Pogrzebani. Jeffery Deaver. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Jeffery Deaver
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Контркультура
Год издания: 0
isbn: 9788381695381
Скачать книгу
zarumienił się i umilkł.

      Rhyme rozejrzał się i kolejny raz doszedł do wniosku, że budynek niewiele różni się od One Police Plaza, komendy głównej nowojorskiej policji. Pełno zestresowanych detektywów i mundurowych: niektórzy dowcipkowali, inni siedzieli z zasępionymi minami, jeszcze inni – ze znudzonymi. Na tablicach informacyjnych i przyklejone bezpośrednio na ścianach wisiały odgórne zarządzenia. Pracowały komputery, mniej więcej o rok starsze od najnowocześniejszych. Dzwoniły telefony – chętniej korzystano z komórkowych niż stacjonarnych.

      Tylko język był inny.

      Zauważył jeszcze jedną różnicę: nigdzie nie było papierowych kubków po kawie, które tonami zaśmiecały biurka amerykańskich gliniarzy. Ani torebek po jedzeniu z fast foodu. Najwidoczniej Włosi wystrzegali się tego rodzaju niechlujnych praktyk. I bardzo dobrze. Kiedy Rhyme pracował w wydziale kryminalistyki nowojorskiej policji, wyrzucił kiedyś technika, który badał pod mikroskopem ślady, zajadając Big Maca. „Zanieczyszczenie!”, wrzasnął Rhyme. „Wynoś się!”

      Rossi zaprowadził ich do sali konferencyjnej szerokiej na około trzy metry i długiej na sześć. Stał tam sfatygowany stół, cztery krzesła, szafka na akta oraz laptop. Pod ścianą – stojaki z blokami papieru gazetowego, zapełnione odręcznymi notatkami i fotografiami. Wyglądały niemal identycznie jak jego tablice dowodów, tyle że były papierowe, a nie białe i sztywne. Choć widział słowa, których znaczenia nie znał, wiele punktów na liście dowodów rzeczowych rozumiał intuicyjnie.

      – Panie Rhyme – zaczął Rossi.

      – Kapitanie – wtrącił szybko Ercole. – Pan Rhyme jest kapitanem policji w stanie spoczynku. – Widocznie nie uzgodnili, że nie powinien poprawiać przełożonego. Rumieniec.

      Rhyme lekceważąco machnął sprawną ręką.

      – Nieważne.

      – Proszę wybaczyć – ciągnął Rossi, chyba autentycznie zmartwiony gafą. – Kapitanie Rhyme.

      – Teraz jest konsultantem – dodał Ercole. – Czytałem o nim. Często pracuje z obecną tu detektyw Sachs. Zgadza się?

      – Owszem – potwierdziła.

      Taka cheerleaderka jak Ercole może się przydać, pomyślał Rhyme. Ciekawił go ten człowiek. Rzucała się w oczy jego pewność siebie, a równocześnie miał w sobie coś z żółtodzioba. Poza nim Rhyme nie dostrzegł w budynku żadnego funkcjonariusza w szarym mundurze. Coś musiało się za tym kryć.

      Sachs klepnęła dłonią w torbę, którą trzymała na ramieniu.

      – Mamy wyniki analizy dowodów z dwóch miejsc zdarzenia w Nowym Jorku, w których był Kompozytor. Dokumentację fotograficzną, ślady butów i tak dalej.

      – Tak – rzekł Rossi. – Czekaliśmy na to. Czy od rozmowy ze strażnikiem Benellim pozyskali państwo nowe informacje?

      – Nic rozstrzygającego – odparła Sachs. – Nie udało się nam ustalić źródła pochodzenia strun, z których zrobił stryczki. Keyboard kupił za gotówkę w dużej sieci detalicznej. Nigdzie nie zostawił odcisków palców. Tylko fragmentaryczne, które nie pozwalają na identyfikację.

      – FBI sprawdza listy pasażerów, którzy przylecieli do Włoch.

      – Zrobiliśmy to, bez skutku. Ale listy pasażerów to… jak to się mówi, loteria. Bez zdjęcia, bez numeru paszportu? Wasz Kompozytor mógł wylądować na którymś z kilkunastu lotnisk w Unii Europejskiej i przekraczać granice, jedna za drugą, a nikt nie zapytał go o dokumenty. Mógł wypożyczyć albo ukraść samochód w Amsterdamie czy Genewie i przyjechać tutaj. Zapewne wzięli państwo pod uwagę możliwość, że nie odleciał z lotniska w pobliżu Nowego Jorku. Może z Waszyngtonu, Filadelfii… nawet Deltą z Atlanty. Podobno Hartsfield to najbardziej ruchliwy port lotniczy na świecie.

      Hm, Rossi był mistrzem w swoim fachu.

      – Owszem, braliśmy to pod uwagę – powiedział Rhyme.

      – Przypuszcza pan, że to Amerykanin? – zapytał Rossi.

      – Tak zakładamy, ale nie wiemy na pewno.

      – Po co seryjny zabójca opuszczałby kraj i przyjeżdżał zabijać tutaj? – spytał Ercole.

      – Kompozytor nie jest seryjnym zabójcą – zauważyła Sachs.

      Ercole pokiwał głową.

      – Rzeczywiście, nie zabił, to prawda. Ocaliliście ofiarę. A my nie znaleźliśmy ciała człowieka, którego u nas porwał.

      – Detektyw Sachs nie to miała na myśli, Ercole – odezwał się Rossi.

      – Nie, inspektorze, ma pan rację. Seryjny zabójca to rzadki i szczególny profil przestępcy. U mężczyzn motyw ma zazwyczaj charakter seksualny albo sadystyczny bez podtekstu seksualnego. Jeżeli dochodzi do zachowań rytualistycznych, w większości wypadków ograniczają się do krępowania albo układania ofiar w określonych pozach czy zostawiania na miejscu zdarzenia fetyszy, ewentualnie zabierania trofeów po śmierci ofiary. Misterna inscenizacja Kompozytora – wideo, stryczek, muzyka – stopniem skomplikowania przewyższa taki typ zachowania. To wielokrotny przestępca.

      W pokoju zaległa cisza.

      – Dziękujemy za pomoc i spostrzeżenia – odezwał się Rossi po chwili.

      – W miarę naszych skromnych możliwości – odparł Rhyme. Niezbyt skromnie.

      – I za to, że pokonali państwo taką daleką drogę, żeby dostarczyć nam materiały. – Niezbyt subtelnie.

      Inspektor Rossi przyjrzał się uważnie kryminalistykowi.

      – Pan, kapitanie Rhyme, nie jest chyba przyzwyczajony do sprawców, come si dice? Zbiegniętych?

      – Zbiegłych – poprawił szefa Ercole. I zaraz zesztywniał, znowu się rumieniąc.

      – Rzeczywiście, nie jestem – przyznał Rhyme. Może zbyt teatralnie. Uważał jednak, że ton był stosowny, odniósł bowiem wrażenie, że Rossi też jest policjantem, który nie przepada za zbiegniętymi sprawcami.

      – Liczy pan na ekstradycję – dodał Rossi. – Kiedy go złapiemy.

      – Nie wybiegałem myślą aż tak daleko – skłamał Rhyme.

      – Nie? – Rossi przygładził wąs. – To sąd będzie decydował, czy proces odbędzie się tutaj, czy w Ameryce, nie ja ani pan. Allora, jestem wdzięczny za to, co pan zrobił, kapitanie Rhyme. Za pański trud. Zapewne wiele to pana musiało kosztować. – Starał się nie patrzeć na wózek. – Dostarczył pan materiały, ale nie wiem, w czym jeszcze mógłby nam pan pomóc. Jest pan ekspertem kryminalistyki, ale mamy swoich ekspertów kryminalistyki.

      – Policję Kryminalistyczną.

      – O, zna ją pan?

      – Parę lat temu prowadziłem wykłady dla Polizia Scientifica w siedzibie głównej w Rzymie.

      – Przykro mi pana rozczarować, panią także, signorina Sachs. Powtarzam jednak, nie wiem, co więcej mogą nam państwo zaoferować poza tym. – Wskazał torbę na ramieniu Sachs. – Oprócz tego chodzi o względy praktyczne. Strażnik Benelli i ja znamy angielski w stopniu dostatecznym, czego nie można powiedzieć o reszcie osób zaangażowanych w śledztwo. Muszę też zaznaczyć, że Neapol jest niezbyt… – szukał odpowiedniego słowa – …dostępnym miastem. Dla kogoś takiego jak pan.

      – Zauważyłem. – Rhyme wzruszył ramionami w geście, który opanował do perfekcji.

      Znowu zapadła cisza.

      Przerwana w końcu przez Rhyme’a.

      – Dzięki Google tłumaczenie jest proste. A jeżeli chodzi o mobilność: w Nowym Jorku rzadko osobiście oglądam miejsca zdarzeń. Nie ma