Los Smoków . Морган Райс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Морган Райс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Серия: Kręgu Czarnoksiężnika
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9781632912183
Скачать книгу
wyciągnął sztylet i przyłożył go do gardła karczmarza.

      – Nazwij ją tak jeszcze raz – ostrzegł Erec – i możesz być pewien, że poderżnę ci gardło. Rozumiesz? – spytał surowym tonem, cały czas trzymając sztylet u jego szyi.

      Oczy mężczyzny wypełniły się łzami. Skinął powoli głową.

      – Przyprowadź ją tutaj i to szybko – rozkazał Erec postawiwszy go na nogach i popchnął przez izbę w kierunku tylnych drzwi.

      Kiedy ten zamknął za sobą drzwi, dobiegły ich dźwięki obijanych garnców, zdławione okrzyki i po chwili drzwi otworzyły się ponownie. Przed nimi stanęło kilka kobiet odzianych w łachmany, fartuchy i czepki poplamione kuchennym tłuszczem. Trzy z nich były starsze, w wieku sześćdziesięciu kilku lat i Erec pomyślał przez chwilę, czy karczmarz miał pojęcie, do kogo przyszedł.

      Wtem weszła do izby – a jego serce stanęło.

      Nie mógł złapać oddechu. To była ona.

      Miała na sobie poplamiony tłuszczem fartuch. Głowę trzymała nisko schyloną, zbyt zawstydzona, żeby podnieść wzrok. Włosy miała związane, schowane pod szmatą, policzki pokryte zeschniętym brudem – a jednak na jej widok Ereca ścięło z nóg. Jej skóra była taka młoda, idealna. Miała wypukłe, wyraziste policzki i żuchwę, maleńki nos pokryty piegami i szerokie usta. Miała wysokie, charakterystyczne dla dobrze urodzonych, czoło. Jej śliczne blond włosy opadały zalotnie z czoła przez jedną, krótką chwilę. Jej wielkie, cudowne, migdałowe, zielone oczy na ułamek sekundy zmieniły barwę na krystalicznie niebieską i przykuły go do ziemi. Zorientował się, że jego pierwotna fascynacja była niczym w porównaniu z tym, co czuł w tej chwili.

      Za nią do izby wszedł karczmarz. Nadal wycierał krew z nosa, a na jego twarzy widoczny był aż za dobrze grymas niezadowolenia. Dziewczyna wystąpiła naprzód niepewnie razem ze wszystkimi kobietami i dygnęła przed Erec’iem. Ten wstał, a za nim ludzie księcia.

      – Mój panie – powiedziała łagodnym, słodkim głosem, który wypełnił jego serce po brzegi. – Powiedz proszę, co takiego uczyniłam, czym cię uraziłam. Nie wiem, co to było, ale przepraszam za wszystko, cokolwiek usprawiedliwiałoby obecność księcia i jego świty tutaj.

      Erec uśmiechnął się. Jej słowa, jej mowa, dźwięk jej głosu – wszystko to przywracało go do życia. Chciał słuchać jej już zawsze.

      Podniósł dłoń i dotknął jej policzka. Podniósł jej głowę i ich oczy spotkały się. Patrzył jej w oczy, a jego serce łomotało bez opamiętania. Jakby zatracił drogę na oceanie błękitu.

      – Moja pani. Nie uczyniłaś nic, co mogłoby mnie urazić. Nie sądzę, że kiedykolwiek będziesz w stanie to zrobić. Przyszedłem tu nie z powodu złości – lecz miłości. Od momentu, w którym cię ujrzałem, o niczym innym nie potrafię myśleć.

      Jego słowa wytrąciły ją z równowagi. Po chwili spuściła ponownie swój wzrok mrugając niespokojnie oczyma. Zaczęła wykręcać ręce ze zdenerwowania i zagubienia. Najwidoczniej nie nawykła do tego.

      – Proszę, pani, powiedz. Jakie jest twoje imię?

      – Alistair – odparła pokornie.

      – Alistair – powtórzył Erec do głębi poruszony. Było to najpiękniejsze imię, jakie kiedykolwiek słyszał.

      – Nie rozumiem jednak, dlaczego miałbyś chcieć je poznać – dodała miękkim głosem, wciąż spoglądając na ziemię. – Ty jesteś panem, ja zwykłą służącą.

      – Moją służącą, tak nawiasem mówiąc – powiedział karczmarz stając przed nią z paskudnym wyrazem twarzy. – Służy u mnie. Podpisała kontrakt lata temu. Siedem lat przyrzekła pracować. W zamian żywię ją i zapewniam nocleg. Mijają dopiero trzy lata, więc jak widzisz, wszystko na nic. Tracisz czas. Jest moja. Jest moją własnością. Nie zabierzesz jej stąd. Jest moja. Rozumiesz?

      Erec poczuł do niego nienawiść większą, niż do jakiegokolwiek człowieka w swym życiu. Prawie wyciągnął miecz i wbił w jego serce, kończąc z nim w tej chwili. Jednak bez względu na to, jak bardzo karczmarz na to zasługiwał, Erec nie chciał złamać królewskiego prawa. Wszak jego dzieła świadczyły o królu.

      – Królewskie prawo jakie jest, każdy wie – powiedział do karczmarza. – Nie zamierzam wystąpić przeciw niemu. Jutro rozpoczyna się turniej. I mam prawo, jak każdy mężczyzna, wybrać swoją przyszłą żonę. I niechaj wszyscy tu zgromadzeni usłyszą, że wybieram Alistair.

      W izbie rozległ się stłumiony okrzyk. Obecni popatrzyli po sobie zdumieni.

      – Oczywiście – dodał Erec – jeśli się zgodzi.

      Z mocno bijącym sercem spojrzał na nią. Wciąż stała ze spuszczoną głową. Zauważył jednak, że się zarumieniła.

      – Czy zgadzasz się, pani? – spytał.

      Zapanowała cisza.

      – Mój panie – odparła łagodnie – nic nie wiesz o mnie, skąd pochodzę i dlaczego tu jestem. Obawiam się, że nie mogę ci tego wyjawić.

      Erec spojrzał na nią zaintrygowany.

      – A dlaczegóż to?

      – Nie wyjawiłam tego nikomu od czasu mojego przyjazdu. Złożyłam przysięgę.

      – Ale dlaczego? – naciskał z rosnącą ciekawością.

      Alistair jednak milczała, wciąż patrząc na podłogę.

      – To prawda – wtrąciła jedna ze służących. – Nigdy nie powiedziała nam, kim jest. Ani też dlaczego tu jest. Ciągle milczy. Wiele razy już ją o to pytałyśmy.

      Jego zdziwienie jedynie się pogłębiło – ale też dodało uroku jej tajemniczości.

      – Jeśli nie mogę dowiedzieć się, kim jesteś, to niech tak zostanie – powiedział.– Uszanuję twoją przysięgę. W żaden sposób jednak nie wpłynie to na moje uczucia do ciebie. Pani, kimkolwiek jesteś, jeśli zwyciężę w turnieju, ciebie wybiorę jako moją nagrodę. Ciebie, ze wszystkich kobiet w całym królestwie. Pytam ponownie: czy zgadzasz się?

      Alistair utkwiła jednak wzrok w podłodze. Wkrótce Erec zauważył, że po jej policzkach spływają łzy.

      Nagle odwróciła się na pięcie i wybiegła z izby zatrzaskując za sobą drzwi.

      Erec stał w ciszy wśród innych, równie zszokowany, co oni. Nie wiedział, jak miał rozumieć taką odpowiedź.

      – Jak widzisz, marnujesz tylko czas, tak swój jak i mój – powiedział karczmarz. – Powiedziała nie. A teraz znikajcie stąd.

      Erec zmarszczył brwi.

      – Nie powiedziała nie – wtrącił Brandt. – Nic nie powiedziała.

      – Ma prawo się zastanowić – powiedział Erec w jej obronie. – Wszak wiele od tego zależy. A i ja jestem jej obcy.

      Erec stał i rozmyślał nad tym, co robić.

      – Zostanę tu na noc – powiedział w końcu. – Dasz mi izbę obok niej. Rano, przed turniejem, zapytam ją ponownie. Jeśli się zgodzi, a ja wygram zawody, zostanie moją żoną. Wówczas wykupię ją z terminowania u ciebie i opuścimy to miejsce raz na zawsze.

      Karczmarz popatrzył na niego z niechęcią, lecz obawiał się powiedzieć cokolwiek. Wybiegł zatem z izby zatrzaskując za sobą drzwi z hukiem.

      Erec pokiwał głową z powagą.

      – W całym moim życiu nie było rzeczy, której byłbym bardziej pewny.

      ROZDZIAŁ