Homo deus. Yuval Noah Harari. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Yuval Noah Harari
Издательство: PDW
Серия:
Жанр произведения: Документальная литература
Год издания: 0
isbn: 9788308066584
Скачать книгу
stał się bardziej dostępny niż kiedykolwiek wcześniej. Kobiety, geje, Afroamerykanie i inne mniejszości w końcu dostali większy kawałek amerykańskiego tortu. Zalew tanich samochodów, lodówek, klimatyzatorów, odkurzaczy, zmywarek, pralek automatycznych, telefonów, telewizorów i komputerów zmienił codzienne życie prawie nie do poznania. Z przeprowadzonych badań wynika jednak, że subiektywne odczuwanie szczęścia przez Amerykanów w latach dziewięćdziesiątych XX wieku pozostało z grubsza na takim samym poziomie jak w latach pięćdziesiątych33.

      W Japonii przeciętny realny dochód w latach 1958–1987 wzrósł pięciokrotnie – był to jeden z najszybszych okresów boomu ekonomicznego w historii. Ta lawina bogactwa w połączeniu z niezliczonymi pozytywnymi i negatywnymi zmianami w zakresie japońskiego stylu życia i relacji społecznych w zaskakująco niewielkim stopniu wpłynęła na subiektywne odczucie szczęścia przez Japończyków. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku poziom ich zadowolenia – czy też niezadowolenia – był taki sam jak w latach pięćdziesiątych34.

      Wygląda na to, że pomimo wszystkich osiągnięć ludzkości nasze szczęście uderza w jakiś tajemniczy szklany sufit, który nie pozwala mu rosnąć. Nawet jeśli zapewnimy wszystkim darmowe jedzenie, wyleczymy wszystkie choroby i zaprowadzimy pokój na całym świecie, niekoniecznie szklany sufit zostanie przebity. Osiągnięcie prawdziwego szczęścia wcale nie będzie dużo łatwiejsze niż pokonanie starości i śmierci.

      Szklany sufit szczęścia podtrzymują dwa potężne filary: jeden psychiczny, drugi biologiczny. Jeśli chodzi o psychikę, to szczęście zależy raczej od oczekiwań niż od obiektywnych warunków. Nie zadowala nas samo to, że wiedziemy spokojny i dostatni żywot. Zadowolenie czerpiemy raczej z tego, że rzeczywistość spełnia nasze oczekiwania. Zła wiadomość jest taka, że w miarę poprawy warunków rosną też oczekiwania. Radykalne poprawienie się warunków życiowych, którego ludzkość doświadczyła w ostatnich dziesięcioleciach, przekłada się raczej na większe oczekiwania niż na większe zadowolenie. Jeśli czegoś z tym nie zrobimy, to także nasze przyszłe dokonania mogą okazać się dla nas równie niezadowalające.

      Jeśli chodzi o biologię, to zarówno nasze oczekiwania, jak i szczęście determinuje raczej biochemia niż sytuacja ekonomiczna, społeczna czy polityczna. Według Epikura szczęśliwi jesteśmy wówczas, gdy odczuwamy przyjemne doznania i gdy nie dokuczają nam doznania nieprzyjemne. Jeremy Bentham uważał podobnie – że władzę nad człowiekiem natura dała dwóm panom: przyjemności oraz bólowi – i tylko te dwa doznania decydują o wszystkim, co robimy, mówimy i myślimy. Następca Benthama, John Stuart Mill, przekonywał, że szczęście to nic innego niż przyjemność i wolność od bólu, a poza przyjemnością i bólem nie ma dobra i zła. Ktokolwiek próbuje wywodzić dobro i zło z czegoś innego (na przykład ze słowa Boga albo interesu państwa), oszukuje nas, a być może także samego siebie35.

      W czasach Epikura głoszenie takich poglądów było bluźnierstwem. W epoce Benthama i Milla odbierano je jako radykalne i wywrotowe. Ale na początku XXI wieku wyznaczają one dominujący kierunek w nauce. Według nauk przyrodniczych szczęście i cierpienie to tylko różne stany doznań cielesnych. Tak naprawdę nie reagujemy na wydarzenia w świecie zewnętrznym, lecz na doznania we własnym ciele. Nikt nie cierpi dlatego, że stracił pracę, że się rozwiódł albo że jego kraj przystąpił do wojny. Jedynym czynnikiem, który sprawia, że człowiek jest nieszczęśliwy, są nieprzyjemne doznania w jego ciele. Utrata pracy z pewnością może wywołać depresję, ale sama depresja jest pewnego rodzaju nieprzyjemnym doznaniem cielesnym. Cała masa rzeczy może nas złościć, ale złość nigdy nie jest abstrakcją. Zawsze odczuwamy ją jako doznanie gorąca i napięcia w ciele – właśnie to doznanie sprawia, że złość jest tak irytująca. Nie bez powodu mówimy, że złość „rozpala nas do białości”.

      Podobnie jest z radością – nauka twierdzi, że nikt nie zaznaje szczęścia z powodu awansu, wygranej na loterii czy nawet odnalezienia prawdziwej miłości. Ludzi uszczęśliwia jedno i tylko jedno: przyjemne doznania odczuwane w ciele. Wyobraź sobie, drogi czytelniku, że nazywasz się Mario Götze i jesteś ofensywnym pomocnikiem niemieckiej reprezentacji piłkarskiej. Trwają mistrzostwa świata w piłce nożnej w 2014 roku i grasz właśnie w meczu finałowym z Argentyną. Dotychczas upłynęło 113 minut, wynik jest bezbramkowy, a do końca dogrywki pozostało już tylko siedem minut. Wszyscy obawiają się, że mecz będzie musiała rozstrzygnąć seria rzutów karnych. Stadion Maracanã w Rio wypełnia po brzegi 75 tysięcy rozentuzjazmowanych kibiców, a niezliczone miliony na całym świecie w napięciu obserwują transmisję. Trwa atak niemieckiego zespołu. Biegniesz. Kiedy André Schürrle posyła w twoim kierunku wspaniałe podanie, od argentyńskiej bramki dzieli cię zaledwie kilka metrów. Przyjmujesz piłkę na klatkę piersiową, odbijasz ją tuż przed siebie i jeszcze nim spada na ziemię, oddajesz strzał, po czym już tylko patrzysz, jak piłka mija bezradnego bramkarza i ląduje w siatce. Stadion zamienia się w wulkan i wybucha jednym wielkim: Goooooool! Dziesiątki tysięcy kibiców ryczą jak oszalałe, koledzy z drużyny zbiegają się, żeby cię wyściskać i wycałować, a miliony ludzi w rodzinnym Berlinie i Monachium płaczą z radości przed ekranami telewizorów. Czujesz, jak wypełnia cię szczęście – ale nie dlatego, że piłka trafiła do argentyńskiej siatki, ani nie z powodu świętowania, które zaczyna się w pełnych amatorów piwa bawarskich Biergarten. W rzeczywistości reagujesz na burzę wewnętrznych doznań. Po kręgosłupie w górę i w dół przechodzą ci dreszcze, po całym ciele rozchodzą się fale elektryczne, czujesz, jakbyś rozpadał się na miliony eksplodujących kuleczek energii.

      By poczuć takie doznania, nie musisz strzelić zwycięskiego gola w finale mistrzostw świata. Jeśli otrzymujesz nieoczekiwany awans w pracy i zaczynasz skakać z radości, jest to reakcja na tego samego typu doznania. Głębsze warstwy twojego umysłu nic nie wiedzą ani o piłce nożnej, ani o karierze zawodowej. Jedyne, co znają, to doznania. Jeśli dostaniesz awans i z jakiegoś powodu nie będziesz odczuwał żadnych przyjemnych doznań – nie poczujesz się zadowolony. Tak samo działa to w drugą stronę. Jeśli właśnie cię zwolniono z pracy – albo przegrałeś jakiś decydujący mecz piłki nożnej – ale doświadczasz bardzo przyjemnych doznań (być może dlatego, że łyknąłeś jakieś prochy), i tak możesz czuć się wniebowzięty.

      Zła wiadomość jest taka, że przyjemne doznania szybko słabną i wcześniej czy później zamieniają się w nieprzyjemne. Nawet strzelenie zwycięskiej bramki w finale mistrzostw świata nie gwarantuje dożywotniej rozkoszy. W rzeczywistości może być nawet tak, że po tym szczytowym doznaniu nastąpi już tylko zjazd po równi pochyłej. Podobnie, jeśli w ubiegłym roku dostałem w pracy nieoczekiwany awans, to mimo że mogę wciąż zajmować to nowe stanowisko, tamte bardzo przyjemne doznania, których doświadczałem, gdy mi o tym powiedziano, ulotniły się w ciągu paru godzin. Jeśli chcę znowu poczuć cudowność tamtych doznań, muszę otrzymać następny awans. I jeszcze następny. A jeśli nie dostanę awansu, może być i tak, że w końcu będę dużo bardziej zgorzkniały i zły, niż gdybym pozostał zwykłym pionkiem.

      To wszystko wina ewolucji. Przez niezliczone pokolenia nasz system biochemiczny przystosowywał się do tego, by zwiększać szanse na przetrwanie i rozmnażanie, a nie na szczęście. Działania sprzyjające przetrwaniu i rozmnażaniu nasz system biochemiczny premiuje przyjemnymi doznaniami. Ale są to tylko ulotne chwyty reklamowe. Walczymy o pokarm i partnerów, aby uniknąć nieprzyjemnych doznań głodu i cieszyć się przyjemnym smakiem oraz zaznawać rozkoszy w trakcie szczytowania. Jednak ani miły smak, ani rozkoszny orgazm nie trwają zbyt długo i jeśli chcemy zaznawać ich ponownie, musimy znowu ruszać na poszukiwanie pokarmów i partnerów.

      Pomyślmy, co mogłoby się stać, gdyby jakaś rzadka mutacja doprowadziła


<p>33</p>

David G. Myers, The Funds, Friends, and Faith of Happy People, „American Psychologist” 55:1 (2000), s. 61; Ronald Inglehart et al., Development, Freedom, and Rising Happiness. A Global Perspective (1981–2007), „Perspectives on Psychological Science” 3:4 (2008), s. 264–285. Zob. również: Mihaly Csikszentmihalyi, If We Are So Rich, Why Aren’t We Happy?, „American Psychologist” 54:10 (1999), s. 821–827; Gregg Easterbrook, The Progress Paradox. How Life Gets Better While People Feel Worse, New York 2003.

<p>34</p>

Kenji Suzuki, Are They Frigid to the Economic Development? Reconsideration of the Economic Effect on Subjective Well-being in Japan, „Social Indicators Research” 92:1 (2009), s. 81–89; Richard A. Easterlin, Will Raising the Incomes of all Increase the Happiness of All?, „Journal of Economic Behavior and Organization” 27:1 (1995), s. 35–47; Richard A. Easterlin, Diminishing Marginal Utility of Income? Caveat Emptor, „Social Indicators Research” 70:3 (2005), s. 243–255.

<p>35</p>

Linda C. Raeder, John Stuart Mill and the Religion of Humanity, Columbia 2002.