TOPR. Żeby inni mogli przeżyć. Beata Sabała-Zielińska. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Beata Sabała-Zielińska
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788381695145
Скачать книгу
poszkodowanemu w ramach odpłatnych akcji ratunkowych. W drugą stronę działa to podobnie, choć zdarzają się wyjątki od reguły.

      Dwa lata temu śmigłowiec słowackiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pomógł w akcji przetransportowania do zakopiańskiego szpitala polskiego taternika, który uległ wypadkowi na Kazalnicy, za co Polska nie musiała zapłacić. W tym przypadku słowacki helikopter jako statek państwowy pomagał w ramach współpracy międzynarodowej, ta zaś oparta jest na jeszcze innych zapisach. Słowem, wszystko zależy od tego, kto z kim i na jakich zasadach działa. Jeżeli w Tatrach Polskich pomaga inny śmigłowiec słowacki, TOPR pokrywa koszty z własnych środków.

♦ ♦ ♦

      Ratownikiem TOPR-u może zostać każdy pełnoletni i aktywny górsko człowiek. Aktywny górsko nie znaczy „drepczący po szlakach”. Kandydat na kandydata na ratownika TOPR-u (tak zwany adept) musi umieć się wspinać, bardzo dobrze jeździć na nartach i znać topografię Tatr. Kandydat musi też znaleźć dwóch członków TOPR-u, którzy będą członkami wprowadzającymi, wesprą go w dążeniu do celu i poręczą za niego przed kolegami.

      – To tradycja Pogotowia. W pierwszych księgach TOPR-u członkowie wprowadzający zwani byli świadkami przysięgi – tłumaczy Jan Krzysztof, podkreślając, że to dobry zwyczaj, pokazujący zaangażowanie i zobowiązanie obu stron. – Wprowadzający powinni przedstawić kandydata i poręczyć, że jest człowiekiem godnym zaufania. Przyjęte jest także, że to oni wprowadzają następnie kandydata w arkana działalności górskiej i zasady funkcjonowania stowarzyszenia, a nawet trochę za niego odpowiadają, zwłaszcza w pierwszym okresie. Ich rekomendacja daje nam gwarancję, że jest to osoba, która nadaje się do tej pracy. TOPR to elitarna organizacja. Elitarna nie znaczy zamknięta, każdy ma dostęp do Pogotowia, ale chodzi o to, żeby to nie byli przypadkowi ludzie. To ważne, bo wyszkolenie ratownika nawet w podstawowym zakresie jest bardzo czasochłonne i kosztowne. Ostrożność w doborze kandydatów to także wynik odpowiedzialności, jaką bierzemy za ratowanych. Już na etapie kandydackim tym młodym ludziom powierzane są bardzo poważne zadania. Jeśliby się tych kandydatów nie znało, trzeba by ich bardzo pilnować, a nie jesteśmy w stanie tego robić. Dlatego kandydaci na kandydatów na ratownika są już w pewien sposób wybrani, choć to dopiero początek długiej i wymagającej drogi.

      Rozpoczyna ją złożenie podania z dołączonym wykazem działalności górskiej, a później egzamin wstępny, który weryfikuje praktyczne umiejętności potencjalnego kandydata.

      – Egzamin wstępny pozwala odsiać tych, którzy marzą o ratownictwie, od tych, którzy mają na to realne szanse – mówi wprost Marcin Józefowicz, szef szkolenia TOPR. – Nie jesteśmy szkółką, tylko organizacją, która potrzebuje profesjonalistów, dlatego nie interesują nas żółtodzioby. Na stronach TOPR-u można znaleźć dokładny opis naszych wymagań, dlatego dziwią mnie podania od ludzi, którzy zdają się ich nie rozumieć. Zdarzają się bowiem podania z wykazami tras zrobionych z wynajętym przewodnikiem albo, jeszcze lepiej, z drogą wspinaczkową, którą delikwent opuścił ledwo żywy, w ramionach ratowników. Powiem krótko, to totalny obciach. Prosząc o wykaz dróg wspinaczkowych, mamy na myśli trasy robione samodzielnie! Spodziewamy się znaleźć w ich opisie nazwisko partnera wspinaczki oraz datę zdobycia góry, przy czym wykaz ma zawierać drogi z ostatnich trzech lat, a nie z jakiejś wczesnej młodości. Owszem, w działalności taternickiej jest zwyczaj, że nikt nie sprawdza prawdomówności i że nie trzeba udowadniać zdobycia ściany, należy jednak pamiętać, że człowiek przyłapany na kłamstwie nie ma już wstępu do środowiska. Tym bardziej warto się poważnie zastanowić, co wpisujemy i czym chcemy się pochwalić, zwłaszcza że łatwo to zweryfikować podczas wspomnianego egzaminu. A ten składa się z etapu zimowego i wiosennego. Wiosną sprawdzamy zdolności wspinaczkowe: wiązanie węzłów, zakładanie asekuracji i stanowiska oraz umiejętność zjazdu. Kandydat na kandydata musi też przejść test kondycyjny, czyli bieg na Kasprowy Wierch, oraz test ze znajomości topografii Tatr. Jest również sprawdzian z historii i ze statutu TOPR-u, chcemy bowiem, żeby ludzie wiedzieli, do jakiej organizacji wstępują. W zimowym etapie sprawdzamy zaś, jak ewentualni kandydaci jeżdżą na nartach po trasach i poza nimi.

      Ponieważ nie ma żadnych szkół związanych z ratownictwem górskim, jedynymi jednostkami wskazanymi do szkolenia, a także do weryfikacji umiejętności górskich są w Polsce Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe i Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe (odbywa się to na podstawie odpowiedniej zgody wydanej przez ministra spraw wewnętrznych po spełnieniu określonych w ustawie wymogów).

      Z tym że TOPR nie szkoli dla GOPR-u, a GOPR nie szkoli dla TOPR-u. To znaczy tyle, że uprawnienia zdobyte w GOPR-ze nie są uznawane w TOPR-ze, zatem ratownik GOPR-u, który chciałby zostać ratownikiem TOPR-u, musi przejść toprowskie szkolenie i toprowską weryfikację. Ta sama zasada obowiązuje instruktorów narciarskich i wspinaczkowych, nieuznawane są także certyfikaty przyznawane przez Polski Związek Alpinizmu. Słowem, kandydat na kandydata na ratownika TOPR-u jest człowiekiem z czystą kartą i tak jak wszyscy inni kandydaci przechodzi testy. TOPR bardzo wysoko stawia poprzeczkę, wymagając konkretnych umiejętności, dlatego toprowscy instruktorzy wychodzą z założenia, że tylko oni mogą sprawdzić predyspozycje kandydata.

      Należy pamiętać o różnicy między TOPR-em a GOPR-em, nie jest to bowiem, jak sądzi większość Polaków, ta sama instytucja. Historyczne zaszłości spowodowały, że ten temat potrafił być kiedyś bardzo drażliwy. Dlatego lepiej nie mylić toprowców z goprowcami!

♦ ♦ ♦

      W latach pięćdziesiątych w Polsce zaczęła rozwijać się tak zwana masowa turystyka – ludzie hurmem ruszyli w góry, i to nie tylko w Tatry. Zaczęli oblegać Beskidy, Gorce, Karkonosze, gubiąc się w nich, łamiąc się w nich, spadając z nich, a co za tym idzie, potrzebując w nich pomocy. Profesjonalnej! Primum non nocere (Po pierwsze, nie szkodzić), mawiał Hipokrates, a mądrość tych słów, przetrwawszy wieki, przekonała, kogo trzeba, by w tworzenie służb ratunkowych zaangażować tych, którzy ratować już potrafią. I tak oto zwrócono się do TOPR-u, który nie miał na polskim rynku żadnej konkurencji, za to miał ogromne zaufanie społeczne, chwalebną historię oraz świetną kadrę instruktorską. (Trzeba dodać, że pierwsze próby tworzenia zalążków grup ratowniczych w innych górach miały miejsce jeszcze przed drugą wojną światową). Poproszeni o pomoc toprowcy chętnie wzięli się do pracy, dzieląc się wiedzą i umiejętnościami z kolegami w kolejno otwieranych górskich służbach, nie mając przy tym pojęcia, że kręcą na siebie bicz.

      Ratownicza brać zaczęła się szybko powiększać, w 1952 roku postanowiono więc stworzyć ze wszystkich jednostek jedną strukturę o dumnie brzmiącej nazwie Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, przy czym, co ważne, GOPR nie był samodzielną organizacją, tylko instytucją działającą w strukturach Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. W początkowej fazie Zarząd TOPR-u wraz z przedstawicielami PTTK był równocześnie Zarządem GOPR-u i, oficjalnie, wszyscy byli z tego zadowoleni. Do czasu.

      W 1956 roku TOPR został wepchnięty do jednego – goprowskiego – wora, stracił wolność i niezależność, stając się jedną z wielu grup, zarządzaną podług zasady: „wszystkim po równo”, co dla toprowców oznaczało zdecydowanie za mało. Ich akcji i wypraw ratunkowych nie dało się bowiem porównać z innymi, nikogo to jednak nie interesowało.

      Nie pomagały protesty i tłumaczenia oczywistych oczywistości o specyficznym, żeby nie powiedzieć wyjątkowym charakterze Tatr. Wszelkie próby merytorycznego przedstawienia sprawy, nawet w języku łopatologicznym (wyższe znaczy trudniejsze, co równa się droższe), nie przynosiły pożądanych efektów, a nadzieja na mądre kierownictwo, prowadzące elastyczną politykę finansową, pozostawała w sferze marzeń.

      Nic więc dziwnego, że toprowcy szybko zaczęli kwestionować