– Przestań gadać głupoty.
– Anno, prom wykonuje pewne ściśle określone procedury. Pewnie coś tam się akurat włączyło albo wprost przeciwnie, jakiś silnik zredukował moc. Czy coś tam.
– I chyba zwolniliśmy. – Anna znieruchomiała na moment, usiłując wyczuć prędkość statku.
– Po co ty się takimi rzeczami przejmujesz? Jakie to ma znaczenie?
– Pamiętasz, co mówili na początku? Że prom płynie ze stałą prędkością podróżną siedemnastu węzłów. Po co mieliby zwalniać?
– Może akurat wykonują jakiś manewr i musieli zwolnić. Omijają jakąś rafę, ja wiem…
– Rafę? Na Bałtyku?
– No to cokolwiek. Górę lodową.
– W lecie?
– Góry lodowe odrywają się od lodowców i spływają na morza, kolebiąc się na wodzie jak wielkie białe wańki-wstańki.
– To byśmy ją raczej zauważyli?
– Chyba że jest podwodna.
– Większych idiotyzmów już chyba nie wymyślisz. – Anna podniosła się i spojrzała na męża z góry. – Chodź, przejdziemy się wzdłuż tego tarasu.
Edward, rad nierad, dźwignął się z leżaka i ruszył za żoną.
Rozdział 9
Szczecin, poniedziałek,
cztery dni wcześniej…
Piotr w milczeniu, co nie zdarzało mu się zbyt często, wpatrywał się w Paulinę.
– Niemożliwe – wykrztusił w końcu. – I co Paweł na to?
– To samo co ty. – Paulina rzuciła na biurko foldery reklamowe niemieckiej firmy produkującej preparaty do czyszczenia polbruku i opadła na swój fotel. – Patrzył na mnie baranim wzrokiem.
Piotr pokręcił głową niecierpliwie.
– Oj weź, mów!
– No co mam mówić? Sama jestem wstrząśnięta. Jeszcze się zaraz okaże, że byłam ostatnią osobą, która z nim rozmawiała.
– A kiedy go zamordowali? To chyba Baśka pisze o tym?
– Wstępnie szacują, że w piątek w nocy. Zwłoki znaleźli dopiero w niedzielę. Drzwi w mieszkaniu były uchylone przez całą sobotę i w końcu ktoś zdecydował się zajrzeć.
– Portale już coś o tym piszą. – Piotr przesuwał wzrokiem po ekranie. – Ludzie dodają pod spodem, że to przy placu Lotników. Te komunistyczne bloki.
– To socrealizm, ignorancie. Boże…
– Co? – Piotr oderwał wzrok od monitora i spojrzał na Paulinę z niepokojem.
– Wsiadłam do taksówki na placu Grunwaldzkim, a on poszedł dalej. Plac Lotników jest tuż obok. W takim razie prawdopodobnie byłam ostatnią osobą, która go widziała żywego.
Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu.
– Nie licząc mordercy – powiedział cicho Piotr.
– Nie licząc mordercy – przytaknęła Paulina.
– Musisz iść na policję.
– Paweł właśnie dzwoni do znajomego prokuratora, od którego dostał te fotki.
– A na innych zdjęciach? Może ci się jednak wydawało, że to on?
– Dwie fotki są tylko u Pawła. Nie pomyliłam się. Poznałam ten tatuaż i czarny T-shirt…
Paulina przerwała i podniosła wzrok.
– W tym T-shircie był w klubie. Jeśli nie zdążył się nawet przebrać, to morderca musiał wejść do niego zaraz po naszym rozstaniu. Mogła być pierwsza, najwyżej trochę po…
– Tu ludzie piszą o jakiejś pijackiej imprezie. Że ktoś słyszał podobno muzykę i głośne rozmowy. Może po pożegnaniu się z tobą zorganizował sobie towarzystwo? W zasadzie było dość wcześnie. Mogli więc go zabić dużo później i nie byłaś ostatnią osobą, która go widziała.
– W sumie… – Paulina zawiesiła wzrok w przestrzeni. Ta wersja była prawdopodobna. Facet mógł nawet wcześniej, zanim się z nią spotkał, umówić się na jakąś imprezkę przecież. Spiknął się z jakimiś swoimi znajomymi gdzieś obok, a potem wylądowali u niego. Może nie chciał psuć sobie całego piątkowego wieczoru.
– Muszę zadzwonić do Marty – westchnęła. – Pewnie jeszcze dzisiaj będę musiała iść na policję.
– Powiesz im o jego propozycji?
Paulina spojrzała na Piotra z irytacją.
– Oczywiście. Dlaczego miałabym to ukrywać?
– Milion euro to sporo kasy.
– Zwariowałeś!?
– No tak tylko pytam…
– W jaki sposób miałabym zdobyć ten milion euro według ciebie? – Paulina ściszyła głos, widząc, że obok ich biurek przechodzi właśnie jeden z kolegów. – Pomijając nawet kwestię zatajania zeznań.
– Jeśli w następstwie tego morderstwa policja wpadnie na trop mafii, to możliwe, że nagroda będzie już nieaktualna.
– Boże! – Paulina pokręciła głową. – Ty chyba nie uwierzyłeś w te rzeczy?
– No przecież powiedział ci wyraźnie…
– Nic mi nie powiedział wyraźnie. Wszystko miał mi przekazać w sobotę. Wiem tylko, że chodziło o jakiś transport czegoś tam do Rosji. W środę albo w czwartek. Nic ponadto.
– Czyli pojutrze…
– Albo w czwartek.
– Mamy nazwę tej firmy produkującej meble. Mówiłaś coś…
Paulina zagryzła wargi i spojrzała w przestrzeń nad ramieniem Piotra.
Rzeczywiście, facet wspomniał nazwę lewej firmy rzekomo należącej do mafii. Jak to było…
– Cicho – syknął nagle Piotr.
– Co? Czemu? – Zdezorientowana Paulina spojrzała na niego ze zdziwieniem.
– Paweł…
Popatrzyła w ślad za jego wzrokiem. Od strony swojej oszklonej zagrody zbliżał się właśnie szef.
– Rozmawiałem z prokuratorem. – Paweł stanął nad biurkiem Pauliny i położył przed nią żółtą samoprzylepną karteczkę. – Tu masz telefon do zajmującej się tą sprawą policjantki. Bożena Górnik się nazywa. Zadzwoń do niej. Pewnie poproszą cię, żebyś przyjechała od razu.
Pół godziny później Paulina parkowała w ceglanym wąwozie przy Kaszubskiej. Po dwóch stronach wąskiej ulicy wznosiły się ponure gmachy z czerwonej cegły. Najeżone kanciastymi wieżyczkami, kroksztynami, sterczynami, inkrustowane glazurowanymi kształtkami, wyglądały jak zamczyska złej czarownicy z krwawej bajki braci Grimm.
Wydział kryminalny mieścił się w największym gmachu w całym kwartale. Do wnętrza prowadziły drzwi umieszczone w ogromnym półkolistym portalu. Sama architektura budynku zdawała się wołać, żeby porzucili wszelką nadzieję ci, którzy tutaj przychodzą. Ale cała ta dzielnica