Kyrę zadziwiała jej moc. Czy Berło Prawdy rzeczywiście uśmierciło właśnie trzy smoki jednym uderzeniem?
Uniosła ponownie berło, gdy na niebie pojawił się kolejny tuzin smoków i gdy opuściła broń, spodziewając się, że smoki padną, ku swojemu zaskoczeniu poczuła nagle przeraźliwy ból w dłoni. Odwróciła się i kątem oka spostrzegła smoka, który spadał na nią od tyłu, a jego szpony drasnęły wierzchnią stronę jej dłoni. Rozciął jej dłoń, aż dobyła się z niej krew, zaraz pochwycił Berło Prawdy i wyrwał je Kyrze z dłoni.
Dziewczyna wrzasnęła, bardziej z przerażenia, że straciła berło, niż z bólu. Patrzyła bezradnie, jak smok odlatuje, zabierając ze sobą jej oręż. Po chwili upuścił je i Kyra przyglądała się przerażona, jak berło spada w powietrzu, obracając się dokoła siebie, w kierunku ziemi. Berło, ostatnia nadzieja Escalonu, zostanie zniszczone.
A bezbronna Kyra musiała zmierzyć się ze stadem smoków, które gotowe były rozszarpać ją na strzępy.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Lorna, czując, że coś ją ponagla, przemierzała żwawym krokiem obozowisko, a ludzie Duncana rozstępowali się na boki. U jej boku szedł Merk, któremu towarzyszył Sovos i tuzin mężczyzn z Zaginionych Wysp, wojowników, którzy odłączyli się od pozostałych i przyłączyli do nich w wyprawie z Zatoki Śmierci z powrotem na stały ląd, i przebyli z nimi całą drogę aż tutaj na pustynię, za Leptus. Lorna prowadziła ich tutaj z determinacją, wiedząc, że Duncan jej potrzebuje.
Zbliżając się, Lorna spostrzegła, że żołnierze Duncana patrzą na nią ze zdumieniem. Ustępowali jej z drogi, aż dotarła wreszcie na nieduży plac, na którym leżał Duncan. Zatroskani wojownicy skupili się dokoła niego, klęcząc u jego boku, poważnie zmartwieni tym, że ich dowódca kona. Ujrzała łkających Anvina i Aidana, a przy nich Białego. Żaden inny dźwięk nie rozchodził się w pełnej napięcia ciszy.
Chciała podejść do Duncana, lecz jakaś dłoń zatrzymała ją. Lorna stanęła i obejrzała się. Merk i Sovos naprężyli się i położyli dłonie na mieczach, lecz ona powstrzymała ich delikatnym ruchem dłoni. Chciała uniknąć starcia.
– Kim jesteś i po coś tu przyszła? – zapytał surowo wojownik Duncana.
– Jestem córką króla Tarnisa – odrzekła z przekonaniem. – Duncan próbował ocalić mego ojca. Przybyłam, by odwdzięczyć się mu tym samym.
Mężczyzna wyglądał na zaskoczonego.
– Jego rana jest śmiertelna – rzekł wojownik. – Widziałem takie wiele razy zadane w boju. Nie można mu już pomóc.
Tym razem to Lorna zmarszczyła brew.
– Trwonimy czas. Czy chcesz, by Duncan umarł tutaj, by się wykrwawił? Czy też może mam spróbować go uzdrowić?
Wojownicy byli do niej sceptycznie nastawieni po zetknięciu z Ra i jego czarami. Spojrzeli po sobie. Wreszcie Anvin skinął głową.
– Przepuśćcie ją – powiedział.
Rozsunęli się na boki, Merk i Sovos opuścili broń, a Lorna podeszła spiesznym krokiem do Duncana i przyklęknęła przy nim.
Przyjrzała się mu uważnie i natychmiast poznała, że jest w złym stanie. Wyczuwała wokół niego czarną aurę śmierci, a gdy spojrzała na jego zamknięte, drżące powieki, wiedziała, że zbliża się jego koniec. Niebawem opuści tę ziemię. Cios Ra wyrządził wielkie szkody, nie tyle ze względu na sztylet, lecz – jak wyczuwała Lorna – ze względu na poczucie zdrady, które za nim stało. Duncan wciąż sądził, że to Kyra go dźgnęła i kobieta wyczuła w jego aurze, że z tego właśnie powodu stracił wolę życia. Odbierało mu to jego siły życiowe.
– Czy potrafisz ocalić mojego ojca?
Lorna obejrzała się i zobaczyła Aidana. Miał zaczerwienione oczy, policzki mokre od łez i patrzył na nią z nadzieją i rozpaczą. Wzięła głęboki oddech.
– Nie wiem – odrzekła po prostu.
Lorna położyła jedną dłoń na czole Duncana, a drugą na jego ranie. Zaczęła nucić jakiś pradawny hymn i wszyscy z wolna ucichli. Aidan przestał łkać. Lorna poczuła ogromne ciepło przepływające przez jej dłonie, zmagające się z jego raną. Zamknęła oczy i przyzwała całą moc, jaką dysponowała, próbując odczytać jego przeznaczenie, pojąć, co się stało, co szykował dla niego los.
Z wolna ujrzała wszystko. Duncan miał umrzeć dzisiaj, tutaj. Takie było jego przeznaczenie. Tutaj, w tym miejscu, na tym polu bitewnym, po wielkim zwycięstwie w kanionie. Lorna ujrzała wszystkie bitwy, jakie stoczył w swym życiu; zobaczyła, jak stał się wojownikiem, dowódcą; zobaczyła ostatnią i największą bitwę, jaką stoczył tutaj, w kanionie. Miał nie przeżyć zalania kanionu. Miał umrzeć zaraz po nim. Doprowadził rewolucję tak daleko, jak miał to uczynić.
Wyczuła, że jego córka, Kyra, leciała, zmierzała tutaj, miała przejąć dowodzenie. Duncan miał umrzeć w tej chwili.
Jednak klęcząc przy nim Lorna przyzwała moc wszechświata i błagała go, by zmienił jego los, jego przeznaczenie. Duncan był wszak jedynym prawdziwym przyjacielem jej ojca, króla Tarnisa, nawet wtedy, gdy wszyscy inni się od niego odwrócili. Był tym, którego jej ojciec prosił, by przyszedł jej z pomocą. Była mu to winna przez wzgląd na swego ojca. Przeczuwała także w głębi duszy, że Duncanowi być może pozostała jeszcze jedna wielka bitwa do stoczenia.
Lorna walczyła z losem, czując, że ta walka ją wyczerpuje. Czuła, że toczy się w niej wielka bitwa duchów, gdy zmagała się z mocami, których nie powinna była niepokoić. Z niebezpiecznymi mocami. Mocami, które mogły ją zabić. Wszak losu nie należało lekceważyć.
Mocując się z nimi, Lorna poczuła, że życie Duncana waży się na szali. Kobieta opadła wreszcie z wyczerpania, oddychając ciężko, a wtedy nadeszła odpowiedź: odniosła zwycięstwo, a zarazem poniosła porażkę. Życie Duncana zostanie przedłużone – lecz nie na długo. Stoczy jedną, ostatnią bitwę, ujrzy twarz córki, swej prawdziwej córki, i zginie w jej ramionach. To już coś.
Lorna zadrżała, czując mdłości, obezwładniona mocami, z którymi się zmagała. Paliły ją dłonie, i wreszcie rozległ się błysk, uczucie, jakiego wcześniej nie znała, i odrzuciła ją jego moc. Upadła na plecy kilka stóp dalej.
Merk szybko ją podniósł. Lorna przyklęknęła, osłabiona, zlana zimnym potem.
Kilka jardów dalej Duncan leżał nieruchomo, a Lorna poczuła się obezwładniona magią tego, co przyzwała.
– Pani, co się stało? – zapytał Anvin.
Z trudem oczyściła umysł i znalazła słowa.
W zaległej ciszy Aidan dał krok naprzód i odezwał się rozpaczliwym tonem.
– Czy mój ojciec będzie żył? – zapytał błagalnie. – Proszę, powiedz mi.
Wycieńczona Lorna zebrała siłę, by skinąć słabo głową tuż przed tym, jak zemdlała.
– Tak, chłopcze – powiedziała. – Lecz niedługo.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Aidanowi było wstyd, lecz choć starał się jak tylko mógł, nie potrafił się powstrzymać przed płaczem. Skrył się na tyłach obozowiska, w jaskini na obrzeżach pola, z nadzieją, że będzie sam. Nie chciał, by któryś z mężczyzn widział jego łzy. Jedynie Biały siedział przy jego nodze i skomlał. Chłopiec pragnął powstrzymać łzy, lecz nie potrafił. Zawładnął nim żal z powodu rany ojca.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст