Tak mija tydzień, nad powieścią Tołstoja, dla mnie i jeszcze dla wielu innych; i nagle znów kończy się ta powieść, zamykamy książkę, już świta, wyglądamy przez okno w szarość, jesteśmy osobliwie baczni i osobliwie spokojni, jak ci, którzy coś widzieli, słyszeli i zrozumieli. Ta książka dała odpowiedź… To jedyna książka, która potrafi dać odpowiedź w czasie. Z tą odpowiedzią w sercach żyjemy dalej; nastał poranek, zaczyna się życie, jakoś tak, po coś, pomiędzy wojną i pokojem.
Kiedy skończono z narzekaniem, jedna z osób w tym towarzystwie uśmiechnęła się i powiedziała cicho: „Weźmy takiego Holbeina, tego młodszego. Dlaczego sięgam akurat po jego przykład? Przypadkiem. Tak mi się nasunął. Szukam w życiu tego artysty śladu czegoś… Holbein wyjechał z Augsburga do Bazylei, gdzie wówczas, jak to się mówi, pulsowało życie obfitujące w wydarzenia artystyczne i literackie, działały drukarnie, ukazywały się gazety, prawdopodobnie zdarzali się też dziennikarze podający fałszywe wiadomości, miasto pełne było znających się na sztuce mecenasów, wzbogaconych patrycjuszy, sztukę przyjmowano tu z otwartymi ramionami. Już się wydawało, że znalazł cichą przystań. Maluje freski w domach zamożnych utytułowanych figur. Podróżuje również do Włoch, dusza nasyca mu się kolorami i światłem słońca. Wraca do Bazylei, żeni się, rodzą mu się dzieci, maluje portret Erazma z Rotterdamu i kupca Gisze… Tymczasem wybucha wokół niego żar reformacji. Europa płonie. Każdy jest podejrzany. «Gdzie przynależysz?» – pytają artystę. «Proszę ujawnić swe barwy, pokazać prawdziwe oblicze!» I chwytają go za kołnierz. A przecież niczego innego nie chciał, on, Holbein, ten młodszy, jak tylko ujawnić «swe barwy», w dosłownym tych słów znaczeniu, pędzlem i farbami. Artystyczne ujawnienie barw to za mało, aktywni w tamtych czasach detektywi od światopoglądów gorliwie badają charakter każdego człowieka. Europa płonie ogniem reformacji. Dokąd jedzie artysta, dokąd chciałby wyemigrować, żeby uratować własną skórę i ocalić swoje dzieła, swoją duszę i swoją sztukę? Naturalnie do Anglii. Siedzi w Bazylei i uczy się angielskiego…. Po Wiedniu krąży teraz taki gorzki dowcip, że w kawiarni zwracają się do ludzi o zatroskanych obliczach: «Pan jest Aryjczykiem czy uczy się angielskiego?…». Holbein był Aryjczykiem, ale na wszelki wypadek uczył się też angielskiego. W tysiąc pięćset dwudziestym szóstym roku udaje się do Anglii po raz pierwszy, potem wraca w bardziej znajome okolice, do Bazylei, ale napięcie w kraju wytrzymuje tylko dwa lata, ma wrażenie, że coś pęta mu siły twórcze, z podciętymi skrzydłami obija się w tym miłym, spokojnym mieście, jego przyjaciele i protektorowie w dużej części trafili do więzienia, umarli na ławie tortur albo na szafocie… W wieku trzydziestu lat postanawia, że zacznie życie raz jeszcze, od nowa. Powraca do Anglii i teraz już pozostanie tam aż do śmierci”.
Towarzystwo słuchało uważnie. „Europa była wówczas bardzo interesująca” – rzekła osoba, która opowiadała tę historię. „Interesująca, tyle że lekko niespokojna. Niepokoiły ją walki światopoglądowe i religijne. Anglia oczywiście i wtedy była wyspą, odizolowaną, bogatą wyspą. Teraz już zdawało się, że rzeczywiście nadszedł koniec czasu ciężkich prób, Holbein powrócił do domu. Jego protektor, Tomasz Morus, przyjmuje artystę entuzjastycznie. Holbein staje się domowym malarzem najbardziej eleganckiego towarzystwa; jest ówczesnym Fülöpem László23. Król, żądny rozkoszy, namiętny i utalentowany Henryk VIII przyjmuje go na dworskiego malarza. Holbein portretuje kochanki i żony króla, a zatem ma dużo pracy. Portretuje arcybiskupa Canterbury, w ogóle wszystkich, którzy cokolwiek liczą się w Londynie. Jego sława rośnie, sięga daleko poza granice wyspy, a kontynent, gdzie tymczasem prowadzi się wojny i gdzie religijne, światopoglądowe konflikty i rozterki coraz ostrzej, coraz bezlitośniej oddzielają od siebie ludzi – noc Świętego Bartłomieja jest jeszcze daleko, ale już zawczasu rzuca cień – kontynent też wie o sztuce Holbeina. Artysta żyje w ukryciu angielskiego świata, a to, co tworzy, jest coraz doskonalsze. Pewnego dnia spaceruje przy London Bridge i musi widzieć, jak żołnierze nadziewają na lance głowę Tomasza Morusa, arcybiskupa Canterbury, i głowy wszystkich wytwornych modeli, którzy mu pozowali… Taki to był świat, w czasach pokoju, około roku tysiąc pięćset czterdziestego, w idyllicznym i odizolowanym Londynie. Ale Holbein nie poddaje się zniechęceniu. Portretuje nowych panów, a w wieku czterdziestu siedmiu lat umiera, na wygnaniu w Anglii, na dżumę. Lecz jego obrazy pozostały”.
Snujący opowieść, jak to wypada, wypił kieliszek wina, zapalił, uśmiechnął się i rozparł w fotelu. „Dlaczego o tym opowiadam? Przypadkiem, bo akurat nasunął mi się Holbein, ten młodszy… Wyobraźmy sobie tamtą inną Europę, na początku szesnastego wieku, z jej zamkniętymi miastami, granicami, gdzie na każdego patrzy się podejrzliwie, znakomitą policją kościelną i świecką, węszącymi zbirami, w napięciu zrodzonym przez reformację… Paszport i wtedy potrzebny był do podróżowania, na drogach czyhali oficjalni i półoficjalni zbójcy, a dotrzeć z Bazylei do Włoch czy też akurat do Londynu, cóż to było za przedsięwzięcie! Ten malarz wędruje z dziećmi, żoną, z całą rodzinką, z obrazami, wędruje drogami płonącej Europy, żeby uratować swoją sztukę. Przekracza granice, legitymują go w miastach, w jego duszy panują rozterki i chaos. Gdzie przynależy? Czy jest jeszcze dobrym chrześcijaninem, czy heretykiem i buntownikiem?… Dom, słodki dom, ojczyzna uważają go za swojego czy się go wyrzekają?… I co na niego czeka, tam w tym obcym świecie, w Anglii Henryka VIII, w zubożałym od tych niepotrzebnych wojen i obrabowanym społeczeństwie, gdzie spódniczka Anny Boleyn jest sztandarem, na który musiał przysięgać każdy chrześcijanin… Jakież to poniżające warunki życia! Jakie karykaturalne zależności! Co z tego wszystkiego rozumiał Holbein, ten młodszy? Ale wędrował, wraz z dziećmi i obrazami, poprzez płonącą Europę, i zaczął od nowa, potem powrócił, a później znów wyjechał, w jaśniejącym nad brzegiem Tamizy brzasku przyglądał się głowom o zamkniętych oczach, nabitym na ostrza lancetów głowom wytwornych ludzi, i milczał… Wtedy też było psucie pieniądza, była wojna, była autarchia, była kontrola światopoglądu, były zbrojenia, dręczące podatki, a na dodatek do tego wszystkiego była dżuma. Co mógł uczynić artysta? Wyjechał z Bazylei do Londynu, później na powrót do Bazylei, a potem znów do Londynu, wlókł to swoje życie pomiędzy spalonymi miastami Europy… Tak, w tym czasie także malował”.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.