– Pandezjanie panoszą się wszędzie – powiedział do niego Papug – Nie podnoś głosu.
Aidan zawstydził się, nie wiedział nawet, że krzyczał.
– Przepraszam – powiedział – Miałem koszmary.
– Wszyscy mamy koszmary – odrzekł mężczyzna – Największy koszmar mamy na jawie – dodał któryś z aktorów o ponurym wyrazie twarzy.
– Gdzie jesteśmy? – spytał Aidan rozglądając się wokół ciekawie.
– W karczmie – odpowiedział Papug – W najciemniejszym zakątku Andros. Nadal jesteśmy w stolicy, choć się ukrywamy. Na zewnątrz krążą patrole Pandezjan. Przechodzili obok już wiele razy, jednak nie wpadli na to, by tu zajrzeć – musisz tylko siedzieć cicho. Tu jesteśmy bezpieczni.
– Na razie – odezwał się sceptycznie jeden z jego przyjaciół.
Aidan, wciąż czując palącą potrzebę, by pomóc ojcu, próbował przypomnieć sobie wszystko.
– Mój ojciec – powiedział – Czy on… żyje?
Papug pokręcił głową w odpowiedzi.
– Nie wiem. Gdzieś go zabrali. Ostatnio widziałem go żywym.
Aidan aż poczerwieniał z wściekłości.
– Porwałeś mnie stamtąd! – powiedział gniewnie – Nie powinieneś był tego robić. Mogłem mu przecież pomóc!
Mężczyzna potarł tylko podbródek.
– A jak niby chciałeś tego dokonać?
Aidan wzruszył ramionami, próbując coś wymyślić.
– Nie wiem – odpowiedział – Jakoś.
Papug kiwnął głową.
– Na pewno byś spróbował – zgodził się – I też leżałbyś tam martwy.
– A więc on nie żyje? – spytał chłopak.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Żył, gdy stamtąd wialiśmy – powiedział – A teraz nie wiem. Nie mamy tu żadnych przyjaciół, nie mamy już szpiegów wewnątrz miasta – zostało całkowicie zajęte przez Pandezjan. Wszyscy ludzie twojego ojca trafili do lochu. Obawiam się, że zostawiono nas samych na łasce Pandezji.
Aidan zacisnął pięści na samą myśl o tym, że jego ojciec gnije w jakiejś celi.
– Muszę go uratować – stwierdził, widząc przed sobą jasny cel – Nie mogę siedzieć tu jak mysz pod miotłą. Muszę się stąd wydostać.
Skoczył na nogi i podbiegł do drzwi, by zacząć otwierać wszystkie rygle. Już po chwili pojawił się obok niego Papug i oparł stopę o drzwi zanim te zdążyły się otworzyć.
– Jak tylko stąd wyjdziesz – powiedział – wszyscy przypłacimy to życiem.
Aidan spojrzał mu w oczy i po raz pierwszy zobaczył poważny wyraz na jego twarzy, wiedział że ma rację. Właściwie był mu wdzięczny i szanował go za uratowanie życia. Za to należała mu się wdzięczność po sam grób. Jednak mimo wszystko czuł palącą potrzebę zrobienia czegoś, by pomóc ojcu, był pewien, że liczy się każda sekunda.
– Powiedziałeś wcześniej, że jest inny sposób – przypomniał sobie – Inny sposób, by go uratować.
Papug kiwnął głową.
– Rzeczywiście – przyznał.
– Więc jak, to były tylko puste słowa? – spytał go chłopak.
Mężczyzna westchnął.
– Co proponujesz? – spytał rozdrażniony – Twój ojciec siedzi w samym sercu stolicy, w pałacowym lochu, strzeże go cała armia Pandezjan. Mamy iść tam, zapukać do drzwi?
Aidan stał nieruchomo, starając się wpaść na jakikolwiek pomysł. Wiedział, że stoi przed nim trudne zadanie.
– Na pewno jest ktoś, kto może nam pomóc – stwierdził.
– Kto taki? – odezwał się jeden z aktorów – Wszyscy ludzie lojalni twojemu ojcu zostali aresztowani razem z nim.
– Na pewno nie wszyscy – odparł Aidan – Z pewnością jest ktoś, kogo nie było na miejscu. Na przykład przywódcy warowni wiernych memu ojcu.
– Być może – Papug wzruszył ramionami – tylko gdzie ich znajdziemy?
Aidan sapnął sfrustrowany, czując jakby kajdany na rękach jego ojca także jemu krępowały ruchy.
– Nie możemy po prostu siedzieć tu bezczynnie – podniósł głos – Jeśli mi nie pomożesz, pójdę sam. Nie obchodzi mnie mój los. Nie mogę siedzieć bezczynnie, gdy mój ojciec gnije w więzieniu. A moi bracia… – powiedział, przypomniawszy sobie, i natychmiast zaczął płakać; na pamięć o ich śmierci zalała go fala emocji.
– Nie mam już nikogo – stwierdził.
Ale zaraz potrząsnął głową. Przypomniał sobie o siostrze, o Kyrze, modlił się, by chociaż ona była teraz bezpieczna. W końcu tylko ona mu pozostała.
Gdy tak łkał, czerwony ze wstydu, Biały podszedł do niego i oparł mu łeb o nogę. Usłyszał także ciężkie kroki dudniące po skrzypiących, drewnianych deskach, i poczuł wielką, mięsistą dłoń na swoim ramieniu.
Podniósł głowę, by zobaczyć Papuga patrzącego na niego ze współczuciem.
– Nieprawda – powiedział mężczyzna – Masz także nas. My będziemy ci teraz rodziną.
Odwrócił się i wskazał obecnych szerokim gestem, Aidan podążył wzrokiem za jego ręką i zobaczył jak wszyscy aktorzy i artyści spoglądają na niego poważnie, kilkadziesiąt osób pokiwało wspólnie głowami, z oczyma pełnymi współczucia. Zdał sobie sprawę, że choć to nie wojownicy – to ludzie o dobrych sercach. Szanował ich za to bardzo.
– Dziękuję wam – powiedział – Ale jesteście tylko aktorami. Zaś ja potrzebuję wojowników. Nie możecie pomóc mi uwolnić mojego ojca.
Jednak w oku Papuga nagle błysnęło coś, jakby w jego głowie zakiełkował jakiś pomysł, na twarzy wykwitł mu szeroki uśmiech.
– Jesteś w wielkim błędzie, młody Aidanie – odpowiedział.
Chłopak widział doskonale ten błysk w oku mężczyzny, wiedział, że ten coś już planuje.
– Wojownicy znają się na swojej rzeczy – powiedział Papug – jednak komedianci także umieją niejedno. Wojownik wygra swą siłą – ale artysta może doprowadzić do zwycięstwa innymi sposobami, czasem nawet o wiele potężniejszymi.
– Nic nie rozumiem – stwierdził zmieszany Aidan – Nie chcecie chyba zabawiać mojego ojca w celi?
Mężczyzna wybuchnął śmiechem.
– A może właśnie – odpowiedział – to byłby doskonały pomysł.
Aidan spojrzał na niego zmieszany.
– Co masz na myśli? – spytał.
Papug potarł podbródek, wydawał się głęboko zamyślony.
– Wojownik nie będzie mógł teraz swobodnie poruszać się po stolicy – czy nawet zbliżyć się do centrum. Jednak artysta nie będzie miał z tym problemów.
Aidan nadal nic nie rozumiał.
– Dlaczego