Beata Santorska mieszkała w jednym z nowych bloków, które masowo wyrastały z gruzów Warszawy. Wchodząc do klatki schodowej, od razu jej takiego lokum pozazdrościł. Było czysto, jasno i pachniało nowością. Zupełnie inaczej niż w jego kamienicy, gdzie roznosiła się woń stęchlizny, przeplatana niekiedy zapachem gotowanej kapusty. Wszedł na drugie piętro i nacisnął dzwonek. Chwilę potem w drzwiach ukazała się Beata. Miała na sobie jasną, kwiecistą sukienkę, mocno ściśniętą w pasie. Zaskoczył go pogodny wyraz jej twarzy, bo przez telefon wydawała się zdenerwowana. Wszedł bez słowa do środka. Nawet nie zdążył się rozejrzeć po mieszkaniu, gdy Beata podeszła do niego, położyła dłonie na jego ramionach, a potem zaczęła delikatnie muskać wargami jego usta. Zgłupiał kompletnie, jednak żadna siła w tym momencie nie byłaby w stanie odciągnąć go od tej kobiety. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz poczuł tak silne podniecenie. Jęknął i zaczął oddawać pocałunki. A potem wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie. Nie potrafił powiedzieć, kiedy i jak znaleźli się na tapczanie w pokoju ani jak pozbył się ubrania. Chyba w tym momencie o niczym nie myślał, a najmniej o żonie, która zapewne niedługo wróci z pracy i będzie przygotowywała dla niego obiad. Beata Santorska robiła z nim rzeczy, o jakich jedynie marzył w skrytości, a których nigdy nie odważył się zaproponować swojej żonie. Było doskonale.
Kiedy skończyli ten pierwszy, szalony akt miłosny, zapanowała między nimi niezręczna cisza. Jakby nie mieli sobie nic do powiedzenia, a wszystkie rozmowy, jakie prowadzili do tej pory, miały tylko jeden cel – łóżko.
Beata odezwała się pierwsza.
– Przepraszam, po prostu nie mogłam już wytrzymać – powiedziała słodko.
– Za co? – zdziwił się. – Było cudownie.
– Za ten telefon. Na pewno zdenerwowałeś się.
– To prawda. Myślałem, że coś ci się stało. – Szymon powinien być trochę rozzłoszczony na Beatę, ale było mu tak dobrze, że nie był w stanie się na nią pogniewać.
– Bałam się, że inaczej byś nie przyszedł.
Miała rację. Zrobiłby wszystko, byle nie znaleźć się z Beatą w podobnej sytuacji. Jak to kiedyś mówiły mu w sierocińcu siostry zakonne, najlepszym sposobem na niepopełnianie grzechów jest unikanie pokus. Nie był szczególnie religijny, odkąd zginęli rodzice w ogóle nie zaglądał do kościoła, ale stwierdzenie wygłaszane przez siostry sprawdzało się także w jego bezbożnym życiu. Nie żałował jednak, że dał się ponieść namiętności. W końcu, po tak długim czasie, pomyślał tylko o sobie i swojej przyjemności. Nie był zakochany w Beacie, to pewne, ale podobała mu się niesamowicie. Zresztą nie wierzył w miłość od pierwszego czy też drugiego wejrzenia. Coś, o czym mówili inni, jakieś gromy z jasnego nieba, to było mu obce. On potrzebował czasu, by kogoś polubić, a co dopiero pokochać. Jego przyjaciel z sierocińca, Antek, napisał mu kiedyś, że pewnego dnia, jak go „sieknie”, to straci rozum. Nic takiego jednak nie nastąpiło, a namiętność i pożądanie, jakie poczuł do Beaty, nie miały nic wspólnego z miłością.
14. Poznań, 1956
Kiedy Nela Domosławska była małą dziewczynką, obwiniała się za całe zło świata. Uważała, że to z powodu jej niesfornego zachowania zaginął ojciec, a matka zmarła na tyfus. Czuła się nawet winna temu, że pewnego dnia wypędzono ich z przytulnego, wygodnego mieszkania w Oszmianie na Kresach Wschodnich, zapakowano do bydlęcych wagonów i wywieziono do dalekiego Kazachstanu, a tam nie było ani gdzie spać, ani co jeść. Obecnie już wyrosła z tego, chociaż i teraz najpierw próbowała znaleźć winę w sobie, a dopiero później doszukiwała się jej u innych. Tym razem jednak ani przez chwilę nie pomyślała, iż zrobiła coś, co mogło sprawić, że wylądowała w zatęchłej celi. Chyba że ktoś potrafił czytać w jej myślach i na tej podstawie ją oskarżył.
Pierwsze dni przesłuchań były koszmarem. Sądziła, że czas przemocy fizycznej czy tortur już minął, ale myliła się. Najgorsze było to, że mężczyzna, który ją przesłuchiwał, zdawał się nie słuchać tego, co do niego mówiła. Nie torturował jej, ale kilka razy dostała po twarzy i raz poczęstował ją solidnym kopniakiem. Nawet wówczas, gdy udowodniła, że jest dziennikarką, a na placu Kochanowskiego znalazła się przypadkiem, niczego to nie zmieniło. Po dwóch dniach została kolejny raz doprowadzona do pokoju przesłuchań i wtedy ten człowiek rzucił jej w twarz plik zdjęć, które zrobiła tego koszmarnego dnia, dwudziestego ósmego czerwca.
– Od początku węszyliście. Od chwili, gdy ci wichrzyciele opuścili zakład i zbezcześcili tablicę z nazwą – prychnął.
– Jestem dziennikarką, przyjechałam zrobić reportaż o Międzynarodowych Targach Poznańskich, dowiedziałam się o protestach, więc tam poszłam, żeby zdać relację. Nie chciałam pisać źle o władzy ludowej – skłamała. I postanowiła nie pyskować, jak to często się jej zdarzało.
– A co chcieliście zrobić z działaczką ZMP?
– Z kim? – zdziwiła się Nela. – Chodzi o tę uczennicę? Przecież mówiłam ze dwadzieścia razy o tym. Została ranna, gdy z okien urzędu zaczęto strzelać. Chciałam pomóc. Zapytajcie ją. Powinniście mnie posadzić, gdybym jej nie pomogła. W końcu aktywistka…
– Jej nauczycielka, członkini partii, zeznała, że chcieliście z niej zrobić żywą tarczę. Komu miałbym więc wierzyć? Wam czy zasłużonej działaczce partyjnej? Należycie do partii?
Pokręciła przecząco głową.
– No właśnie. A wasz kolega redakcyjny potwierdził, że mieliście wywrotowe poglądy…
– Ta lampucera z ptasim nosem widziała mnie po raz pierwszy w życiu, a kolega Paliński każdego traktuje jak potencjalnego wroga Polski Ludowej. Jedyne, co mu w życiu wychodzi, to donoszenie na współpracowników.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.