Caitlin czuła, jak ręce zaczynają się męczyć od przebierania wody przez tak długi czas.
– Co robimy? – krzyknęła do Caleba. – Jedyna ziemia jest w tą stronę.
Wskazała na zamek Boldt, na ziejący otwór w jego boku. Caleb podążył wzrokiem za jej wyciągniętym palcem.
– Wiem – powiedział z niepokojem.
Caitlin skinęła. Do jej twarzy przykleiły się mokre kosmyki włosów. Odgarnęła je i popłynęła w kierunku zamku.
Wówczas jej uwagę zwrócił jakiś dźwięk. Brzmiał jak odległe wycie, o charakterze z goła mechanicznym. Takim znajomym. I coraz bardziej głośnym.
Caitlin zerknęła przez ramię na Caleba.
– Helikopter – powiedziała.
Caleb znieruchomiał w połowie zamachnięcia i podniósł wzrok na niebo, na którym coraz głośniej rozbrzmiewał hałas silnika.
– Policja? – powiedział. – Nie siedzą nam chyba wciąż na ogonie, prawda? Chyba, że śledzili lot samolotu.
Nagle Caleb trzasnął otwartymi dłońmi o powierzchnię wody, wywołując głośny plusk. Jednak odgłos ten został całkowicie zagłuszony warkotem wirujących śmigieł helikoptera, który bardzo szybko zbliżał się do nich.
– Uważaj – powiedział. – Będzie znacznie bardziej niebezpiecznie.
Minęło kilka minut zanim dopłynęli do zamku Boldt. Strona najbliższa Caitlin i Caleba była w całkowitej ruinie w miejscu, gdzie rozbił się samolot. Do oceanu potoczyły się kamienie i gruz, tworząc rodzaj stoku, po którym mogli się teraz wspiąć. Wspinaczka należała do niebezpiecznych, ale, w końcu, dotarli na zamek Boldt.
W powietrzu czuć było silny swąd paliwa lotniczego zmieszany z zapachem błota, dymu i soli morskiej. Caitlin słyszała w oddali hałaśliwe odgłosy krzyczących ludzi, dyskutujących i krzyczących z bólu. Od razu zrozumiała, że budynek był pełen ludzi, kiedy uderzył w niego samolot i, że dzięki niej, wiele osób zostało rannych. Zadygotała, a jej zlodowaciałe serce pełne było poczucia winy.
Była roztrzęsiona, włosy miała w nieładzie, a skok z samolotu i siła fal uczyniły z nich przemoczone dredy. Jej ubranie było gdzieniegdzie porwane. Caleb również wyglądał jak zmokła kura.
– No i? – powiedział. – Wyczuwasz ją?
Caitlin przyłożyła palec do ust, by go uciszyć. Starała się wyczuć intuicją swą córkę, nakłonić swój instynkt, by podpowiedział jej, gdzie jest, jednak ciężko jej było uchwycić coś konkretnego. Dźwięk krążącego nad nimi wyjącego helikoptera, żar dochodzący od ognia, krzyki rannych, wszystko to napierało na jej zmysły i zakłócało jej zdolności.
– Nie wyczuwam jej – szepnęła, czując się pokonana.
Caleb podrapał się po brodzie. Caitlin zauważyła, że jest na skraju wytrzymałości. Żałowała, że nie może nic więcej zrobić, lecz za bardzo odchodziła od zmysłów, by skoncentrować się na Scarlet.
– Jest gdzieś w zamku? – spytał Caleb.
Pomimo jego szczerych prób ukrycia poirytowania, Caitlin dostrzegła je w jego głosie. Przywiodła go tu, zmusiła do skoku z samolotu, a teraz nie potrafiła nawet powiedzieć, czy miała rację, czy nie.
Zacisnęła mocno powieki i spróbowała uspokoić myśli.
– Sądzę, że tak – powiedziała w końcu. – Myślę, że jest gdzieś tutaj.
– Więc jej poszukajmy – odparł Caleb.
Odwrócił się, gotowy ruszyć w drogę, jednak Caitlin chwyciła go za ramię.
– Boję się – powiedziała.
– Tego, co znajdziemy?
Potrząsnęła głową.
– Nie – powiedziała – zobaczyć szkody, jakie wyrządziłam.
Caleb sięgnął w jej stronę i ścisnął jej dłoń.
Weszli dalej do zamku. Szli ostrożnie, jako że podłoże pod ich stopami zdawało się niestabilne. Kiedy nagle Caleb zatrzymał się w miejscu, blokując drogę wyciągniętą ręką, Caitlin założyła, że przed nimi znajduje się jakaś przeszkoda. Kiedy wyciągnęła szyję, by spojrzeć mu przez ramię, szczęka opadła jej ze zdumienia. Niedaleko nich zobaczyła całe setki mężczyzn i kobiet. Niektórzy latali, inni unosili się w powietrzu, wszyscy jednak byli zwróceni twarzą do mężczyzny wyższego od innych ludzi, jakich kiedykolwiek widziała. Był przynajmniej dwukrotnie większy od normalnego człowieka. Połowa jego twarzy była spalona do żywego.
– Czym on jest? – Caitlin wyszeptała do męża.
Caleb pokręcił tylko głową.
Caitlin zadrżała. Odnalezienie córki stało się dla niej teraz większym priorytetem niż kiedykolwiek dotychczas. Ci dziwni ludzie wzbudzali w niej niepokój, zwłaszcza ten olbrzymi mężczyzna z oszpeconą twarzą.
– Tędy – powiedział do niej Caleb przyciszonym głosem.
Wymknęli się chyłkiem, zachowując jak najciszej, trzymając się cienia, w którym tłumy nie mogły ich dostrzec. Potem Caitlin położyła dłoń na ramieniu Caleba, by go zatrzymać. Odwrócił wzrok w jej stronę.
– O co chodzi? Co się stało?
– Scarlet – powiedziała Caitlin. – Nie wyczuwam już jej.
– Chcesz powiedzieć, że nie ma jej tu? – zakwestionował Caleb.
Caitlin skurczyła się od furii słyszanej w jego głosie.
– Myślę, że jest gdzie indziej – powiedziała cicho, czując się pokonana i zrozpaczona. – Wyczuwałam ją wcześniej, tuż obok miejsca, którym tu weszliśmy, ale im bardziej zagłębiamy się w zamku, tym słabiej ją wyczuwam. Myślę, że wyszła stąd, zanim tu przybyliśmy. Wydostała się tą samą drogą, którą weszliśmy.
Caleb przesunął dłonie po włosach z rozdrażnienia.
– Nie wierzę – wymamrotał pod nosem.
Właśnie wtedy wnętrze zamku zalało ostre światło pochodzące z wiszącego powyżej helikoptera. Obniżał pułap przez zapadnięty strop.
– Próbuje lądować! – krzyknął Caleb z niedowierzaniem.
Tłumy w wielkiej sali zaczęły rozpraszać się, ludzie biegali i latali wszędzie wokół.
– Musimy się wydostać – Caitlin powiedziała do męża.
– Wiem – odparł. –Ale jak?
– Tędy – powiedziała Caitlin, pociągnąwszy go za ramię.
Poprowadziła go przez wielką salę. Dzięki lądującemu helikopterowi, żaden ze znajdujących się w sali dziwnych ludzi jakoś nie zdał sobie sprawy, że przebiegające pędem obok nich sylwetki są obcymi. Śmigła helikoptera wywołały w pomieszczeniu mini tornado, wzbijając kłęby dymu, co tylko rozdmuchało panujący chaos.
Caitlin i Caleb wypadli z sali na ciemny korytarz. Unosił się tu gęsty dym i światło było przytłumione. Razem przebiegli przez całą jego długość i dotarli do drzwi. Caleb naparł na nie ramieniem i otworzyły się natychmiast, ukazując im świat na zewnątrz.
– Tam! – krzyknęła Caitlin, przeczesując wzrokiem otoczenie.
Caleb spojrzał w kierunku, który wskazywała.
Wprost przed nimi, w dół po kilku stopniach prowadzących do zamku, znajdował się niewielki parking, na którym zmieściłoby się cztery