Wszyscy utkwili wzrok w ekranie.
Ukazywał mroczne pomieszczenie o wilgotnych ścianach z licznymi plamami pleśni. Śniady, szczupły mężczyzna z brodą siedział zakneblowany na krześle z cienką pętlą na szyi, zawiązaną znów na strunie z instrumentu, której koniec sięgał poza kadr. Była lekko napięta. Nieprzytomny mężczyzna oddychał z trudem. Ścieżkę dźwiękową, tak jak w przypadku klipu z Nowego Jorku, stanowiła tylko muzyka grana na keyboardzie, prawdopodobnie nowym casio albo podobnym.
To też był walc na trzy czwarte. I tak jak w poprzednim filmie, rytm wybijał zduszony oddech, a w miarę jak obraz ciemniał, muzyka i dyszenie zwalniały tempo.
– Cristo – szepnął Ercole, choć prawdopodobnie widział to już co najmniej raz. Zerknął na Danielę, która oglądała wideo z kamienną twarzą. Chrząknął i przybrał stoicką minę.
Muzyka brzmiała znajomo, ale Rhyme nie potrafił sobie przypomnieć tytułu. Powiedział o tym.
Wszyscy obecni wyglądali na zaskoczonych.
– Walc kwiatów – rzekł Thom. – Z Dziadka do orzechów.
– Aha. – Rhyme od czasu do czasu słuchał jazzu; intrygowało go miejsce dla improwizacji w matematycznym absolucie kompozycji muzycznej (właśnie w ten sposób traktował pracę nad badaniem miejsca zdarzenia). Na ogół jednak muzykę, jak większość dziedzin sztuki, uważał za stratę czasu.
Ofiara poruszyła się, gdy na jej ramię sypnęło się parę kamyków albo garstka ziemi ze ściany czy sufitu, ale nie odzyskała przytomności. Obraz ciemniał, muzyka zwalniała. W końcu zapadła ciemność i cisza.
Na ekranie ukazał się podpis autora filmu.
– Metadane? – spytał Rhyme. Miał na myśli zapisywane w zdjęciach i klipach informacje o samym obrazie: o marce i modelu aparatu, odległości ogniskowej, dacie i godzinie, ustawieniach przysłony i czasie naświetlania, niekiedy nawet współrzędne GPS. Wszystkie te dane zostały usunięte z filmu zrobionego w Nowym Jorku, ale być może we Włoszech Kompozytor o tym zapomniał.
– Nie ma – rzekł Rossi. – Pocztowa twierdzi, że wideo zostało przekonwertowane, a wszystkie dane usunięte.
– Służba pocztowa?
– To nasza jednostka do walki z przestępczością telekomunikacyjną.
Rossi przez chwilę patrzył na czarny ekran.
– Jak pan sądzi, ile mamy czasu?
Rhyme pokręcił głową. Każda sugestia byłaby tylko niewartym zachodu domysłem.
– Jak działa ta szubienica? – zastanawiała się Sachs. – Coś poza kadrem pociąga pętlę, jakiś ciężar?
Jeszcze raz obejrzeli wideo w poszukiwaniu wskazówek, ale na próżno.
– Wobec tego bierzmy się do pracy. Zobaczmy, czy uda się rozwiązać tę zagadkę. Kapitanie Rhyme…
– Jak wyciągnąłem wnioski, o których mówiłem?
– Tak. Od tego powinniśmy zacząć.
Rhyme ruchem głowy wskazał tablicę, na której właśnie powstawało tłumaczenie.
– Na podstawie śladów, rzecz jasna – powiedział. – Substancje znalezione z glikolem propylenowym to krem do golenia. Obecność krwi każe przypuszczać, że podejrzany zaciął się przy goleniu. Aby w jak największym stopniu zmienić wygląd, prawdopodobnie pozbył się zarostu i włosów. Mam wrażenie, że golenie głowy do skóry jest we Włoszech popularne.
Indol, skatol i tiol to z kolei odchody. – Jeszcze raz zerknął na tablicę. – Czyli kupa. A włókna papieru wskazują, że oczywiście ludzka kupa. Nie słyszałem o żadnym innym stworzeniu, które się podciera. Kupa jest dość stara, wysuszona. Widać to na zdjęciu – i w kilku rodzajach. Widzicie różnice w kolorze i fakturze? Można się domyślić, że w pobliżu jest kanał ściekowy, od dłuższego czasu nieużywany.
Zwierzęce włosy pochodzą od szczura. Gryzoń linieje, bo się drapie: ma podrażnioną skórę, a przyczyną tego są bakterie bartonella. Ta odmiana najczęściej atakuje szczury. To prawda, szczury i kanały ściekowe są wszędzie, ale częściej w dużych miastach niż w małych miejscowościach. Stąd wniosek, że ukrywa się w mieście.
– Bene – odezwała się Beatrice Renza.
– Ścinki żelaza mówią mi natomiast, że Kompozytor, aby dostać się do tego miejsca, przeciął kłódkę albo łańcuch. Żelaza już się nie używa – większość kłódek i zamków jest ze stali – więc to stare zamknięcie. Skoro rdza jest tylko po jednej stronie – widać to na tamtym zdjęciu – to znaczy, że żelazo zostało przecięte niedawno.
– Sugerował pan, że w przeszłości miejsce było dostępne publicznie – przypomniał Rossi.
– Tak, z powodu gumy.
– Gumy? – zdziwił się Ercole. Wyglądał, jakby uczył się na pamięć każdego słowa, jakie padało z ust Rhyme’a.
– A co innego może być wulkanizowanego? Półprzezroczyste, rozkładające się drobiny. Wulkanizowana guma.
Beatrice pokiwała głową.
– Stare prezerwatywy może?
– Nie inaczej. Sąsiedztwo szczurów i ścieków wskazuje, że to niezbyt romantyczne miejsce na schadzki, ale dla prostytutek wymarzone. – Rhyme wzruszył ramionami. – To tylko odważne hipotezy, ale za chwilę może się udusić człowiek. Nie mamy czasu na nieśmiałość w dedukcji. Coś wam to mówi? Gdzie ofiara może się znajdować? W podziemiach Neapolu? Oczywiście mam na myśli jakąś opuszczoną okolicę.
– Niewiele takich mamy – powiedział Rossi. – Nasze miasto jest bardzo zatłoczone.
– Poza tym w żadnym włoskim mieście nie ma tylu podziemnych korytarzy i przejść co w Neapolu – dodała Beatrice. – Może nawet w całej Europie. Wiele kilometrów.
– Ale zaledwie kilka takich, do których można się dostać w pustych rejonach miasta – zaprotestował Ercole.
– Chyba jednak wiele – mruknęła w odpowiedzi analityczka. – Trzeba znaleźć inny sposób, żeby zawęzić pole.
– Mapa – podsunął Rhyme. – Musi być mapa podziemi.
– W dokumentach historycznych – podchwyciła Daniela.
– Oczywiście – przytaknął z uśmiechem Ercole. – Z biblioteki albo uczelni, albo towarzystwa historycznego.
Rhyme spojrzał na niego i uniósł brew.
Młody funkcjonariusz zawahał się przez chwilę.
– Coś nie tak? – bąknął niepewnie. – To tylko sugestia.
– Wydaje mi się, Ercole, że kapitan Rhyme nie kwestionuje twojego pomysłu – powiedział Rossi. – Bo jest dobry, chociaż oczywisty; dziwi się po prostu, dlaczego jeszcze ich nie szukasz.
– Ach, tak, tak, oczywiście.
– W internecie – poradziła mu Sachs. – Nie mamy czasu na buszowanie w bibliotekach jak w Kodzie Leonarda da Vinci.
Pewnie miała na myśli jakąś książkę, pomyślał Rhyme. Albo film.
– Wspomniała pani o podziemnych korytarzach. – Sachs zwróciła się do Beatrice. – Są dostępne dla zwiedzających?
– Tak – odparła. – Z dziećmi mojej siostry chodzimy zwiedzać. Kilka razy, może trzy.
– Ercole! – zawołał Rhyme. – Ściągnij wszystkie