Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Terry Goodkind
Издательство: PDW
Серия: Fantasy
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9788378183488
Скачать книгу
miał smutny obowiązek wybrać następnego, jeszcze bardziej utalentowanego. Wszyscy byli przyjaciółmi i bliskimi współpracownikami. Stałam obok niego na ramparcie za każdym razem, kiedy wpatrywał się w czerwony księżyc, niepocieszony, gdy jego przyjaciele jeden po drugim nie wracali z zaświatów. Niepocieszony, że musiał wysłać na śmierć tylu wartościowych ludzi, przyjaciół, mężów i ojców. Wreszcie, kiedy nikomu się nie udało, mój mąż sam wyruszył w podróż i przypłacił to życiem.

      Lothain pozwolił, by przez chwilę panowała cisza, a potem rzekł:

      – Prawdę powiedziawszy, nie przypłacił tego życiem. Odebrał sobie życie, kiedy wrócił.

      Magda spojrzała na niego gniewnie.

      – O co ci chodzi?

      Lothain przez chwilę postukiwał palcami o palce, badawczo patrząc w jej załzawione oczy.

      – O to, lady Searus, że odebrał sobie życie, zanim się dowiedzieliśmy, co się wydarzyło podczas jego wyprawy do Świątyni Wichrów. Może mogłabyś nas oświecić? – Przekrzywił głowę. – Dostał się do środka?

      – Nie wiem – odparła. Ale wiedziała. Baraccus powiedział jej nie tylko to, że wszedł, lecz o wiele więcej. – Byłam jego żoną, nie członkiem rady lub…

      – Ach… – westchnął Lothain, odchylając głowę. – Jego młodą, przepiękną, lecz absolutnie pozbawioną daru żoną. Oczywiście. Najwidoczniej tak uzdolniony czarodziej nie zwykł omawiać spraw tak potężnej magii z kimś, kto nie ma jej ani iskierki.

      Magda przełknęła ślinę.

      – Otóż to.

      – A wiesz, zawsze byłem ciekaw. Czemu… – znów się zachmurzył i wlepił w nią czarne oczy – …dlaczego tak nieprzeciętnie uzdolniony człowiek, czarodziej wojny, o talentach obejmujących wszystko, od prorokowania po walkę, dlaczego ktoś taki ożenił się z kobietą pozbawioną wszelkich darów? – Przesunął wzrokiem po jej ciele.

      Prowokował ją, oskarżając, że była jedynie śliczną zabaweczką, pustą lalką potężnego czarodzieja. Prokurator Lothain bezczelnie jej zarzucał, że była tylko i wyłącznie erotyczną zabawką – powtarzał to, o czym mówiły podłe plotki – próbując ją nakłonić, żeby przyznała, iż była kimś więcej, że wiedziała więcej, niż przystało ładniutkiej laleczce starszego pana.

      Magda nie chwyciła przynęty. Nie zamierzała powierzyć temu człowiekowi tego, o czym wiedziała. Instynkt ostrzegał ją, żeby nie mówiła mu, co wie o wyprawie Baraccusa do Świątyni Wichrów.

      Czuła łzy spływające po policzkach i skapujące z brody.

      – Dlatego że mnie kochał – wyszeptała.

      – A tak, istotnie. Miłość.

      Magda nie zamierzała mu wyjaśniać swoich relacji z Baraccusem. Prokurator Lothain był zbyt cyniczny, żeby pojąć, ile czarodziej i ona dla siebie znaczyli. Lothain patrzył na nią tak jak wielu mężczyzn – widział w niej obiekt pożądania, a nie osobę, którą dostrzegał Baraccus.

      Zbliżył się jeden z członków rady, Sadler. Obwisłą, starczą twarz wykrzywiał gniew.

      – Jeśli masz jakieś ważne pytanie, to je zadaj. W przeciwnym razie powinieneś odejść, pozostawiając wdowę Searus z jej żałobą.

      – No dobrze. – Lothain splótł dłonie za plecami. – Chciałbym się dowiedzieć, czy wiadomo ci coś o ewentualnych potajemnych spotkaniach Pierwszego Czarodzieja.

      Magda spojrzała na niego chmurnie.

      – Potajemnych spotkaniach? Co masz na myśli? Jakich potajemnych spotkaniach? Z kim?

      – Właśnie o to cię pytam. Czy wiesz coś o jego sekretnych spotkaniach z wrogiem?

      Magda poczuła, jak purpurowieje z wściekłości.

      – Wyjdź.

      Zaskoczyła ją lodowata władczość własnego głosu. Lothain przez chwilę badawczo patrzył jej w oczy, a potem się odwrócił.

      – Mam nadzieję, że Pierwszy Czarodziej Baraccus był bohaterem, za jakiego wielu go uważa – powiedział przez ramię. – I że nie był wplątany w żadną konspirację.

      Magda podeszła do niego zamaszystymi, zdecydowanymi krokami.

      – Czyżbyś oskarżał mojego męża o kolaborację? Odwrócił się już w progu i uśmiechnął.

      – Oczywiście, że nie. Po prostu uważam, że to dziwne, iż zawiedli ludzie, których Baraccus wysłał do Świątyni Wichrów, i że potem sam się tam udał, chociaż wrzała wojna i był potrzebny tutaj. Przecież nadciągające oddziały wroga zagrażają naszemu życiu. To dziwne, że tak postąpił, nie sądzisz? A jeszcze dziwniejsze, że po powrocie natychmiast się zabił, zanim ktokolwiek zdążył go zapytać, czy dostał się do Świątyni, żeby naprawić szkody.

      Uniósł palec.

      – O, chwileczkę. Przyszło mi właśnie na myśl, że tam nie wszedł, skoro księżyc nadal jest czerwony. W przeciwnym razie znów stałby się biały, jeszcze przed powrotem czarodzieja. – Znów zmarszczył brwi. – Albo Baraccus wszedł do Świątyni, lecz nie naprawił szkód. Tymczasem czerwień księżyca stopniowo blednie, więc najwyraźniej nawet Świątynia straciła nadzieję.

      Wciąż prowokował. Magda milczała.

      Lothain znowu wrogo się uśmiechał.

      – Mniemam, iż rozumiesz, co mam na myśli. Zdrada to przestępstwo, które plami nawet zmarłego. No i oczywiście świadome pomaganie osobie, która dopuszcza się zdrady, również jest zdradą i kosztowałaby takiego pomocnika piękną główkę.

      Już odchodził, lecz znowu zawrócił.

      – Jeszcze jedno, wdowo Searus. Bądź gotowa odpowiadać na pytania, jeżeli uznam za konieczne wszczęcie oficjalnego dochodzenia.

      Magda trzęsła się z wściekłości, patrząc gniewnie na uśmieszek Lothaina. Nie raczyła mu odpowiedzieć. W końcu odwrócił się i wyszedł.

      ROZDZIAŁ 4

      Członek rady Sadler odczekał, aż drzwi się zamkną, a potem powiedział:

      – Powinienem przeprosić, lady Searus.

      – Nie musisz przepraszać. – Magda znacząco uniosła brew. – Chyba że podzielasz zdanie Lothaina na temat mojego męża?

      Twarz Sadlera złagodniała.

      – Baraccus był dobrym człowiekiem. Wszystkim nam go brakuje. Obawiam się, że gorzki smutek spowodowany ostatnimi wydarzeniami przyćmił rozsądek Lothaina.

      Magda popatrzyła na pozostałych mężczyzn. Hambrook i Clay potwierdzili skinieniem głowy. Starszy Cadell nie ujawnił, co myśli. Dwaj ostatni, Weston i Guymer, odwrócili wzrok.

      – Nie wydawał się przytłoczony smutkiem – powiedziała.

      Przygarbiony starszy Cadell delikatnie dotknął jej ramienia.

      – Panuje wielkie napięcie, Magdo. – Cofnął dłoń i wskazał poza nią i pozostałych członków rady, na zasłonięte okiennicami okna wychodzące na Aydindril. – Wszystkim nam grozi zagłada. To zrozumiałe, że ludzie się boją.

      Przygnębiony Sadler westchnął.

      – Na dodatek panuje ogromny zamęt po tym, co spotkało Pierwszego Czarodzieja. Nie możemy tego pojąć, więc możesz sobie wyobrazić, jakie plotki i pogłoski krążą w Wieży i w mieście. Wszyscy się spodziewali, że Pierwszy Czarodziej Baraccus