Quattuor Insanitas. Adrian K. Antosik. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Adrian K. Antosik
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Крутой детектив
Год издания: 0
isbn: 978-83-63080-93-8
Скачать книгу
two e-bookowo.pl"/>Adrian K. AntosikQuattuor Insanitas

      © Copyright Adrian K. Antosik & e-bookowo

      Projekt okładki: Agnieszka Walczak

      ISBN 978-83-63080-93-8

      Wydawca:

      Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl

      Kontakt:

      [email protected]

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione.

      Podziękowania

      Chciałbym serdecznie podziękować moim rodzicom oraz bratu za wsparcie, wyrozumiałość i cierpliwość.

      Podziękowania należą się również Agnieszce Walczak, Maciejowi Michalskiemu oraz Arkadiuszowi Barć za wytrwałą pomoc oraz ciekawe sugestie.

      Wszystkim wam dziękuję z całego serca!

      Po Drugiej Stronie Lustra

      Powiedz mi tak szczerze,

      Ty czytający te stronice,

      Czy wpatrując się w lustrzane odbicie,

      Znasz do głębi tego potwora,

      Który jawi się tak niewinnie,

      Wśród burzliwych chwil dnia powszedniego

      Prolog

      Poczuł go jeszcze we śnie i gdy gwałtownie otworzył przerażone oczy był już na niego przygotowany. Chwycił się za głowę w bezsensownym odruchu, w myślach błagając Boga, żeby go zabił, kończąc te męki. Pomimo straszliwego bólu nie wydał z siebie nawet syknięcia. W końcu napad ustąpi. Młodzieniec ostrożnie wyprostował się. Jego twarz była wilgotna od potu. Wziął głęboki wdech, a następnie spokojnie wypuścił powietrze. Wiedział, że coś jest nie w porządku. Znajdował się sam w jakimś małym, ciemnym pokoju na niewygodnym, jedno-osobowym łóżku. Poza nim w pomieszczeniu znajdowało się jeszcze jedno takie. Dostrzegł również ciemne kształty jakichś przedmiotów, a dwa z nich na pewno były biurkami. Lecz mimo wysilania całej woli, nie mógł sobie przypomnieć tego miejsca. Co gorsza sam nie wiedział, kim jest, ani jak się tu znalazł. Jego wzrok spoczął na cyfrowym zegarku stojącym nieopodal na biurku. Było sześć minut po północy. Nagle przypomniał sobie, że gdy pierwszy raz spojrzał w jego stronę zarejestrował dokładnie północ, choć nie zwrócił na to od razu uwagi, zaabsorbowany nieufnym badaniem każdego kąta. „Zajęło mi aż sześć minut – pomyślał – rozglądanie po tej małej klitce.” Chciał się podnieść, ale mięśnie odmówiły mu posłuszeństwa. Po kilku próbach zrezygnowany opadł na poduszkę. Znów spojrzał na zegarek, który wyświetlał dziesięć po północy. Nagle coś szczęknęło. Szybko spojrzał w stronę otwieranych drzwi, a jego serce zabiło szybciej. „Nie zauważyłem ich wcześniej” – przemknęło mu przez zmęczony umysł i osunął się w ciemność…

      2 Października

      Stefan albo Długi John, jak nazywali go przyjaciele, obudził się dobre dziesięć minut temu. A przynajmniej tak przypuszczał, bo do tej chwili jeszcze nie raczył otworzyć oczu. Świat wydawał mu się zły i nieprzyjemny zwłaszcza dzisiaj, gdy miał pójść na pierwszą po trzech miesiącach laby godzinę zajęć na uczelni. Specjalnie ustawił sobie budzik na siódmą, a teraz czekał aż jego komórka rozbrzmi dźwiękami „Let It Whip” zespołu SR-71. Wiedział, że nie zaspał, ponieważ słyszał równy oddech współlokatora śpiącego na łóżku obok. W końcu muzyka wypełniła cały pokój. Wyłączył ją. Przeciągnął się ziewając.

      – Czas się ruszyć – szepnął sam do siebie.

      Powoli zaczął się zbierać. Gdy wychodził z pokoju jego współlokator jeszcze spał. Czas, jaki spędził na uczelni, nie okazał się tak zły, jak przypuszczał. Było wiele powitań, uśmiechów oraz żartów. Szybkie wymiany uwag, kto się zmienił przez wakacje, kto dorwał pracę na trzy miesiące, a kto bezczelnie nic nie robił leżąc do góry brzuchem. Kiedy wracał do akademika po uprzednim zatankowaniu kilku piw ze znajomymi w pobliskim barze, było już dobrze po pierwszej. Parę godzin wcześniej jego współlokator wrócił do domu. Miał mieć cały weekend dla siebie. Ziewnął, wchodząc do klatki. Przy wejściu powitał go portier.

      – Co tam, ciężka pierwsza noc?

      – Całkiem niezła, gdyby nie taki jeden dupek w barze, to byłoby już naprawdę pięknie.

      – No, nie ma to jak zacząć rok od dobrej zabawy! Dobranoc.

      Młodzieniec w odpowiedzi pomachał mu beztrosko ręką. Powoli wdrapał się schodami na swoje piętro. Jakoś nie miał przekonania do windy, zwłaszcza w aktualnym stanie w jakim się znajdował. Dość dużym problemem okazało się dla niego otworzenie drzwi. W końcu po długich zmaganiach z kluczem udało mu się je otworzyć. Wszedł do środka, zamykając je za sobą. W pokoju było ciemno. Z pewną trudnością odnalazł włącznik. Gdy go nacisnął, aż się skrzywił pod wpływem jasnego światła. W pokoju wszystko leżało na swoim miejscu. Usiadł przy biurku i odpalił laptopa. Nim maszyna zdążyła się uruchomić, przysnął trzy razy wsparty łokciem o blat stołu. Uruchomił jakąś stronę internetową, dość opornie mu szło, nim w końcu się zalogował. Ku jego zaskoczeniu okazało się, że na stronie można grać w internetowe szachy online z innymi graczami. Przeczytał dwukrotnie dość mętnie wyglądającą instrukcję obsługi, mimo to nic z niej nie zrozumiał. Zabrał się do czytania trzeci raz, gdy nagle dostrzegł dużą podświetloną strzałkę z napisem „dalej”. Kliknął na nią parokrotnie. Szata graficzna zmieniła się. Teraz na monitorze widział wielką planszę do szachów z białymi i czarnymi figurami. Niepewnie najechał myszką na pionka i przesunął go dwa pola do przodu. Nagle na monitorze wyskoczył komunikat „Twoje wyzwanie nie zostało jeszcze podjęte, poczekaj, aż ktoś się zgłosi do ciebie.”

      – Łeeee… Trzeba…

      Jednak nie udało mu się dokończyć. Nagłe skurcze żołądka sprawiły, że zerwał się z miejsca i pognał jak opętany do łazienki. Tam, próbując się zmieścić w ciasnym pomieszczeniu, zwrócił całą zawartość żołądka. Wychodząc z toalety był z siebie dumny, gdyż wszystko, co oddał, trafiło bezpośrednio do muszli klozetowej. Obmył twarz oraz wypłukał usta. Z każdą chwilą czuł się coraz gorzej. W końcu podjął twardą decyzję. Dowlókł się do łóżka i opadł na nie bezsilny. Nim minęły dwie minuty, usnął.

      Powstań

      Blask słońca wdarł się brutalnie przez okno do pokoju, padając mu prosto na twarz. Poderwał się z łóżka jak oparzony, pośliznął na kupce ubrań koło łóżka i wyłożył jak długi. Zamarł w bezruchu na podłodze. To było nowe doznanie, a raczej wydawało mu się takie, gdyż nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek chodził. Ostatnie, czego doznał, to było przykre przebudzenie. To drugie, które przed momentem miało miejsce, nie było o wiele lepsze. Powoli podniósł się na czworaka. Nie wiedział co ma robić, od czego zacząć. Co powinno być jego pierwszym krokiem? Usiadł w kącie plecami do okna, żeby mieć na widoku drzwi wejściowe do pokoju i siedział tak, zastanawiając się, co ma zrobić. W końcu doszedł do wniosku, że powinien się stąd ulotnić. Przebywanie w takim miejscu jak to napawało go dziwnym strachem. Szybko przeszukał mieszkanie. Było tu parę wartościowych rzeczy jednak w końcu doszedł do wniosku, że nie ma sensu tarabanić się wszędzie z kradzionym sprzętem. Znalazł też trochę pieniędzy z karteczką, na której ktoś nagryzmolił „na upojną noc”. Po chwili namysłu zabrał je. Szybko przebrał się w jakieś nieciekawie wyglądające ciuchy, choć wybrał te najlepsze z całej kupy, jaką tutaj znalazł. Wyszedł z pokoju zamykając go za sobą na klucz. Szybko wymknął się z bloku na świeże powietrze. Mijając portiernię rzucił przelotne spojrzenie do środka. Była pusta, nikt nie widział go, kiedy opuszczał budynek.

      Tego dnia długo wałęsał się po mieście. Kilkakrotnie kusiło go, żeby wrócić do tego bloku, gdzie się obudził, poszukać jakichś dokumentów czy czegokolwiek innego, co powiedziałoby mu, kim jest. W końcu jednak postanowił nie iść. Zresztą dowiedział się wielu pożytecznych rzeczy. Począwszy od tego, że znajduje się w Szczecinie,