Było prawie pewne, że poczuł się wtedy tak niejeden chłopak. Ale Tianming nie cierpiał tak jak pozostali, ponieważ nie miał nadziei, że jego pragnienie się spełni. Wiedział, że dziewczęta nie lubią jego rezerwy, jego wrażliwości. Mógł tylko patrzeć na nią z daleka i kąpać się w ciepłym świetle, którym promieniowała, cicho podziwiając piękno wiosny.
Początkowo Cheng Xin wydawała się małomówna. Piękne kobiety często zachowują się powściągliwie, ale Cheng nie była królową lodu. Wprawdzie rzadko się odzywała, ale słuchała, naprawdę słuchała. Gdy z kimś rozmawiała, jej skupione, spokojne spojrzenie mówiło rozmówcy, że jest dla niej ważny.
Cheng Xin różniła się od ślicznych dziewcząt, z którymi Tianming chodził do liceum. Nie ignorowała jego obecności. Za każdym razem gdy go spotykała, uśmiechała się i mówiła: „Cześć”. Zdarzało się, że podczas organizowania wyjazdów czy przyjęć koledzy z roku o nim zapominali. Ale Cheng Xin zawsze zdołała go znaleźć i zaprosić. Później pierwsza z grupy zaczęła zwracać się do niego tylko per „Tianming”, bez podawania nazwiska. Podczas tych – wprawdzie bardzo ograniczonych – kontaktów najbardziej zapadło mu w serce to, że była jedyną osobą, która zdawała się rozumieć, jaki jest wrażliwy, i starała się nie sprawić mu bólu jakąś niestosowną uwagą.
Ale Tianming nigdy tego nie wyolbrzymiał. Była taka, jak powiedział Hu Wen – miła dla każdego.
Szczególnie zapadło mu w pamięć jedno wydarzenie. Wspinali się z kolegami na małą górę. Cheng Xin nagle przystanęła, pochyliła się i podniosła coś z kamiennych stopni szlaku. Była to brzydka gąsienica, miękka i wilgotna, która wiła się w jej białych palcach. Dziewczyna, która szła obok niej, krzyknęła: „Ależ to wstrętny robal! Dlaczego go dotykasz?”. Cheng Xin delikatnie położyła gąsienicę w trawę przy szlaku. „Ktoś mógłby ją rozdeptać” – odparła.
Prawdę mówiąc, Tianming bardzo mało z nią rozmawiał. Z czterech lat studiów zapamiętał raptem kilka rozmów w cztery oczy.
Był chłodny wieczór wczesnym latem. Tianming wdrapał się na taras na dachu biblioteki, swoje ulubione miejsce. Przychodziło tam niewielu studentów, więc mógł być sam ze swoimi myślami. Po burzy niebo było czyste. Świeciła na nim nawet normalnie niewidoczna Droga Mleczna.
– Naprawdę wygląda, jakby była z mleka!2
Tianming zerknął na osobę, która to powiedziała. Wiatr rozwiewał włosy Cheng Xin zupełnie jak w jego śnie. Potem oboje popatrzyli na galaktykę.
– Jest tam tyle gwiazd – rzekł Tianming. – Wyglądają jak mgła.
Cheng Xin odwróciła się do niego i wskazała na kampus i miasto w dole.
– To też jest piękne. Pamiętaj, że żyjemy tutaj, nie w odległej galaktyce.
– Ale przecież studiujemy inżynierię kosmonautyczną. Naszym celem jest odlecieć z Ziemi.
– Po to, by polepszyć tutaj życie, nie po to, by opuścić naszą planetę.
Tianming zrozumiał, że Cheng Xin chciała mu delikatnie wytknąć jego rezerwę i samotność, ale nic nie odpowiedział. Wtedy był najbliżej niej. Być może poniosła go wyobraźnia, ale wydawało mu się, że czuje ciepło promieniujące z jej ciała. Pragnął, by wiatr zmienił kierunek i kilka pasemek jej włosów musnęło jego twarz.
Cztery lata licencjatu dobiegły końca. Tianming nie dostał się na studia magisterskie, natomiast Cheng Xin przyjęto na nie bez problemu. Pojechała na wakacje do domu, ale Tianming ociągał się z wyjazdem. Jego jedynym celem było zobaczyć ją znowu na początku nowego roku akademickiego. Nie miał prawa pozostać w domu studenckim, więc wynajął pokój w pobliżu kampusu i starał się znaleźć pracę. Wysyłał życiorys za życiorysem i chodził na niezliczone rozmowy z potencjalnymi pracodawcami, ale nic to nie dało. Nim się zorientował, minęło lato.
Wrócił na kampus, ale nie mógł znaleźć Cheng Xin. Zasięgnął ostrożnie informacji i dowiedział się, że wraz ze swoim promotorem pojechała na studia magisterskie do Akademii Technologii Kosmicznej w Szanghaju. Tego samego dnia Tianming znalazł w końcu pracę w nowej firmie cywilnego transferu technologii kosmicznej, która rozpaczliwie potrzebowała wykwalifikowanych inżynierów.
I tak oto Tianminga opuściło jego słońce. Z bólem serca wkroczył w prawdziwe życie.
Nacisnął 2.
Czy chcesz zakończyć swoje życie? Jeśli tak, wybierz 4. Jeśli nie, wybierz 0.
Przez pewien czas tuż po rozpoczęciu pracy czuł się szczęśliwy. Odkrył, że w porównaniu z rywalizującymi między sobą kolegami na studiach ludzie w świecie biznesu byli dużo bardziej tolerancyjni i łatwiejsi we współżyciu. Myślał nawet, że skończyły się dla niego dni izolacji towarzyskiej i samotności. Kiedy jednak po kilku biurowych rozgrywkach i złych rozwiązaniach wylądował na szarym końcu, zrozumiał, że rzeczywisty świat jest okrutny, i zatęsknił za życiem studenckim. Ponownie zamknął się w swojej skorupie i odseparował od tłumu. Oczywiście miało to katastrofalne skutki dla jego kariery. Nawet w przedsiębiorstwie państwowym, takim jak jego firma, panowała zacięta rywalizacja. Jeśli ktoś trzymał się na uboczu, nie miał szans na awans. Z roku na rok Tianming zostawał coraz bardziej w tyle.
W owym czasie spotykał się z dwiema kobietami, ale oba związki szybko skończyły się fiaskiem. Nie dlatego, że jego serce było już zajęte przez Cheng Xin, bo dla niego pozostawała ona zawsze słońcem za zasłoną chmur. Chciał tylko patrzeć na nią, czuć jej światło i ciepło. Nie śmiał nawet marzyć, by zrobić jakiś krok w jej stronę. Nigdy nie szukał wieści o niej. Przypuszczał, że ze swoją inteligencją zrobi doktorat, ale nie snuł żadnych domysłów na temat jej życia osobistego. Główną przeszkodą w stosunkach z kobietami była jego skrytość. Starał się prowadzić normalne życie, ale było to za trudne.
Właściwie nie nadawał się ani do życia w społeczeństwie, ani poza nim. Brak mu było umiejętności odnoszenia sukcesów w społeczeństwie, ale także środków, by je ignorować. Mógł jedynie egzystować na jego marginesie i cierpieć. Nie miał pojęcia, dokąd zmierza.
Ale wtedy dojrzał koniec tej drogi.
Nacisnął 4.
Czy chcesz zakończyć swoje życie? Jeśli tak, wybierz 1. Jeśli nie, wybierz 0.
Kiedy wykryto u niego raka płuc, był on już w stadium zaawansowanym. Może wcześniej postawiono błędną diagnozę. Rak płuc jest jednym z tych nowotworów złośliwych, które się szybko rozwijają, więc nie zostało mu już dużo czasu.
Kiedy opuszczał szpital, nie był przerażony. Jedyną emocją, którą odczuwał, była gorycz osamotnienia. Wzbierała w nim od dawna, ale powstrzymywała ją niewidzialna tama. Była to pewna równowaga, którą mógł znieść. Teraz jednak ta tama runęła i lata samotności przytłoczyły go niczym ciemny ocean. Tego było już za dużo.
Chciał zobaczyć Cheng Xin.
Bez wahania kupił bilet na samolot i jeszcze tego popołudnia poleciał do Szanghaju. Gdy zamówiona przez niego