Balladyna. Juliusz Słowacki. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Juliusz Słowacki
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Драматургия
Год издания: 0
isbn: 9788379035014
Скачать книгу

      SKIERKA

      Chcesz tronów

      Z wypłakanych nieba chmurek?

      Czy ci przynieść pereł sznurek?

      Z owych pereł, które dają

      Lep na ptaszki; ale mają

      Takie blaski, takie wody,

      Jak kałakuckie jagody.

      Chcesz? lecę na trzęsawicę,

      Dojrzę – dogonię – pochwycę –

      Błędnego moczar ognika;

      I zaraz w lilijkę białą

      Oprawię jak do świecznika,

      I nakryję białym dzwonkiem,

      By ci świecił... Czy to mało?

      Rozkaż, pani! Co pod słonkiem,

      Co na ziemi, wszystko zniosę:

      Drzewa, kwiaty, światło, rosę.

      Co nad ziemią, w ziemi łonie:

      Dźwięki, echa, barwy, wonie,

      Wszystko, o czym kiedy śniły

      Myśli twoje w jezior burzy

      Kołysane.

      GOPLANA

      Skierko miły,

      Ja się kocham.

      SKIERKA

      W czym? czy w róży

      Bezcierniowej? czy w kalinie?

      W czterolistnej koniczynie?

      Może w kwiatku: „niech Bóg świeci”,

      Który posadzi macocha

      Na grobie mężowskich dzieci?

      Może w Magdaleny nitce,

      Co bez wiatru leci płocha?

      Może w białej margieritce,

      Co piątym listkiem: „nie kocha”

      Zabiła młodą pasterkę?

      W czym się kochasz? poszlij Skierkę,

      A przyniesie ci kochanka,

      I wplecie do twego wianka,

      I będziesz go wiecznie miała,

      Pieściła i całowała

      Do przyszłej wiosny poranka,

      Do drugiego kwiatów wieku.

      GOPLANA

      Ach! ja się kocham, kocham się w człowieku!

      SKIERKA

      To ludzkie czary.

      GOPLANA

      Tej zimy, gdym usnęła

      Na skrysztalonym łożu. Światło mię jakieś

      Z głuchego snu gwałtownie ocuciło.

      Otwieram oczy – patrzę... płomień czerwony

      Jako pożaru łuna bije przez lody

      I słychać głuchy huk. Rybacy to rąbali

      Przełomkę biednym rybkom zdradliwą... Nagle

      Okropny krzyk – w przełomkę człowiek pada

      Na moje upadł łoże; a czy to światło

      Podobne barwie róż, które świeciło

      W moim pałacu szklistym? Czy też prawdziwe

      Róże na jego licach śmiercią mdlejące;

      Ale się piękny wydał – ach! piękny tak, że chciałam

      Zatrzymać go na wieki w zimnych pałacach,

      I nie rozwiązać z wieńca ramion, i przykuć

      Łańcuchem pocałunków. Wtem zaczął konać...

      Musiałam wtenczas, ach! musiałam go wypuścić!

      Gdybym przynajmniej mogła była go wynieść

      Z wody na rękach moich, usta z ustami

      Spoić i życie wlać w ostygłe jego piersi;

      Ale ty wiesz, co to za męka dla nas,

      Kiedy podobne kwiatom, musiemy składać

      Rumieniec nasz i piękne barwy wiosny.

      I do kamieni białych podobne leżeć

      W głębiach jeziora. Taką ja wtenczas byłam.

      Musiałam leżeć na dnie, ani się płocho

      Na światło dnia wyrywać. Na pół martwego

      Wyniosłam drżącą ręką i przez otwory

      W lodzie wybite rzucam: sama boleśnie

      Wracam na puste łoże, na zimne łoże;

      A serce moje rozdarł okrzyk rybaków,

      Którzy witali wtenczas, gdy ja żegnałam.

      Jakżem czekała wiosny, przyszła nareszcie!

      Z miłością w moim sercu budzę się... kwiaty

      To nic przy jego licach – gwiazdy gasną

      Przy jego jasnych oczach... Ach! kocham! kocham!

      SKIERKA

      Ktoś idzie tutaj lasem.

      GOPLANA

      To on! to on! mój miły.

      Bądź niewidomym, Skierko.

       SKIERKA odchodzi. Wchodzi na scenę GRABIEC – rumiany – w ubiorze wieśniaka.

      GRABIEC

      Ach, cóż to za panna?

      Ma twarz, nogi, żołądek – lecz coś niby szklana.

      Co za dziwne stworzenie z mgły i galarety!

      Są ludzie, co smak czują do takiej kobiety;

      Ja widzę coś rybiego w tej dziwnej osobie.

      GOPLANA

      Jak się nazywasz, piękny młodzieńcze?

      GRABIEC

      Nic sobie...

      GOPLANA

      Miły nic sobie!

      GRABIEC

      Jakżeś głupia, mościa pani –

      Nic sobie, to się znaczy, że nic nie przygani

      Mojej piękności... to jest, żem piękny. A zwę się

      Grabiec.

      GOPLANA

      Cóż cię za anioł obłąkał w tym lesie?

      GRABIEC

      Proszę, co za ciekawość w tym wywiędłym schabku!

      GOPLANA

      Proszę cię, panie Grabiec!

      GRABIEC

      Wolno mówić: Grabku!

      Panie Grabku!

      GOPLANA

      Któż jesteś?

      GRABIEC

      Aśćki