się jako antyszczepionkowcy13. Choć badania te nie były reprezentatywne, grupa osób zgadzających się z różnymi popularnymi mitami na temat szczepień stanowiła tam mniejszość, a nie większość. Najwyraźniejsze różnice pomiędzy „proszczepionkowcami” a „antyszczepionkowcami” dotyczyły kwestii wartości, a nie wiedzy. Owo kluczowe rezyduum wartości sprawia, że dwoje ludzi mających dokładnie taką samą, aktualną i poprawną wiedzę wciąż może nie zgadzać się w sprawie obowiązku szczepień.

      Stop NOP stoi w rozkroku pomiędzy kwestią wiedzy a wartości. Organizacja ta znana jest z rozpowszechniania najbardziej bzdurnych mitów na temat szczepień. Na poziomie formalnym przyczyną tego jest jednak „medyczny indywidualizm”: wystarczy zajrzeć do statutu tej organizacji. Dokument ów głosi najpierw, dość mętnie, że celem Stowarzyszenia Stop NOP jest „promocja i ochrona zdrowia publicznego”, „poprawa bezpieczeństwa i jakości usług medycznych”, ale nieco niżej można znaleźć rzeczywisty postulat: jest nim walka o „respektowanie wolności i swobód obywatelskich, a także praw człowieka i pacjenta, szczególnie w zakresie wyboru metody profilaktyki i leczenia chorób, w tym groźnych chorób zakaźnych”. Otóż to – prawo do samodzielnego decydowania o poddawaniu się szczepieniom. Czy to ma w ogóle sens?

      My, stado

      Na szczepienie można spojrzeć z dwóch perspektyw: jednostkowego aktu szczepienia, któremu poddawane jest zawsze jedno konkretne dziecko, oraz programu szczepień obowiązkowych (czy zalecanych), który dotyczy całego społeczeństwa. U źródeł problemu leży więc napięcie pomiędzy dobrem jednostki a dobrem grupy.

      Z punktu widzenia zdrowia publicznego jest jasne, że najlepsze rozwiązanie to dążenie do pełnego zaszczepienia całej populacji. W epidemiologii mówi się o tak zwanej odporności stadnej (herd immunity). Zilustrujmy to na przykładzie.

      Wyobraźmy sobie plac, na którym stoi dziesięć tysięcy osób w stu eleganckich wojskowych szeregach, po sto osób w każdym. Przypuśćmy dalej, że ludzi tych dzielimy na dwie grupy: „zarażalnych” i „niezarażalnych”. Na tłum zrzucamy następnie kilkadziesiąt kolorowych piłeczek reprezentujących jakąś chorobę zakaźną. Gdy piłka trafi w ręce osoby zarażalnej, zachoruje ona i zacznie „zarażać”, przekazując ją wszystkim swoim sąsiadom. Osoby niezarażalne odmawiają jej przyjęcia i niektóre piłeczki spadają po prostu na ziemię.

      Zacznijmy od prostej sytuacji, w której wszyscy są uodpornieni: tłum składa się wyłącznie z osób niezarażalnych. W takim razie piłki spadną na ziemię i po chorobie. W miarę wzrostu liczby osób zarażalnych rośnie prawdopodobieństwo, że spadająca z nieba piłeczka wpadnie w ręce osoby wrażliwej i pojawi się pierwszy chory. Dopóki jednak odsetek osób zarażalnych jest odpowiednio mały, niskie będzie również prawdopodobieństwo, że osoba chora zarazi sąsiada: najprawdopodobniej wszyscy sąsiedzi będą bowiem należeć do grupy osób zaszczepionych. Nawet zaś, gdy sąsiad akurat będzie podatny na zachorowanie, łańcuch zarażeń raczej skończy się na nim. W takich warunkach mogą występować lokalne ogniska choroby, jednak nie rozprzestrzenia się ona w całej populacji osób zarażalnych: większość osób zarażalnych pozostaje w bezpiecznym otoczeniu osób niezarażalnych. Choroba znika więc każdorazowo