Rytuał Mieczy . Морган Райс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Морган Райс
Издательство: Lukeman Literary Management Ltd
Серия: Kręgu Czarnoksiężnika
Жанр произведения: Героическая фантастика
Год издания: 0
isbn: 9781632913746
Скачать книгу
jej w oczy i widział, że rozważa to w myślach.

      – Zgódź się – naciskał Thor. – Wróć ze mną. Ta Wieża to nie miejsce, w którym młoda kobieta powinna spędzić resztę swych dni. Krąg cię potrzebuje. Ja cię potrzebuję.

      Thor wyciągnął dłoń i czekał.

      Gwendolyn wbiła wzrok w swe stopy, wahając się.

      W końcu wyciągnęła rękę i umieściła swoją dłoń w jego. Jej oczy stawały się coraz jaśniejsze, płonęła w nich miłość i ciepło. Widział, że powoli staje się znów dawną Gwendolyn, którą znał, pełną życia, miłości i radości. Jak gdyby była kwiatem, który na jego oczach ponownie rozkwita.

      – Zgadzam się – rzekła cicho, uśmiechając się.

      Przytulili się i Thor trzymał ją mocno, przysięgając, że już nigdy nie wypuści jej z objęć.

      ROZDZIAŁ SIÓDMY

      Erec otworzył oczy i ujrzał, że leży w ramionach Alistair. Spojrzał w jej przejrzyste błękitne oczy, promieniejące miłością i ciepłem. W kącikach jej ust igrał uśmiech i Erec czuł bijące z jej dłoni ciepło, które ogarnęło jego ciało. Poruszył się i poczuł się zupełnie zdrów, jak nowo narodzony, jak gdyby nigdy nie zadano mu żadnej rany. Przywróciła go ze świata zmarłych.

      Erec, zaskoczony, usiadł i spojrzał w oczy Alistair, zastanawiając się po raz kolejny, kim naprawdę jest, jakim sposobem może nosić w sobie takie moce.

      Gdy Erec usiadł i potarł głowę, natychmiast przypomniał sobie: ludzie Andronicusa. Atak. Obrona jaru. Głaz.

      Skoczył na równe nogi i ujrzał, że jego ludzie wpatrują się w niego, jak gdyby oczekiwali na jego wskrzeszenie – i rozkazy. Na ich twarzach dostrzegł ulgę.

      – Na jak długo straciłem przytomność? – odwrócił się gorączkowo i zapytał Alistair. Dręczyło go poczucie winy, że opuścił swych ludzi na tak długo.

      Lecz ona uśmiechnęła się do niego czule.

      – Ledwie sekundę – rzekła.

      Erec nie pojmował, jak to możliwe. Czuł się tak rześko, jak gdyby spał całe wieki. Gdy się podniósł, spostrzegł, że jego krok jest bardziej sprężysty. Odwrócił się i rzucił ku wejściu do jaru, gdzie ujrzał swe dzieło: ogromny głaz, który roztrzaskał, blokował przejście i ludzie Andronicusa nie mogli już przedostać się na drugą stronę. Dokonał niemożliwego i odparł znacznie większą armię. Przynajmniej na chwilę.

      Nim zdążył uradować się ze zwycięstwa, Erec usłyszał nagły krzyk dochodzący z góry i podniósł wzrok: tam, na szczycie urwiska, krzyczał jeden z jego ludzi, który po chwili spadł w tył, obracając się w powietrzu, i legł martwy na ziemi.

      Erec spojrzał na niego i zobaczył zatopioną w ciele mężczyzny włócznię, następnie podniósł wzrok i ujrzał, że coś się dzieje w górze, usłyszał także dochodzące stamtąd krzyki. Na jego oczach tuziny ludzi Andronicusa pojawiły się na szczycie, walcząc wręcz z ludźmi księcia, cios za cios, i Erec pojął, co się stało: dowódca Imperium podzielił swe siły, posyłając część z nich w jar, a część od razu w górę urwiska.

      – NA GÓRĘ! – rozkazał Erec. – WSPINAĆ SIĘ!

      Ludzie księcia ruszyli za nim, gdy wbiegał po zboczu z mieczem w dłoni, wdrapując się po stromym spadku, kamieniach i pyle. Co kilka kroków ześlizgiwał się i wyciągał dłoń, ocierając ją o skały, chwytając się i starając się z całych sił nie spaść. Biegł, lecz ściana była tak stroma, że bardziej wspinał się, niż biegł; każdy krok pokonywał z trudem. Wokół niego rozlegał się zgrzyt zbroi i sapanie i dyszenie mężczyzn, którzy wdrapywali się obok niego po stoku niczym górskie kozice.

      – ŁUCZNICY! – krzyknął Erec.

      W dole kilka tuzinów łuczników księcia, wspinających się na górę, zatrzymało się i obrało cel na szczycie urwiska. Wypuścili grad strzał i kilku żołnierzy Imperium z krzykiem padło w tył i poleciało w dół zbocza. Jedno z ciał spadało wprost na Ereca; uchylił się i ledwie go uniknął. Jeden z ludzi księcia nie miał jednak tyle szczęścia – spadające zwłoki uderzyły w niego i posłały krzyczącego w tył, na ziemię, gdzie zmiażdżyły na śmierć.

      Łucznicy księcia zajęli pozycje w górnych i dolnych częściach zbocza, wypuszczając strzały za każdym razem, gdy żołnierz Imperium wychylał się za krawędź, by zatrzymać ich na górze.

      Lecz na górze trwała zaciekła walka wręcz i nie wszystkie strzały trafiały w swój cel: jedna z nich chybiła, lądując omyłkowo w plecach jednego z ludzi księcia. Żołnierz krzyknął i wygiął się w pałąk. Żołnierz Imperium wykorzystał sposobność i dźgnął mężczyznę, który spadł w dół urwiska, krzycząc. Lecz gdy żołnierz Imperium odsłonił się, inny łucznik zatopił strzałę w jego brzuchu, zabijając go. Jego zwłoki spadły w dół zbocza głową naprzód.

      Erec zdwoił swe wysiłki, podobnie jak mężczyźni wokół niego, pędząc co sił w górę urwiska. Gdy zbliżył się do szczytu i był ledwie stopy od niego, poślizgnął się i zaczął się osuwać; zamachał rękoma i jedną dłonią pochwycił gruby korzeń wystający ze skały. Zawisł na nim, trzymając się z całych sił, następnie podciągnął się, odzyskał równowagę i ruszył dalej.

      Erec dosięgnął szczytu szybciej niż inni i rzucił się naprzód z okrzykiem bitewnym i uniesionym wysoko mieczem, pragnąc pomóc swym ludziom, którzy utrzymywali pozycje na górze, lecz byli odpierani.

      Na górze było ledwie kilka tuzinów ich ludzi i każdy z nich zajęty był walką wręcz z żołnierzami Imperium, których dwóch przypadało na jednego wojownika księcia. Z każdą upływającą sekundą na szczycie pojawiało się coraz więcej żołnierzy Imperium.

      Erec walczył jak szaleniec, szarżując i dźgając dwóch żołnierzy jednocześnie, uwalniając swych ludzi. W całym Kręgu nie było nikogo szybszego w bitwie niż on, i z dwoma mieczami w rękach, siekąc na wszystkie strony, Erec korzystał ze swych wyjątkowych umiejętności czempiona Srebrnej Gwardii, by odpierać Imperium. W pojedynkę siał ogromne zniszczenie, gdy obracał się, robił uniki i siekł, posuwając się coraz głębiej w gęstwę imperialnych żołnierzy. Uchylał się, uderzał głową i parował, i przesuwał się tak szybko, że zdecydował nie używać swej tarczy.

      Erec przedzierał się przez nich jak burza, powalając tuzin żołnierzy tak szybko, iż niemal nie zdążyli się bronić. A wokół niego zebrali się ludzie księcia.

      Reszta ludzi księcia dotarła na szczyt, z Brandtem i księciem na czele, i walczyła u boku Ereca. Niebawem szala zwycięstwa zaczęła przechylać się na ich stronę i teraz to oni odpierali ludzi Imperium, a wokół nich zaczynały się piętrzyć trupy.

      Erec rozprawił się z ostatnim żołnierzem Imperium na szczycie, odepchnął go na skraj przepaści, po czym odchylił się i kopniakiem posłał w dół po stronie Imperium. Żołnierz poszybował w dół, krzycząc.

      Erec i jego ludzie stali, próbując złapać oddech. Erec postąpił naprzód, na szeroki występ, na sam skraj urwiska po stronie, z której nadeszło Imperium. Pragnął zobaczyć, co znajduje się w dole. Imperium mądrze przestało posyłać mężczyzn w górę, lecz Erec miał złe przeczucie, że mogą mieć jeszcze jakieś rezerwy. Jego ludzie podeszli i zatrzymali się obok niego.

      W najdzikszych wyobrażeniach Erec nie widział nic, co przygotowałoby go na ten widok. Jego serce na chwilę przestało bić. Mimo setek ludzi, których udało im się zabić, mimo tego, iż zamknęli jar i stali na szczycie, na dole wciąż kłębiły się dziesiątki tysięcy żołnierzy Imperium.

      Erec nie mógł w to uwierzyć. Nie szczędzili