– A więc myliłem się co do pani – podjął lekko, nie starając się ukryć nuty powątpiewania w głosie. – Proszę, niech mi pani opowie swoją bajkę.
– Słucham? – zdumiała się.
– Jakie ma pani marzenia? Jak daleko sięgają pani ambicje? O co poprosi pani Gia, gdy nadejdzie dzień pani urodzin?
– Miałabym prosić dziadka o prezent urodzinowy?
Podał jej kieliszek, a ona skinęła głową i upiła łyk. Patrzył zafascynowany, jak Pia przymyka oczy i odchyla głowę, rozkoszując się smakiem wina. Jedno mógł powiedzieć z całą pewnością o tajemniczej nieznajomej, która wtargnęła nagle w życie Giovanniego Vita, przekonując go skutecznie, że jest, ni mniej ni więcej, tylko jego wnuczką w prostej linii – umiała docenić dobre wino. Musiał zaliczyć jej to na plus. Ostatecznie, wybrał nie najgorsze Barolo z piwniczki starego Gia.
– Wyczuwam aromat dzikiej róży – odezwała się Pia, nie otwierając oczu. – I… chyba… jeżyn. Mam wrażenie, że nigdy nie piłam czegoś tak znakomitego.
– Wszystko jeszcze przed panią – zasalutował jej kieliszkiem. -Giovanniego stać na spełnienie każdego z pani marzeń i zrobi to z radością. Uważam, że jak najbardziej może pani poprosić go o prezent urodzinowy. Przecież odnaleźliście się po latach… nie ośmielę się zgadywać, ile pani urodzin przegapił dziadek, ale na pewno zechce teraz zrekompensować swoją nieobecność. Proszę się nie krępować i uruchomić wyobraźnię. Dlaczego nie… jacht żaglowy? Lubi pani pełne morze, wiatr we włosach, wolność i swobodę? A może woli pani energię miasta, ponadczasowość arcydzieł architektury i sztuki? Jeśli tak, idealny będzie apartament w Wenecji, prawda? Idę o zakład, że wystarczy jedno pani słowo, by stary Gio Vito wyciągnął książeczkę czekową i wypisał siedmiocyfrową kwotę. W końcu jest pani jego wnuczką…
Pia w milczeniu upiła kolejny łyk wina, przyglądając się Raphaelowi z takim wyrazem twarzy, jakby prowadziła obserwację jakiegoś nieznanego jej dotąd gatunku insekta.
– Nie wiem, co mam panu odpowiedzieć – odezwała się wreszcie. – Rozumiem, że usiłuje mnie pan sprowokować, ale nie mam pojęcia, jaki efekt chce pan uzyskać. Nie potrafię prowadzić tego typu rozmów, które, de facto, nie są wymianą jednoznacznych informacji, ale rodzajem gry. Przykro mi to przyznać, ale zasad tej gry nie jestem w stanie sobie przyswoić.
– Myślę, że przede wszystkim powinniśmy przejść na „ty”, a dopiero potem wdać się w poważniejsze dyskusje – podsunął, dolewając jej wina.
– Och, wcale niekoniecznie. – Objęła dłońmi kieliszek, ale nie uniosła go do ust.
– Niekoniecznie? – powtórzył, unosząc brwi. Najwyraźniej zupełnie się nie spodziewał takiej odpowiedzi. – Ma pani jakiś konkretny powód, żeby upierać się przy czysto formalnych relacjach między nami?
Wyraz osłupienia na jego twarzy był zabawny, a jednak Pia się nie roześmiała.
– Owszem. Proszę wybaczyć mi szczerość, ale nie polubiłam pana, panie Mastrantino.
– To ma być szczerość? – Skrzywił usta w cynicznym grymasie. – Wolne żarty. Śmiem twierdzić, że polubiła mnie pani. O wiele bardziej, niżby sobie pani życzyła.
Przez chwilę przyglądała mu się z namysłem.
– W tym, co pan mówi, jest trochę prawdy – oświadczyła wreszcie. – Jestem kobietą, a pan – mężczyzną. Miliony lat ewolucji wyposażyły moje ciało w mechanizm, który reaguje na pewne bodźce, wyzwalając hormony. Aby rodzaj ludzki przetrwał, kobiety, już w okresie paleolitu, a może i wcześniej, instynktownie wybierały najlepszych reproduktorów. Gdy przebywam w pańskim towarzystwie, moje ciało mówi mi bardzo wyraźnie, że jest pan… wyjątkowo atrakcyjnym samcem, a więc osobnikiem, z którym opłacałoby mi się odbyć akt płciowy w celu spłodzenia potomstwa. Ale to absolutnie nie znaczy, że tego chcę. Mamy dwudziesty pierwszy wiek i, dzięki Bogu, nie musimy postępować pod dyktando hormonów. Jestem pewna, że zgodzi się pan ze mną.
ROZDZIAŁ TRZECI
Odbyć akt płciowy w celu spłodzenia potomstwa?
Wpatrywał się w młodą kobietę o ciemnych kręconych włosach i jasnej cerze, która obejmowała ramionami podciągnięte pod brodę kolana. Nigdy nie miał do czynienia z tak zagadkową istotą.
– Cóż, nie będę się z panią spierał – powiedział ostrożnie. – Choć muszę przyznać, że podeszła pani do tematu wyjątkowo oryginalnie.
– Jak już mówiłam, nie potrafię prowadzić lekkich towarzyskich rozmów. – Potrząsnęła głową. – Na pewno zdążył pan zauważyć, że nie jestem taka, jak inne kobiety, które pan zna. Do licha, ja doskonale zdaję sobie sprawę, że nie jestem taka, jak kobiety, które sama znam!
Urwała i zapatrzyła się w jakiś niewidoczny punkt przed sobą. Raphael nie odpowiedział. Choć flirt zazwyczaj przychodził mu naturalnie i równie zręcznie potrafił prawić komplementy, co ośmieszyć swojego rozmówcę tak skutecznie, że biedak sam nie wiedział, kiedy został rozłożony na łopatki – wobec tej kobiety, która w tym, co mówiła, łączyła precyzję naukowca z prostolinijnością dziecka, czuł się zupełnie, ale to zupełnie bezradny. I nie podobało mu się to.
– Istnieją jeszcze dwa powody, dla których zacieśnianie relacji między nami uważam za zbędne – podjęła spokojniej, upiwszy łyk wina. – Po pierwsze, nie sposób nie zauważyć, że na dzień dobry uznał mnie pan za persona non grata, więc po co udawać, że jest inaczej? A po drugie, należymy do dwóch różnych światów. Usłyszałam od dziadka o panu aż za dużo. Stoi pan na czele międzynarodowego przedsiębiorstwa, jest pan człowiekiem zamożnym. Otacza się pan pięknymi kobietami, lubi pan szybkie samochody. I władzę. Nie mamy ze sobą absolutnie nic wspólnego, bo chyba każdy widzi, że nie jestem ani piękna, ani nie należę do sfer, w których pan czuje się jak ryba w wodzie. O modzie mam nikłe pojęcie, a że utrzymuję się z pensji nauczycielskiej, kwestie wyboru biżuterii i kreacji raczej nie spędzają mi snu z powiek, a na eleganckie przyjęcia nie uczęszczam.
– Z pensji nauczycielskiej? – zainteresował się. – Pracuje pani jako nauczycielka?
– Tak. Uczę przedmiotów ścisłych i przyrodniczych w liceum. – Zacisnęła usta. Mogła się spodziewać, że nie zrobi to wielkiego wrażenia na człowieku, który stał na czele międzynarodowej firmy produkującej luksusowe samochody.
On jednak nie spuszczał z niej uważnego spojrzenia.
– Pani profesor – powiedział powoli, przekrzywiając głowę. – Kto by się spodziewał… Muszę przyznać, że jestem zaintrygowany, a trzeba pani wiedzieć, że kobiety rzadko są w stanie mnie zaintrygować. Jest pani pełna niespodzianek, panno Vito.
Chciała sprecyzować, że tytułu profesorskiego nie posiada, a zawód nauczyciela, choć bywa naprawdę ciekawy, nie ma w sobie nic tajemniczego. Ale jakoś nie mogła wydobyć głosu. Miała wrażenie, że cisza między nimi aż tętni od jakiegoś dziwnego napięcia.
– Wyobrażam sobie, że pensja nauczycielska nie jest zawrotnie wysoka – odezwał się Raphael po chwili.
– Nie, ale zupełnie wystarczająca jak na moje potrzeby – ucięła. Nie miała najmniejszego zamiaru zwierzać się panu Mastrantino z wysokości swoich dochodów.
– Zwłaszcza