Tego nie wiem.
Nad glinianką Szapiro, Leon i Munja wysiedli, ojciec mój został zaś z bagażnika wywleczony. Krzyczał i protestował, z czego przyszło mu tylko to, że Pantaleon, ogromny psychopata, o którym opowiem może później, kopnął go w usta podkutym butem.
Miał dziwaczną fryzurę – długie, gęste włosy z ciemienia zaczesane w tył, aż do szyi. Nikt wtedy się tak nie czesał. Później dowiedziałem się, dlaczego Pantaleon nosił długie włosy. I tak później o tym opowiem. Teraz tylko ta fryzura dziwaczna mi się przypomniała.
Munja kazał się mojemu ojcu rozebrać. Szczurkowaty, chudy, mały Munja, który do Warszawy przyjechał nie wiadomo skąd.
Był smagły i ciemnowłosy, z czarnym wąsem, większość brała go za Cygana, miał trochę azjatyckie rysy, acz sam Munja twierdził, że jest Żydem, spolszczonym trochę, zasymilowanym, ale Żydem. Urodził się w Harbinie, do Polski przyjechał w 1925 roku i podobno znał chiński.
Nie znał za to żydowskiego, obyczajów nie przestrzegał i słynął z tego, że w walce na pięści wyciągał nóż, a kiedy walczono na noże, strzelał z pistoletu. Taki był. Nikt go nie szanował, ale wszyscy się go bali, bo Munja mikrą posturę nadrabiał zajadłością i agresją. Pił jak smok, miał brzydką, wąsatą żonę, której się bał bardziej niż Kaplicy, tak że do domu zachodził nie częściej niż raz w tygodniu.
Tenże Munja kazał się mojemu ojcu rozebrać, ojciec odmówił, więc Munja kastetem wybił ojcu dwa przednie zęby. Ojciec, płacząc i jęcząc z bólu, rozebrał się do naga i stanął nagi przed swoimi oprawcami, szczupły, blady, na krzywych, chudych nogach. Wtedy Szapiro wyjął z samochodu duży, trzykilogramowy młotek i uderzył nim mojego ojca w głowę, łamiąc kości czaszki, ogłuszając i wywołując krwotok do mózgu, acz jeszcze nie zabijając na miejscu.
Pantaleon i Munja zdjęli marynarki, założyli rzeźnicze fartuchy, Panteleon wyjął z auta lekarski neseser, w którym znajdowały się dwa rzeźnicze tasaki, nóż do sprawiania oraz chirurgiczna piła do amputacji. Następnie Pantaleon okręcił stopy mojego nieprzytomnego ojca paskiem od spodni i bez wysiłku podwiesił go na gałęzi, i ojciec wisiał nagi, ramiona, pejsy i obrzezany penis zwisały zgodnie z prawami grawitacji, acz przeciwnie, niż zwykły były zwisać względem ciała przez całe nudne życie mojego tatki.
Szapiro podszedł, otworzył nóż sprężynowy i poderżnął mojemu nieprzytomnemu ojcu gardło, ustawiając się za nim, tak by tryskającą z żywego jeszcze ciała krwią nie powalać sobie butów i spodni.
Myślę często o tym, że to ja mu to gardło poderżnąłem, nie jakiś tam warszawski urka, tylko ja sam, ja jestem winien temu i ja jestem tego sprawcą, że ojca mego jak bydlę sprawili, że zawisł i krew lała się z jego gardła.
Musieli zaczekać, aż ojciec się wykrwawi. Pantaleon zjadł więc przygotowaną przez żonę kanapkę, utyskując na niedostateczną ilość chabaniny między kromkami, Munja ostrzył tasaki, Szapiro zaś oddalił się trochę, siadł nad wodą, z bocznej kieszeni marynarki wyjął powieść Szaloma Asza pod tytułem Dos sztetł, następnie zdjął marynarkę, złożył ją starannie, zapalił papierosa i czytał.
– Z Ziembińskim masz walczyć, słyszałem? – zapytał Munja, jak zwykle ciekawski.
Szapiro potwierdził mruknięciem, nie odrywając wzroku od książki.
– To ten falangista, tak? Podobno brał udział w tej całej hecy z ostrzelaniem siedziby Bundu – ciągnął Munja Weber.
– W dupie to mam. To po prostu bokser. – Jakub wzruszył ramionami.
Mój ojciec wyciekł ze swojego ciała razem z krwią, tak jak świnia wycieka z ciała świńskiego, więc Pantaleon i Munja zabrali się do roboty.
W tym Szapiro już nie uczestniczył.
Najpierw oddzielili od korpusu głowę, Pantaleon biegle prowadził ostrze między kręgami. Piły nie używali. Ręce i nogi ojca oddzielili od ciała, tnąc precyzyjnie dookoła stawów biodrowych i barkowych, następnie preparując i przecinając ścięgna i torebki stawowe. Kości, pozbawione tych więzów, z łatwością wykręcili i wyrwali ze stawów, ciało mojego ojca rozdzierając na części.
Kiedy wszystko było gotowe, zawołali Szapirę, a jakby mnie samego zawołali.
Szapiro polecił głowę Nauma Bernsztajna, ojca mojego, zawinąć w jego własny chałat, razem z portfelem zawierającym trochę pieniędzy i dokumenty. W głowie Nauma Bernsztajna znajdował się zaś martwy już mózg Nauma Bernsztajna i myślę dziś, iż można powiedzieć, że głowa Nauma Bernsztajna była prawdziwym mieszkaniem Nauma Bernsztajna, że w tej głowie, w tym mózgu Naum przebywał, kiedy żył i był, bo czym był Naum Bernsztajn? Naum Bernsztajn nie był ciałem Nauma Bernsztajna, które teraz leżało poćwiartowane na ziemi. Naum Bernsztajn był myślami Nauma Bernsztajna o Naumie Bernsztajnie, był pamięcią Nauma Bernsztajna, był tym, co działo się w mózgu Nauma Bernsztajna, kiedy ciało Nauma Bernsztajna wydzielało do krwiobiegu substancje, z których brały się emocje Nauma Bernsztajna, a więc endorfiny Nauma Bernsztajna, adrenalinę i kortyzol, i inne będące źródłem ludzkich emocji substancje, z których Naum Bernsztajn się składał, kiedy na przykład kochał się z moją matką, co czynił zwykle w szabas, jak przystało pobożnemu Żydowi, i kiedy pod wpływem jej ciała działo się w jego ciele to wszystko, co umożliwiało mu zbliżenie się do niej, albo kiedy się bał, a bał się bardzo, i słusznie się bał, gdy Jakub Szapiro za brodę wyciągnął go z naszego mieszkania przy ulicy Nalewki 26. Co się z nim stało, kiedy pozbawiony krwi, a z krwią tlenu, mózg, mieszkanie Nauma, obumarł?
Najpierw skurczyła się, a potem zniknęła przestrzeń, w której był Naum Bernsztajn, składający się z myśli Nauma Bernsztajna o Naumie Bernsztajnie, jego pamięci i strachu. A kiedy skurczyła się i zniknęła przestrzeń, w której Naum Bernsztajn był, zniknął też Naum Bernsztajn, a kiedy zniknął, to jakby go nigdy nie było. Została tylko moja pamięć po nim, a ja może będę ostatnim człowiekiem na świecie, pamiętającym, że żył ktoś taki jak Naum Bernsztajn, pobożny Żyd zamieszkały w Warszawie, Nalewki 26, numer mieszkania 6, ale moja pamięć o Naumie Bernsztajnie nie jest Naumem Bernsztajnem, jest mną, emerytowanym przymusowo tat-aluf, czyli generałem brygady Mosze Inbarem, lat 68, siedzącym przy elektrycznej maszynie do pisania marki IBM Selectric II. Generał Mosze Inbar słucha gramofonowej płyty z piosenkami śpiewanymi przez Eugeniusza Bodo i Hankę Ordonównę i myśli o swoim ojcu, Naumie Bernsztajnie i jego śmierci, i dalszych losach jego umęczonego ciała.
A czy generał Mosze Inbar ma cokolwiek wspólnego z Mojsze Bernsztajnem?
Czy w ogóle istniał Mojsze Bernsztajn, po polsku zwany Mojżeszem, czy istniał by zamienić się w hebrajskiego Moszego Inbara?
A oni w bagażniku buicka rozłożyli brezent i wrzucili doń kawały mięsa, które razem stanowiły ciało mojego ojca, ale nie były już moim ojcem. Korpus pozbawiony krwi, kończyn i głowy wrzucili do glinianki.
Z Latchorzewa pojechali polnymi drogami na Paschalin i Babice, zatrzymali się przy kolejnej gliniance, do której wrzucili nogi, na których chodził za życia Naum Bernsztajn, i ruszyli dalej, na Chrzanów i Macierzysz, gdzie w stawie pochowali ręce, którymi głaskał mnie po głowie Naum Bernsztajn, i wreszcie głowę, zawiniętą w ubranie Nauma Bernsztajna, razem z dokumentami, poświadczającymi, że ich właściciel jest Naumem Bernsztajnem, obywatelem Rzeczpospolitej Polskiej, wyznania mojżeszowego, zatopili w jeziorku w Odolanach, obojętnym zarówno na wyznanie, jak i niekompletność zatapianego Nauma Bernsztajna.
A potem wrócili do Warszawy.
Munja Weber poszedł grać w karty do