Lothain pozwolił, by przez chwilę panowała cisza, a potem rzekł:
– Prawdę powiedziawszy, nie przypłacił tego życiem. Odebrał sobie życie, kiedy wrócił.
Magda spojrzała na niego gniewnie.
– O co ci chodzi?
Lothain przez chwilę postukiwał palcami o palce, badawczo patrząc w jej załzawione oczy.
– O to, lady Searus, że odebrał sobie życie, zanim się dowiedzieliśmy, co się wydarzyło podczas jego wyprawy do Świątyni Wichrów. Może mogłabyś nas oświecić? – Przekrzywił głowę. – Dostał się do środka?
– Nie wiem – odparła. Ale wiedziała. Baraccus powiedział jej nie tylko to, że wszedł, lecz o wiele więcej. – Byłam jego żoną, nie członkiem rady lub…
– Ach… – westchnął Lothain, odchylając głowę. – Jego młodą, przepiękną, lecz absolutnie pozbawioną daru żoną. Oczywiście. Najwidoczniej tak uzdolniony czarodziej nie zwykł omawiać spraw tak potężnej magii z kimś, kto nie ma jej ani iskierki.
Magda przełknęła ślinę.
– Otóż to.
– A wiesz, zawsze byłem ciekaw. Czemu… – znów się zachmurzył i wlepił w nią czarne oczy – …dlaczego tak nieprzeciętnie uzdolniony człowiek, czarodziej wojny, o talentach obejmujących wszystko, od prorokowania po walkę, dlaczego ktoś taki ożenił się z kobietą pozbawioną wszelkich darów? – Przesunął wzrokiem po jej ciele.
Prowokował ją, oskarżając, że była jedynie śliczną zabaweczką, pustą lalką potężnego czarodzieja. Prokurator Lothain bezczelnie jej zarzucał, że była tylko i wyłącznie erotyczną zabawką – powtarzał to, o czym mówiły podłe plotki – próbując ją nakłonić, żeby przyznała, iż była kimś więcej, że wiedziała więcej, niż przystało ładniutkiej laleczce starszego pana.
Magda nie chwyciła przynęty. Nie zamierzała powierzyć temu człowiekowi tego, o czym wiedziała. Instynkt ostrzegał ją, żeby nie mówiła mu, co wie o wyprawie Baraccusa do Świątyni Wichrów.
Czuła łzy spływające po policzkach i skapujące z brody.
– Dlatego że mnie kochał – wyszeptała.
– A tak, istotnie. Miłość.
Magda nie zamierzała mu wyjaśniać swoich relacji z Baraccusem. Prokurator Lothain był zbyt cyniczny, żeby pojąć, ile czarodziej i ona dla siebie znaczyli. Lothain patrzył na nią tak jak wielu mężczyzn – widział w niej obiekt pożądania, a nie osobę, którą dostrzegał Baraccus.
Zbliżył się jeden z członków rady, Sadler. Obwisłą, starczą twarz wykrzywiał gniew.
– Jeśli masz jakieś ważne pytanie, to je zadaj. W przeciwnym razie powinieneś odejść, pozostawiając wdowę Searus z jej żałobą.
– No dobrze. – Lothain splótł dłonie za plecami. – Chciałbym się dowiedzieć, czy wiadomo ci coś o ewentualnych potajemnych spotkaniach Pierwszego Czarodzieja.
Magda spojrzała na niego chmurnie.
– Potajemnych spotkaniach? Co masz na myśli? Jakich potajemnych spotkaniach? Z kim?
– Właśnie o to cię pytam. Czy wiesz coś o jego sekretnych spotkaniach z wrogiem?
Magda poczuła, jak purpurowieje z wściekłości.
– Wyjdź.
Zaskoczyła ją lodowata władczość własnego głosu. Lothain przez chwilę badawczo patrzył jej w oczy, a potem się odwrócił.
– Mam nadzieję, że Pierwszy Czarodziej Baraccus był bohaterem, za jakiego wielu go uważa – powiedział przez ramię. – I że nie był wplątany w żadną konspirację.
Magda podeszła do niego zamaszystymi, zdecydowanymi krokami.
– Czyżbyś oskarżał mojego męża o kolaborację? Odwrócił się już w progu i uśmiechnął.
– Oczywiście, że nie. Po prostu uważam, że to dziwne, iż zawiedli ludzie, których Baraccus wysłał do Świątyni Wichrów, i że potem sam się tam udał, chociaż wrzała wojna i był potrzebny tutaj. Przecież nadciągające oddziały wroga zagrażają naszemu życiu. To dziwne, że tak postąpił, nie sądzisz? A jeszcze dziwniejsze, że po powrocie natychmiast się zabił, zanim ktokolwiek zdążył go zapytać, czy dostał się do Świątyni, żeby naprawić szkody.
Uniósł palec.
– O, chwileczkę. Przyszło mi właśnie na myśl, że tam nie wszedł, skoro księżyc nadal jest czerwony. W przeciwnym razie znów stałby się biały, jeszcze przed powrotem czarodzieja. – Znów zmarszczył brwi. – Albo Baraccus wszedł do Świątyni, lecz nie naprawił szkód. Tymczasem czerwień księżyca stopniowo blednie, więc najwyraźniej nawet Świątynia straciła nadzieję.
Wciąż prowokował. Magda milczała.
Lothain znowu wrogo się uśmiechał.
– Mniemam, iż rozumiesz, co mam na myśli. Zdrada to przestępstwo, które plami nawet zmarłego. No i oczywiście świadome pomaganie osobie, która dopuszcza się zdrady, również jest zdradą i kosztowałaby takiego pomocnika piękną główkę.
Już odchodził, lecz znowu zawrócił.
– Jeszcze jedno, wdowo Searus. Bądź gotowa odpowiadać na pytania, jeżeli uznam za konieczne wszczęcie oficjalnego dochodzenia.
Magda trzęsła się z wściekłości, patrząc gniewnie na uśmieszek Lothaina. Nie raczyła mu odpowiedzieć. W końcu odwrócił się i wyszedł.
ROZDZIAŁ 4
Członek rady Sadler odczekał, aż drzwi się zamkną, a potem powiedział:
– Powinienem przeprosić, lady Searus.
– Nie musisz przepraszać. – Magda znacząco uniosła brew. – Chyba że podzielasz zdanie Lothaina na temat mojego męża?
Twarz Sadlera złagodniała.
– Baraccus był dobrym człowiekiem. Wszystkim nam go brakuje. Obawiam się, że gorzki smutek spowodowany ostatnimi wydarzeniami przyćmił rozsądek Lothaina.
Magda popatrzyła na pozostałych mężczyzn. Hambrook i Clay potwierdzili skinieniem głowy. Starszy Cadell nie ujawnił, co myśli. Dwaj ostatni, Weston i Guymer, odwrócili wzrok.
– Nie wydawał się przytłoczony smutkiem – powiedziała.
Przygarbiony starszy Cadell delikatnie dotknął jej ramienia.
– Panuje wielkie napięcie, Magdo. – Cofnął dłoń i wskazał poza nią i pozostałych członków rady, na zasłonięte okiennicami okna wychodzące na Aydindril. – Wszystkim nam grozi zagłada. To zrozumiałe, że ludzie się boją.
Przygnębiony Sadler westchnął.
– Na dodatek panuje ogromny zamęt po tym, co spotkało Pierwszego Czarodzieja. Nie możemy tego pojąć, więc możesz sobie wyobrazić, jakie plotki i pogłoski krążą w Wieży i w mieście. Wszyscy się spodziewali, że Pierwszy Czarodziej Baraccus