Quattuor Insanitas. Adrian K. Antosik. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Adrian K. Antosik
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Крутой детектив
Год издания: 0
isbn: 978-83-63080-93-8
Скачать книгу
Miał wtedy wrażenie jakby był panem wszystkiego, jakby jego życie znalazło cel. Wiedział, że będzie musiał zrobić to jeszcze raz… Potrzebował tego jak powietrza…

Wena Twórcza

      – Taaaaaaaaak!

      – I czego się drzesz, Długi Johnie? – spytał z dezaprobatą siedzący na łóżku ciemnowłosy młodzieniec.

      Stefan spojrzał na współlokatora z szerokim uśmiechem.

      – No co ty taki sztywny? Właśnie skończyłem pierwszy rozdział swojego cudownego dzieła. Wliczając poprawki i wszystkie korekty zajęło mi to prawie cały tydzień.

      – Ta, wiem, męczyłeś wszystkich tym od samego poniedziałku. Przyznaj się, masz w sobie małego socjopatę, co?

      – Bu ha ha, bardzo śmieszne.

      – No nic, ja będę się zbierał, pociąg nie poczeka, a cza się do domu wybrać kiedyś, no nie?

      Stefan uśmiechnął się łobuzersko:

      – No w sumie ja cię nie wywalam, ale przyjeżdża Ania i sam rozumiesz… Romantyczna kolacja. Sam na sam w… O!

      – Co znowu?

      – Ktoś chce ze mną grać w szachy! Jakiś Skorpion.

      Mówiąc to, wskazał na monitor, na którym pokazała się tablica z szachami. Po chwili pokazała się animacja przestawiania czarnego pionka do przodu o dwa pola.

      – Łe, to jakiś cienias małpuje twoje ruchy. Dobra, ja uciekam. Na razie.

      – Czym się.

      Drzwi za współlokatorem zamknęły się z cichym skrzypnięciem. Zawsze to zastanawiało Stefana, czemu inni nie lubili, gdy opowiadał o swoich próbach w świecie literackim. Chociażby sam Testosteron. Znał go już dość długo, żeby wiedzieć, że w żadnym wypadku nie jest zazdrosny o jego malutkie sukcesy. Jednak mimo to dostawał szewskiej pasji, gdy Stefan zaczynał mówić o pisaniu kolejnego dzieła. Chłopak włączył drukarkę i wcisnął drukowanie. Już po chwili trzymał w ręku gotowy rozdział. Szybkim ruchem zszył strony, by następnie rzucić się z radosnym śmiechem na łóżko. Układając się wygodnie mruknął, zaczynając ponownie czytać pierwszy rozdział książki, która miał zmienić jego życie literackie. Gdy doszedł do połowy rozdziału, ktoś wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz. Nawet nie drgnął, udając pełne skupienie na kartkach, jednak pilnie nasłuchiwał. Nagle kobieca ręka objęła go delikatnie za kark, poczuł jej usta na swoich wargach. Gdy się od niego oderwała po długim pocałunku usłyszał jak szepcze:

      – Cześć, skarbie, co udajesz, że czytasz?

      – Jakie udajesz, kotku? Czytam swoje najnowsze dzieło!

      – Posuń się, marudo…

      Mówiąc to wsunęła się zwinnie w jego ramiona, zabierając mu świeżo wydrukowane kartki.

      – No pokaż, co tam napisałeś, mój mały psychopato…

      – Oj… Nie rozpieszczaj mnie… Takimi słówkami…

      – Wydasz to w częściach w gazecie?

      – Pewnie tak – powiedział całując ją w czoło – jeszcze tylko musisz zatwierdzić, czy ta przygoda ma sens. W skrócie mógłbym to nazwać narodzinami socjopaty…

      Leżąc obok niego, dziewczyna powoli zaczęła czytać nowe opowiadanie. Na ekranie laptopa wyświetlała się szachownica, na której Stefan wykonał ruch pionkiem z C2 na C3.

      A Krew Kapie Na Podłogę

      Skorpion przekręcił się w łóżku. Nie chciało mu się wstawać, nie miał też ochoty leżeć. Ostatecznie przez chwilę rozważał jakby to było, gdyby skończył z sobą. W końcu doszedł do wniosku, iż byłby to zbyt szarmancki gest w stronę ludzkości, który z pewnością ucieszyłaby się gdyby kolejny początkujący socjopata zniknął z tego okropnego świata. Skorpion uśmiechnął się sam do siebie. Dobrze wiedział kim jest, a raczej kim się stanie w niedalekiej przyszłości. Nie rozumiał, skąd to się brało, ale wiedział, że właśnie tak będzie. Czuł to w końcówkach palców za każdym razem, gdy przywoływał na myśl śmierć tej mendy społecznej. Może raczej powinien powiedzieć zabójstwo, a nie śmierć, do końca nie był tego pewien. Jedyne uczucia, a były to ogromna satysfakcja i podniecenie, minęły bezpowrotnie, teraz nie odczuwał już nic. Przekręcił głowę w bok, spoglądając na leżącą nieopodal przeczytaną gazetę. Jedynie w niej z całej sterty, którą dzisiaj kupił, znalazł małą wzmiankę o tragicznej śmierci mężczyzny podejrzanego o liczne rozboje. Jako prawdopodobną przyczynę zgonu – oprócz pociągu, który wjechał z ogromną prędkością w jego samochód – było, zdaniem policji, znalezienie się w nie odpowiednim momencie zalanego w trupa mężczyzny na torach. Nikt nie podejrzewał straszliwego sekretu, jaki skrywał się za wybuchowym odejściem Spidera. A teraz on, Janusz Ernestman, bo taki właśnie kupił sobie dowód, prawo jazdy, a wraz z nim nieskalaną przeszłość, mógł spokojnie leniuchować w hotelu za pieniądze ciężko zrabowane innym ludziom przez innego człowieka. Przez chwilę chciał się porównać do Janosika albo innego dobrego złoczyńcy, który odbierał bogatym… Niestety, właśnie sens tego zdania nijak nie pasował mu do jego poczynań. No chyba, że wziąłby pod uwagę to, iż to on jest właśnie tą biedną osobą.

      – Czas ruszyć dupę – powiedział sam do siebie w pustym pokoju.

      Dźwignął się z łóżka i podszedł do małego koślawego stolika, który po dokładniejszym przyjrzeniu się nie wydawał się już tak dobry, jak na początku. Odpalił komputer, włączył wyszukiwarkę. Szybko znalazł stronę z szachami. Jego przeciwnik wykonał ruch.

      – Czy on zdurniał – zastanowił się na głos. – Co mu da blokowanie się pionkiem?

      Przez długą chwilę zastanawiał się, co zrobić. Ruszył pionkiem z E7 na E6. Następnie zarzucił kurtkę na plecy i szybkim krokiem wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz.

      Zły Belfer

      Stefan siedział na krześle wpatrując się tępo w monitor. Był wkurwiony tak bardzo, że aż go ściskało w żołądku. Nie dość, że upierdliwy prowadzący uczepił się go jak rzep psiego ogona, gnojąc go na każdym kroku, jakiś pseudokrytyk obsmarował jego najnowsze opowiadanie w recenzji na dwie strony A4, a na dodatek Skorpion ewidentnie zdobywał przewagę w szachach, a on nie wiedział, czego nie dostrzega, chociaż teoretycznie wszystko na szachownicy było w jak najlepszym porządku. Nagle ktoś go klepnął w ramię. Obrócił się i napotkał twarz swojego współlokatora.

      – Co się tak wpatrujesz w ten monitor jak sroka w gnat?

      – Zastanawiam się, jaki kolejny ruch zrobić.

      – A co się działo na tablicy od twojego ostatniego genialnego zablokowania pionkiem?

      Stefan zmarszczył czoło niezadowolony z jawnego nabijania się z jego strategii.

      – Nie czepiaj się, gram jak umiem.

      – No nie unoś się już tak. Lepiej powiedz, co się działo.

      – Hm… On się ruszył z E7 na E6 pionkiem. Później ja z G1 na F3 konikiem.

      – Skoczkiem…

      – Jeden pies. On później z G8 na F6. Ja ruszyłem gońcem z C1 na G5. On ruszył pionkiem z H7 na H6. I teraz jest mój ruch. Teoretycznie powinienem się skupić na jak najlepszym rozlokowaniu figur na planszy. Ale mój przeciwnik chyba jawnie dąży do konfrontacji.

      Testosteron zamyślił się. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w planszę, w końcu odchrząknął.

      – Osobiście bym zaatakował. Nie wiem dlaczego, ale mam awersję do wycofywania się. Masz ochotę na drinka? Bo będę sobie robił.

      – Czemu