– Idź, dziecko. Jeśli zabijesz Mehmeda II, będziesz zbawczynią Konstantynopola i na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci jako święta. Święta ze świętego miasta.
O zmroku Phrantzes wyprowadził Helenę na mury koło bramy św. Romana.
Piasek przy murach był czarny od krwi umierających ludzi, ciała poległych leżały wokół jak grad, który spadł z nieba. Nieco dalej unosił się biały dym z wielkich dział, niestosownie lekki i zwiewny. Przed nimi rozpościerał się jak okiem sięgnąć obóz sił osmańskich, z którego wznosiły się gęste jak las proporce, powiewające w wilgotnej morskiej bryzie pod ołowianoszarym niebem.
Z innej strony osmańskie okręty pokrywały Bosfor jak czarne żelazne gwoździe przytrzymujące niebieską powierzchnię morza.
Helena zamknęła oczy. „To moje pole bitwy – pomyślała. – Moja wojna”.
Przypomniała sobie legendy z dzieciństwa, snute przez ojca opowieści o przodkach. W Europie po drugiej stronie cieśniny znajdowała się prowansalska wioska. Pewnego dnia na wioskę opadła chmura i wyłoniła się z niej armia dzieci ze lśniącymi czerwonym krzyżami na zbrojach, prowadzona przez anioła. Jej przodek, człowiek z wioski, odpowiedział na ich wezwanie i pożeglował przez Morze Śródziemne, by walczyć w Ziemi Świętej w imię Boga. Zaczynał jako szeregowy żołnierz, ale został templariuszem. Później przyjechał do Konstantynopola, gdzie poznał piękną kobietę, świętą wojowniczkę. Zakochali się i dali początek ich świetnej rodzinie…
Kiedy była starsza, odkryła, jak było naprawdę. Główny wątek tej opowieści był prawdziwy. Ów przodek rzeczywiście był członkiem krucjaty dziecięcej. Po spustoszeniu wiosek przez zarazę przyłączył się do wyprawy w nadziei napełnienia brzucha. Gdy zszedł ze statku, znalazł się w Egipcie, a tam z ponad dziesięcioma tysiącami innych dzieci sprzedano go w niewolę. Po wielu latach uciekł i przedostał się do Konstantynopola, gdzie faktycznie poznał wojowniczkę. Jednak jej los był niewiele lepszy od jego losu. Cesarstwo bizantyńskie miało nadzieję, że z całej Europy ściągną doborowi żołnierze i zaczną walczyć z niewiernymi, ale zamiast nich przybyła armia kruchych, ubogich jak żebraczki kobiet. Dwór bizantyński odmówił wsparcia tych „świętych wojowniczek”, więc zostały prostytutkami.
Przez ponad sto lat „świetna” rodzina Heleny ledwie wiązała koniec z końcem. Za czasów jej ojca wpadli w jeszcze większą biedę. Głodna Helena wybrała profesję swej znakomitej przodkini, ale gdy ojciec się o tym dowiedział, stłukł ją na kwaśne jabłko i powiedział, że gdy jeszcze raz ją na tym przyłapie, zabije ją… jeśli nie zacznie przyprowadzać klientów do domu, by mógł negocjować lepszą zapłatę i zatrzymywać pieniądze „dla niej”.
Uciekła z domu, po czym zaczęła żyć i pracować na własny rachunek. Była w Jerozolimie i Trapezuncie, a nawet w Wenecji. Nie chodziła już głodna i nosiła piękne stroje, ale wiedziała, że nie różni się od źdźbła trawy rosnącego w przydrożnym błocie i wdeptywanego w nie przez podróżnych.
I wtedy Bóg zesłał jej cud.
Nie wzorowała się na Joannie d’Arc, innej kobiecie natchnionej przez Boga. Co Dziewica Orleańska otrzymała od Boga? Tylko miecz. Natomiast Helenie Bóg dał coś, dzięki czemu stanie się ona najświętszą kobietą po Maryi…
– Spójrz, to jest obóz Fatiha, Zdobywcy. – Phrantzes wskazał teren za murami.
Helena kiwnęła głową.
Phrantzes wręczył jej drugą sakwę z owczej skóry.
– W środku są trzy jego portrety, namalowane z różnych punktów widzenia i przedstawiające go w różnych strojach. Dałem ci też nóż – będzie ci potrzebny. Musimy dostać całą głowę, nie tylko mózg. Najlepiej zaczekaj do nocy. W dzień nie będzie go w namiocie.
Helena wzięła sakwę.
– Pamiętaj o moim ostrzeżeniu.
– Oczywiście.
„Nie idź za mną – pomyślała. – Nie wchodź tam, gdzie ja muszę wejść. W przeciwnym razie magia na zawsze przestanie działać”.
Szpieg, który poszedł za nią poprzednim razem w przebraniu mnicha, powiedział Phrantzesowi, że bardzo uważała, wielokrotnie kluczyła, zawracała i na koniec dotarła do dzielnicy Blacherny, gdzie ostrzał tureckich armat był najcięższy.
Szpieg widział, jak Helena wchodzi w ruiny minaretu, który kiedyś był częścią meczetu. Gdy Konstantyn wydał rozkaz zburzenia meczetów w mieście, ostała się tylko ta wieża, bo podczas ostatniej zarazy wbiegło do niej kilka chorych osób i umarło tam, więc nikt nie chciał się do niej zbliżyć. Na początku oblężenia zbłąkana kula armatnia zmiotła jej górną połowę.
Stosując się do napomnienia Phrantzesa, szpieg nie wszedł do minaretu, ale wypytał dwóch żołnierzy, którzy byli w nim, zanim trafiła go zbłąkana kula. Powiedzieli mu, że zamierzali ustanowić na jego szczycie punkt obserwacyjny, ale zarzucili ten pomysł, gdy się zorientowali, że wieża nie jest odpowiednio wysoka. Powiedzieli też, że wewnątrz minaretu nie ma nic oprócz kilku ciał, które rozłożyły się tak, że zostały z nich praktycznie szkielety.
Tym razem Phrantzes nie posłał za Heleną żadnego szpiega. Patrzył, jak toruje sobie drogę wśród żołnierzy tłoczących się na szczytach murów. Jej jasny płaszcz wyróżniał się na tle ich pokrytych kurzem i krwią zbroi. Ale wyczerpani wojacy nie zwracali na nią uwagi. Zeszła z murów i nie sprawdzając, czy ktoś za nią idzie, skierowała się do dzielnicy Blacherny.
Zapadła noc.
Konstantyn gapił się na wysychającą plamę wody na posadzce, metaforę jego topniejącej nadziei.
Plamę zostawiło parunastu szpiegów. W ubiegły poniedziałek, przebrani w turbany i stroje sił osmańskich, prześlizgnęli się przez blokadę małą łodzią żaglową, by powitać flotę europejską, która rzekomo płynęła im z odsieczą. Ale zobaczyli tylko puste Morze Egejskie, bez śladu statków. Wykonali zadanie i rozczarowani znowu przemknęli się przez blokadę, wioząc cesarzowi straszną wiadomość.
Konstantyn wreszcie zrozumiał, że pomoc obiecana przez Europę jest tylko marzeniem. Chrześcijańscy królowie z zimnym wyrachowaniem postanowili porzucić na pastwę niewiernych Konstantynopol, święte miasto, które przez tak wiele stuleci opierało się zalewowi muzułmanów.
Do jego uszu dotarły niespokojne krzyki z zewnątrz. Wszedł strażnik i doniósł o zaćmieniu księżyca, co było złą wróżbą. Według starej przepowiedni Konstantynopol nie upadnie, dopóki będzie świecił księżyc.
Konstantyn obserwował przez wąską szczelinę okienną znikający w cieniu księżyc, który wyglądał, jakby wchodził do grobu na niebie. Wiedział, chociaż nie miał pojęcia dlaczego, że Helena nie wróci, a on nigdy nie zobaczy głowy wroga.
Minął dzień, później noc. O Helenie nie było żadnych wieści.
Phrantzes zatrzymał swych ludzi przed minaretem w dzielnicy Blacherny. Zsiedli z koni. Wszyscy osłupieli. W zimnym białym świetle wzeszłego przed chwilą księżyca minaret wydawał się nieuszkodzony. Jego ostry wierzchołek sterczał w rozgwieżdżone niebo.
Szpieg przysiągł, że gdy był tu ostatnim razem, minaret nie miał wierzchołka. Jego słowa potwierdziło wielu znających tę dzielnicę oficerów i żołnierzy.
Ale Phrantzes popatrzył na niego z wściekłością. Bez względu na to, ilu świadków twierdziło, że było inaczej, szpieg musiał kłamać. Nietknięty minaret był tego niezbitym dowodem. Jednak Phrantzes