Niebie Zaklęć . Морган Райс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Морган Райс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Серия: Kręgu Czarnoksiężnika
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9781632914576
Скачать книгу
ramię. Jego ojca cechowała olbrzymia siła, większa niż któregokolwiek z wojowników, z którymi toczył boje. Thor wiedział, iż nie będzie to łatwa walka. Jego ojciec była także szybki – śmiercionośne połączenie. A teraz Thor pozostał bez broni.

      Andronicus bez wahania zamachnął się raz jeszcze na boki, zamierzając przeciąć Thora wpół.

      Thor skoczył w górę, wysoko nad głową Andronicusa, i wykonał przewrót w powietrzu. Użył swych wewnętrznych mocy, by pomogły mu, by wyniosły go wysoko i by mógł wylądować za Andronicusem. Skoczył na nogi, schylił się i schwycił z ziemi miecz swego ojca. Obrócił się raptownie i natarł, mierząc w plecy Andronicusa.

      Lecz ku zaskoczeniu Thora Andronicus reagował tak szybko, że był już przygotowany do obrony. Obrócił się i zablokował cios. Thor poczuł, jak uderzenie metalu o metal rozchodzi się po jego ciele. Miecz Andronicusa przynajmniej przetrzymał cios; był mocniejszy niż jego. Dziwnie mu było trzymać miecz swego ojca – tym dziwniej, że walczył właśnie z nim.

      Thor zamachnął się i ciął bokiem, mierząc w ramię Andronicusa. Andronicus parował cios i natarł na Thora.

      Posuwali się to w jedną, to w drugą stronę, atakując i blokując, Thor odpierał Andronicusa i Andronicus odpierał Thora. Sypały się iskry, broń poruszała się szybko, połyskując w promieniach słonecznych, a jej szczęk niósł się po polu bitwy. Dwie armie przyglądały się jak urzeczone. Dwóch wielkich wojowników odpierało się wzajemnie tam i z powrotem przez pusty plac, i żaden z nich nie zyskiwał przewagi.

      Thor uniósł miecz, by zadać kolejny cios, lecz tym razem Andronicus zaskoczył go, dając krok naprzód i kopiąc w pierś. Thor zatoczył się w tył i runął na plecy.

      Andronicus rzucił się naprzód i opuścił topór. Thor usunął się z drogi, lecz niewystarczająco szybko: ostrze rozcięło jego biceps i pociekła z niego krew. Thor krzyknął, lecz nie zważając na to zamachnął się i ciął mieczem w łydkę Andronicusa.

      Andronicus zachwiał się i wrzasnął, a Thor przetoczył się i stanął ponownie na nogi. Znów stali naprzeciw siebie, obaj ranieni.

      – Silniejszy jestem od ciebie, synu – rzekł Andronicus. – I stoczyłem więcej walk. Poddaj się. Twe druidzkie moce na mnie nie podziałają. Walka toczy się jedynie między mną a tobą, między dwoma mężczyznami, dwoma mieczami. A ja jestem lepszym wojownikiem. Wiesz o tym. Poddaj mi się, a nie zabiję cię.

      Thor rzucił mu gniewne spojrzenie.

      – Nie poddam się nikomu! A z pewnością nie tobie!

      Thor zmusił się, by myśleć o Gwendolyn, o tym, co uczynił jej Andronicus i jego gniew przybrał na sile. Nadeszła właściwa chwila. Thor był zdecydowany wykończyć Andronicusa raz na zawsze, posłać tę ohydną kreaturę na powrót w piekielne otchłanie.

      Zebrawszy resztkę sił rzucił się naprzód z głośnym krzykiem, wkładając w to całą energię. Siekł mieczem na prawo i lewo, machając tak szybko, iż ledwie był w stanie nim pokierować, a Andronicus blokował każdy cios, choć krok za krokiem Thor odpierał go. Walka trwała długo i Andronicus zdawał się być zdumiony, iż jego syn wykazuje się taką siłą, i przez tak długi czas.

      Thor trafił na swą sposobność, gdy Andronicusowi na chwilę omdlało ramię. Zamachnął się na ostrze jego topora i bronie zetknęły się, a Thor zdołał wytrącić mu go z dłoni.

      Zaszokowany Andronicus patrzył, jak jego broń leci w powietrzu, a wtedy Thor kopnął go w pierś, posyłając na plecy.

      Nim zdołał się podnieść, Thor zbliżył się i postawił stopę na jego gardle. Przycisnął go do ziemi i stał, utkwiwszy w nim wzrok.

      Całe pole bitwy przypatrywało się jak urzeczone. Thor stał nad swym ojcem, przykładając czubek klingi do jego gardła.

      Andronicus, któremu z ust sączyła się krew, uśmiechnął się, ukazując swe kły.

      – Nie potrafisz tego uczynić, synu – rzekł. – W tym tkwi twa wielka słabość. W twej miłości do mnie. Ja także mam słabość do ciebie. Nigdy nie potrafiłem się zmusić, by cię uśmiercić. Ani teraz, ani całe twe życie. Cała nasza bitwa jest daremna. Puścisz mnie wolno. Gdyż ty i ja jesteśmy jednym.

      Thor stał nad nim, drżącymi dłońmi przyciskając czubek miecza do jego gardła. Z wolna uniósł go. Po części czuł, iż w słowach jego ojca kryje się prawda. Jak mógłby się zdobyć na to, by zabić własnego ojca?

      Lecz gdy przypatrywał mu się, pomyślał o całym bólu, wszystkich zniszczeniach, jakie jego ojciec zadał wszystkim wokoło niego. Rozważył cenę pozostawienia go przy życiu. Cenę litości. Była to zbyt wysoka cena, nie tylko dla Thorgrina, lecz także dla każdego, kogo kochał i na kim mu zależało. Thor zerknął za siebie i ujrzał dziesiątki tysięcy żołnierzy imperialnych, którzy najechali jego ojczyznę, gotowych zaatakować jego ludzi. A ten człowiek był ich przywódcą. Thor winien to był swemu królestwu. I Gwendolyn. A nade wszystko – sobie. Może i ten człowiek był jego ojcem z krwi, lecz nic nadto. Nie był jego ojcem w żadnym innym znaczeniu tego słowa. A sama krew nie czyniła ojca.

      Thor uniósł wysoko miecz i z głośnym krzykiem uderzył w dół.

      Zamknął oczy, a gdy je otworzył, ujrzał miecz zatopiony w ziemi, tuż obok głowy Andronicusa. Thor pozostawił go tam i dał krok w tył.

      Jego ojciec miał rację: nie był zdolny tego uczynić. Mimo wszystko nie potrafił się zmusić, by zabić bezbronnego człowieka.

      Thor odwrócił się od ojca i stanął przodem do swych ludzi, do Gwendolyn. Wiadome było, iż wygrał bitwę. Dowiódł swego. Teraz Andronicus, o ile ma choć krztynę honoru, nie ma innego wyboru jak wrócić do Imperium.

      – THORGRINIE! – krzyknęła Gwendolyn.

      Thor odwrócił się i ze zdumieniem ujrzał topór Andronicusa zbliżający się w jego kierunku, wprost na jego głowę. Thor usunął się w ostatniej chwili i ostrze przecięło powietrze obok niego.

      Andronicus był jednakże prędki – w tym samym ruchu zamachnął się rękawicą i uderzył Thora wierzchnią stroną dłoni w szczękę, aż ten przewrócił się na dłonie i kolana.

      Thor poczuł mocne pęknięcie w żebrach, gdy Andronicus kopnął go w brzuch. Przeturlał się, z trudem chwytając powietrze.

      Leżał na dłoniach i kolanach, z ust sączyła mu się krew i straszliwie bolały go żebra. Próbował zebrać w sobie siłę, by się podnieść. Kątem oka widział, jak Andronicus zbliża się do niego z szerokim uśmiechem na twarzy i obojgiem rąk unosi wysoko swój topór. Thor spostrzegł, iż mierzy, by odciąć mu głowę. W jego nabiegłych krwią oczach dojrzał, że nie okaże litości, jaką okazał Thor.

      – Powinienem był to uczynić trzynaście lat temu – powiedział Andronicus.

      Andronicus wydał z siebie głośny krzyk, opuszczając topór na odsłonięty kark Thora.

      Thor nie zamierzał jednak poddać walki; zdołał dobyć resztki sił i mimo bólu zerwał się na nogi i ruszył na swego ojca. Rzucił się na niego, chwytając pod żebra, i powalił go w tył na ziemię.

      Thor leżał na nim, przyciskając go do ziemi, gotując się do walki gołymi rękoma. Potyczka przerodziła się w mocowanie się. Andronicus wyciągnął dłoń i schwycił Thora za gardło, a Thora zaskoczyła jego siła; szybko poczuł, iż zaczyna brakować mu powietrza i dusi się.

      Thor gorączkowo przesuwał dłonią po swym pasie, szukając sztyletu. Królewskiego sztyletu, który ofiarował mu król MacGil przed śmiercią. Szybko tracił oddech i wiedział, iż jeśli wkrótce nie znajdzie swej broni, będzie martwy.

      Znalazł go przy ostatnim oddechu. Uniósł broń wysoko i zatopił obiema dłońmi w piersi