Słodka ona, on wpatrzony.
Od zawsze szukał takiej żony.
Zaraz znowu znikną na chwilkę,
Zajmą się produkcją małych Millsów!
Jego wielki drąg
Wejdzie w nią w głąb.
Już słyszę te jęki
I dźwięk rozrywanej sukienki.
On to dobry gracz,
Umie pchać i pchać.
Ona wcale nie gorsza,
Jej usta…
Na szczęście nie zdążył dokończyć, bo Erick wyrwał mu mikrofon, ale wszyscy już zaczęli pokładać się ze śmiechu.
Podeszłam do Simona i jego także uściskałam. On, zadowolony, wyszczerzył się i wyszeptał mi do ucha zakończenie swojej zwrotki. Parsknęłam śmiechem, ale nie nadawało się, by gdziekolwiek to powtarzać. Spojrzałam na Seda, którego wyraz twarzy sprawił, że moje serce nie posiadało się z radości. W tym momencie uwierzyłam, że jestem w stanie uszczęśliwić tego faceta. Cmoknęłam Simona i wróciłam w ramiona mojego męża.
– Jest idealnie, wiesz? – Sed schował mi kosmyk włosów za ucho i delikatnie pocałował w usta.
– Ty jesteś idealny, Sed. Wiesz? – Uśmiechnęłam się lekko i wtuliłam w jego silne ramiona.
– Przy tobie staram się wierzyć, że jestem. – Pocałował mnie w czubek głowy i poprowadził na parkiet, by znowu zatańczyć. Rozpłynęłam się, gdy zaczął mi do ucha cichutko śpiewać słowa piosenki I Will Always Love You. Nie sądziłam… Nie spodziewałam się, że jest właśnie taki. Tak naprawdę prawie go nie znałam, ale miałam całe życie, by go poznać. W tym momencie nie istniały żadne zmartwienia i troski. Byliśmy tylko my i to całe szczęście, które nas otaczało.
Chwilę przed północą wszyscy goście zgromadzili się na parkiecie, a my z Sedrickiem czekaliśmy na środku. Sed nie widział naszego weselnego tortu i miałam nadzieję, że mu się spodoba. Był pięciopiętrowy, okrągły. Połowę pokrywała biała masa maślana oraz bita śmietana ozdobiona jadalnymi białymi kwiatami, a druga połowa oblana była czekoladą i przyozdobiona truskawkami. Obie połowy łączyły się idealnie, odzwierciedlając nas. Niby kompletnie różni, a stworzeni dla siebie. Światła kolejny raz zostały przygaszone, by był ten specyficzny efekt. Trzymałam Seda mocno za dłoń, znowu czekając na jego reakcję. Tak naprawdę całe to wesele to dla niego jedna wielka niespodzianka. Wszystko organizowałam ja, on praktycznie o niczym nie decydował. Razem wybraliśmy obrączki… I to by było na tyle.
– Co jest w środku tortu? – spytał Sed, niecierpliwiąc się trochę.
– Striptizerka… – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do niego złośliwie.
– Wolałbym owoce i bitą śmietanę. – Posłał mi swój bezczelny uśmiech, wywołując jeszcze szerszy uśmiech na mojej twarzy.
– Owoce i bita śmietana to będą w nocy… – prowokowałam go, jego źrenice rozszerzyły się, a dłoń powędrowała na moją pupę, którą ostentacyjnie ściskał.
– Zboczona żona to najlepsza rzecz na świecie – stwierdził zadowolony, masując mój pośladek.
Objęłam go tak, by też dobrać się do jego tyłka. Ścisnęłam go mocno, a on uśmiechnął się szyderczo. Dobrze, że światło było przyciemnione i nikt nie widział tych naszych gierek. Całe to wesele to była dla nas jedna wielka gra wstępna, a ja tak naprawdę już nie mogłam się doczekać nocy poślubnej. Nie miałam czasu na kupowanie jakichś wymyślnych strojów, więc nie liczyłam, że powalę tym Seda, ale tu przecież nie o to chodziło. To była nasza noc i miałam nadzieję, że bita śmietana i owoce wystarczą. Jeśli chłopaki nie zdążą go upić do nieprzytomności, to wiem, że będziemy się pieprzyć do rana. Nie no, przepraszam. Będziemy celebrować miłość, jak to nazwał Sed. Zaśmiałam się cicho pod nosem na tę myśl.
Czekaliśmy jeszcze chwilę, aż w końcu na parkiet wjechał tort. O łał! Wydał mi się piękniejszy niż wtedy, gdy wybierałam go w cukierni. Spojrzałam niepewnie na Seda, który uśmiechał się szeroko. Znowu się udało! Miałam ochotę podskoczyć z radości, ale się opanowałam. Podeszliśmy razem do tortu, a Sed chwycił za nóż i od razu chciał go pokroić.
– Tylko bez numerów! – ostrzegłam go, by przypadkiem nie przyszedł mu do głowy jakiś głupi żart typu moja twarz lądująca nagle w torcie.
– Miałem powiedzieć to samo – odpowiedział poważnie, grożąc mi palcem, na którym już miał bitą śmietanę. Nie mogłam się pohamować i z premedytacją zlizałam słodki krem z jego dłoni.
Mój mąż nie wytrzymał i złapał mnie w pasie, a zaraz po tym namiętnie pocałował.
– Ej, kurwa, ja się nie najem na tym weselu! – oburzył się Simon, który był już chyba nieco wkurzony, że znowu musi czekać, by coś zjeść.
– Trey, zapchaj mu usta czymś innym! – powiedział Nicki, czym wywołał falę śmiechów. Nawet nasi ojcowie nie ukrywali rozbawienia.
Dostrzegłam, że Sophia i Gabriela patrzyły na chłopaków maślanymi oczami, a Tayler chyba przygruchał sobie jakąś kuzynkę Seda. Stali obok siebie, a on obejmował śliczną blondynkę z brązowymi oczami. Dziewczyna była młodziutka, ale kleiła się do mojego brata aż miło.
– Nicki, ty się lepiej nie wypowiadaj, bo twoja dziunia też chyba jest głodna… – Simon pokazał na Sandrę, która razem z Jess podjadała słodkie babeczki. Wszyscy spojrzeli na moją wygłodniałą ciężarną szwagierkę i Sandrę. Ona też była przecież jakby moją rodziną, bo Erick to mąż Jess. To naprawdę było dość popieprzone…
– To łap babeczkę! – Nicki chwycił jedną ze słodkich muffinek i rzucił nią w Simona.
Ten niezdarnie próbował ją złapać, ale zamiast tego rozmazał cały krem na swojej marynarce. O nie! Od razu wiedziałam, jak to się skończy. Nie zdążyłam zareagować, kiedy Simon władował całą dłoń w nasz śliczny i pyszny weselny tort i zgarniając jego wielką garść, wycelował w Nickiego, który odskoczył w ostatniej chwili, a bita śmietana rozbryznęła się po parkiecie, brudząc buty Ericka i kilku innych gości. No i się zaczęło. A mój mąż, o którym myślałam, że ma więcej rozumu w głowie, co zrobił? Dokładnie to samo, co Simon, tyle że wycelował prosto w moją… twarz, robiąc mi maseczkę z maślanego kremu, bitej śmietany, czekolady i kawałków truskawek. Nawet sekundę się nie zastanawiałam, co mam zrobić. Wsadziłam dłoń w tort i władowałam mu ją między nogi. Dokładnie tam, gdzie powinnam, by zrobić mu plamę w kroku. Zaczęła się jedna wielka bitwa na jedzenie. W pewnym momencie przed nosem przeleciało mi udko panierowanego kurczaka, które trafiło Sedricka prosto w twarz. Nie mogłam powstrzymać śmiechu i prawie położyłam się na parkiecie, nie mogąc utrzymać równowagi. Widziałam, jak Simon nacierał twarz Jess galaretką z owocami, a Erick dzielnie mu w tym pomagał. No… poniosło nas nieco. Nawet mój tata umazał buzię Alice sosem od kaczki, ale po chwili go z niej zlizał.
– Starczy! Zostaw mnie, idioto! Boże, Erick, zabiję cię! – zaczęła krzyczeć Jess, nad którą dalej znęcali się Simon i Erick.
Podbiegłam do niej, by ją ratować, i sama oberwałam resztką galaretki, w dodatku poślizgnęłam się na śliskim od jedzenia parkiecie i gruchnęłam na tyłek. Poczułam tylko, jak moją głowę zalewa coś zimnego, i zdążyłam zauważyć, że nade mną z miską owocowego ponczu stoi Clark, który razem z Taylerem wylewa