– Rozumiem, że tak się panu wydaje – powiedziała bezbarwnym tonem. – Ale myli się pan. Przyjechałam do Mediolanu na zaproszenie dziadka, który jest obecnie moim jedynym żyjącym krewnym. Ponieważ życie tak się ułożyło, że dotąd nie wiedzieliśmy nawzajem o swoim istnieniu, z radością zgodziłam się spędzić wakacje pod jego dachem. W ten sposób będziemy mogli dobrze się poznać. Naprawdę nie ma pan powodów do niepokoju. Zresztą nie bardzo rozumiem, dlaczego czuje się pan uprawniony do tego, żeby się wtrącać w prywatne sprawy między mną a Giovannim.
– Nie rozumie pani? – On też odstawił kieliszek. – Więc chętnie to pani wyjaśnię. Otóż, troszczę się o Giovanniego. Zależy mi na nim dużo bardziej niż tym wszystkim łasym na pieniądze pieczeniarzom, którzy mienią się jego krewnymi. Ciągną do jego pieniędzy jak muchy do miodu, a ja od lat robię wszystko, by chronić go przed ich zachłannością; uważam to za mój obowiązek. Proszę więc przyjąć do wiadomości, że nie spuszczę pani z oka. Jeden fałszywy krok, a rozgniotę panią jak pijawkę.
– Pijawkę jest bardzo trudno rozgnieść, bo to zwierzę z gatunku pierścienic. Nie ma szkieletu, a jej skóra jest zadziwiająco odporna na urazy – powiedziała odruchowo, splatając ramiona na piersi. – Panie Mastrantino, czemu zawdzięczam tak interesujący dobór epitetu? Inni krewni Giovanniego to pieczeniarze, ale ja jestem, według pana, pijawką?
– Zacznijmy od tego, że nie mam żadnej pewności, czy naprawdę jest pani krewną Giovanniego Vita – odparł zimno. – Natomiast co do tego, że bez skrupułów drenuje pani jego konto bankowe, pewność mam stuprocentową. Samotny staruszek, który marzy o rodzinie, i do głowy mu nie przyjdzie, żeby sprawdzić tożsamość „wnuczki cudownie odnalezionej po latach” musiał się wydawać łatwym celem.
– Ach, więc uważa mnie pan nie tylko za osobę chciwą, ale też za oszustkę? – upewniła się.
Nie odpowiedział od razu, tylko uśmiechnął się do niej, leniwie, uwodzicielsko. Uznałaby ten uśmiech za szczery, gdyby nie to, że jego spojrzenie pozostało lodowate.
– Si. Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie jest, szanowna pani.
– Pozory mogą mylić – odparła, siląc się na spokój. Powtarzała sobie, że uleganie emocjom jest czystą stratą energii. Musiała postępować racjonalnie. Skoro życzyła sobie, żeby inni rozmawiali z nią rzeczowo, trzymając się faktów, sama też powinna się zachowywać w ten sposób. – Może pan wierzyć w to lub nie, ale naprawdę jestem wnuczką Giovanniego Vita.
Była wnuczką Giovanniego Vita. Kiedy wypowiedziała na głos tę prostą prawdę, poczuła, że wzruszenie chwyta ją za gardło. Na pewno tę reakcję można by wyjaśnić chemią organizmu, ale nie mogła skupić się na myśleniu o oksytocynie, serotoninie i kortyzolu. Walczyła ze łzami.
– Moja babcia, Lucia, żyła z Giovannim – podjęła, splatając palce i zaciskając je mocno, aż pobielały. – Kochała go ogromnie, ale była kobietą dumną. Zbyt dumną, żeby status kochanki mógł jej wystarczyć. Więc pewnego dnia, po wyjątkowo burzliwej kłótni, po prostu odwróciła się na pięcie i odeszła. Zamieszkała w Stanach, tam urodziła dziecko. Nigdy nie związała się z innym mężczyzną. Moi rodzice zginęli w wypadku, gdy miałam trzy lata, i babcia mnie wychowała. O dziadku nie mówiła nigdy, a ja nie pytałam. Podejrzewałam, że to dla niej zbyt bolesny temat, że chce zapomnieć… Kiedy babcia zmarła, porządkowałam jej rzeczy i trafiłam na listy. Gruby plik listów. Wszystkie były adresowane do Giovanniego. Musiała pisać je do niego przez całe życie, ale żadnego nie wysłała. Więc… zebrałam się na odwagę i sama napisałam list do Giovanniego Vito, a on natychmiast mnie do siebie zaprosił. Taka jest prawda, szanowny panie.
– To piękna historia. Prawda natomiast jest taka, że podczas tych kilku tygodni, które spędziła pani w Willi Vito, Giovanni zdążył już przelać na pani konto tysiące dolarów.
Ach, więc o to chodziło. Pia poczuła, że robi się purpurowa. Nic dziwnego, że Mastrantino uważał ją za oszustkę, która bez skrupułów okradała starszego pana, grając na jego uczuciach! Czy naprawdę musiała się tłumaczyć ze swojego wstydliwego problemu temu mężczyźnie, który patrzył na nią z mieszaniną fascynacji i obrzydzenia, tak jak patrzy się na… pijawkę? Gdybyż tylko mogła zapaść się pod ziemię! Niestety, Mediolan leżał w regionie tektonicznie stabilnym i żadne osuwisko nie miało prawa pojawić się w ogrodzie Willi Vito w najbliższym czasie.
– Dziadek Gio nie powiedziałby panu o… tej sprawie. To niemożliwe – wyszeptała bezradnie.
– Oczywiście, że niczego by mi nie powiedział. – Raphael skrzywił usta w cynicznym grymasie. – Pani plan był znakomity, ale nie brał pod uwagę jednego czynnika. Giovanni nie musiał niczego mi mówić, bo mam wgląd w jego finanse osobiste. Odkąd te harpie, jego trzy byłe żony, wiedzą, że w razie czego będą miały do czynienia ze mną, zadowalają się ustalonymi w sądzie alimentami. Wcześniej co miesiąc rozgrywały się tu sceny jak z „Traviaty”. Tak więc – podjął, gdy milczała, wpatrując się w splecione palce swoich dłoni – wiem doskonale, że Giovanni dał pani dużo pieniędzy. Znam nie tylko datę przelewu, ale i wysokość kwoty.
– Owszem, dziadek dokonał takiego przelewu. – Pia zmusiła się, żeby podnieść wzrok. – A pan wyrobił sobie opinię na mój temat na podstawie historii rachunku, zupełnie nie znając okoliczności całej sprawy!
– Giovanni łatwo ulega emocjom. W przeciwieństwie do mnie. Kiedy fakty są, jakie są, nie nabiorę się na żadną łzawą historyjkę.
Pia zmrużyła oczy.
– W porządku, mówmy o faktach. Rozumiem, że uważa pan swojego chrzestnego ojca za zidiociałego staruszka, który da się nabrać na byle łzawą historyjkę, jaką opowie mu pierwsza lepsza oszustka?
– Co takiego?! – oburzenie sprawiło, że Raphael zerwał się na równe nogi.
Pia powiodła za nim wzrokiem. Na taką reakcję liczyła. Teraz, kiedy zmusiła go, by przyznał, że się mylił, próba przekonania go, by jej uwierzył, miała jakiekolwiek szanse powodzenia. Niestety, musiała być wobec niego absolutnie szczera. Musiała opowiedzieć o tym fatalnym epizodzie ze swojego życia, którego samo wspomnienie sprawiało, że kuliła się z zażenowania.
– Giovanni bywa, owszem, impulsywny, ale z całą pewnością nie jest zidiociały, proszę tak go nie określać! – denerwował się dalej Raphael. – Może i ma osiemdziesiątkę na karku, ale jego umysł jest ostry jak brzytwa.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.