Star Force. Tom 3. Bunt. B.V. Larson. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: B.V. Larson
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-65661-28-9
Скачать книгу
współpracy, określiliśmy wymagania. Ta jednostka nie jest już w pełni sił. Zanim obierzemy nowy cel, potrzebujemy wymiany biotów.

      – Odmowa. Biot Riggs zapewnił dowództwo makrosów, że siły naziemne są w pełni funkcjonalne.

      Zmarszczyłem brwi. Kiedy, do cholery, powiedziałem coś takiego?

      – Moje siły naziemne nie są w pełni funkcjonalne.

      – Odlot z poprzedniej planety docelowej był uzależniony od skuteczności sił naziemnych.

      Zastanowiłem się. Co wówczas powiedziałem? Wtedy, gdy atakował nas wielki Robal i mogliśmy zginąć lada chwila? A, tak, powiedziałem im, że nie musimy zabierać całego sprzętu. Zapewniłem ich, że będziemy nadal skuteczną siłą bojową bez dodatkowych cegieł i broni…

      Rozłączyłem się. Wpatrywałem się w pobliską ścianę. Wokół mnie kłębili się podwładni zadający rozsądne, logiczne pytania. Zignorowałem ich wszystkich.

      Mamy lecieć na podbój kolejnej planety. Zrobiło mi się chłodno i nieco niedobrze. Aby pozwolili nam na odlot z Heliosa bez większości sprzętu, zapewniłem dowództwo makrosów, że jesteśmy wciąż zdolni do walki. Teraz trzymali mnie za słowo. Dowiedziałem się już, że gdy ktoś się do czegoś zobowiązał, makrosy nie pozwalały na zmianę decyzji.

      Zostało nam jedynie kilka grawiczołgów. Zginęła ponad połowa moich marines. Większość z nich zapewne była już we wnętrzu jakiegoś Robala na Heliosie. Pomyślałem, jak potoczyłyby się sprawy, gdybyśmy musieli powtórzyć kampanię na planecie przy obecnym stanie osobowym. Z tego, co udało mi się wyliczyć, zostalibyśmy zdruzgotani i zmieceni przez pierwszy kontratak Robali. Moi żołnierze nie byliby teraz zdolni do odbycia tej misji. Ale dostaliśmy właśnie nowe, samobójcze rozkazy.

      Tak czy siak, mieliśmy przejebane.

      Rozdział 2

      Pomachawszy nieco rękami, aby uciszyć otaczających mnie ludzi, znów otworzyłem łącze z dowództwem makrosów. Nie był to dobry moment, aby się z nimi kłócić. Był to moment na to, aby dowiedzieć się, co nas czeka – a przynajmniej, ile są skłonni mi powiedzieć.

      – Dowództwo makrosów – powiedziałem oficjalnym tonem – aby osiągnąć maksymalną skuteczność, moje siły potrzebują informacji o wrogu.

      – Wrogi gatunek jest biotyczny, dysponuje technologią podróży kosmicznych. Należy usunąć gatunek z docelowego układu.

      Westchnąłem. Chcieli, abyśmy zaatakowali kolejną planetę pełną podobnych nam, organicznych form życia. Moi ludzie byli w szoku. Niektórzy kręcili głowami i zakrywali twarze dłońmi. Większość wpatrywała się w pustkę.

      – Musimy wiedzieć więcej o naturze celu – powiedziałem. – Aby osiągnąć maksymalną skuteczność. Powiedzcie nam o ich planecie.

      – Celem w tym układzie nie są planety. Wrogie bioty znajdują się w stacjonarnych sztucznych strukturach w przestrzeni kosmicznej.

      Skinąłem głową, zastanawiając się. Walka w nieważkości. Brzmiało, jakby tych struktur było więcej. Stacje kosmiczne? Sztuczne habitaty?

      Mojego łokcia dotknęła drobna dłoń. Opuściłem wzrok i zobaczyłem, że kapitan Sarin wpatruje we mnie swoimi ślicznymi, przerażonymi oczami.

      – Sir, nie myśli pan chyba o pójściu na to, prawda? – spytała szeptem. – Nie jesteśmy gotowi do ponownej walki.

      – Dowiaduję się, czego tylko mogę, gdy tylko mogę. Proszę wracać na stanowisko, kapitanie.

      Jej dłoń odskoczyła od mojej ręki, usta były małą, wąską linią. Odwróciła twarz z powrotem w stronę dużego ekranu. Uznałem, że znajdzie jeszcze mnóstwo czasu, by się z tym pogodzić. Albo będziemy wszyscy martwi, więc nie zrobi to różnicy.

      – Dowództwo makrosów, potwierdźcie moje przypuszczenie. Wrogowie to ten sam gatunek, z którym zetknęliśmy się podczas poprzedniej misji.

      – Przypuszczenie niepoprawne.

      „Świetnie” – pomyślałem. To co nam zostaje? Możemy walczyć z kimś innym, z kimś, kto żyje w jakiegoś rodzaju habitatach kosmicznych zamiast na planetach. Aby przetrwać w przestrzeni kosmicznej, musieli mieć niezłą technologię. I nie należeli do znanego nam gatunku. Nie zyskaliśmy zbyt wiele informacji.

      Przez kilka dni próbowaliśmy jakoś się zorganizować. Już wcześniej toczyły się prace, ale teraz na horyzoncie mieliśmy niespodziewaną misję. Pracowaliśmy więc w zawrotnym tempie. Najpierw trwały naprawy kombinezonów i sprzętu. Gdy zaspokoiliśmy podstawowe potrzeby wszystkich marines, kazałem fabrykom wybudować nowy zestaw skrzynek mózgowych i wieżyczek laserowych. Miałem nadzieję na szybkie wyleczenie rannych. Gdy tylko opuścili łóżka, kazałem im ćwiczyć i pracować w ładowni. Cegły wreszcie były porządnie ułożone i nie przypominały już stosu gałęzi. Teraz wyglądały jak oficjalna baza Sił Gwiezdnych, choć mniejsza niż wcześniej.

      – Nowy kontakt, sir – powiedziała kapitan Sarin, łącząc się z mostka.

      – Już idę.

      Pospieszyłem tam, zostawiając to, nad czym pracowałem, i każąc Kwonowi skończyć robotę w ładowni.

      – Co się dzieje? – spytałem, podchodząc do konsoli.

      Kapitan Sarin rozpuściła spięte zazwyczaj w kok włosy. Były nieco za długie, jak na marine, ale nie zamierzałem jej zwracać uwagi. Wyglądała dziś bardziej kobieco, ale próbowałem to ignorować. Sprawnie pracowała na nowej konsoli dowodzenia. Wskazała duży ekran. Teraz zobaczyłem już, dlaczego mnie wezwała. Nowy kontakt pojawił się na dużym stole. Wyglądał jak mały, migający owal na naszym obrazie układu gwiezdnego. Zbliżaliśmy się do kolejnego zawieszonego w przestrzeni pierścienia. Natychmiast otworzyłem kanał do makrosów.

      – Dowództwo makrosów – powiedziałem – zbliżamy się do pierścienia. Czy zabierze nas bezpośrednio do układu wroga?

      – Tak.

      Zaczęła mi się udzielać panika podwładnych. Przerwałem połączenie.

      – Wszyscy na stanowiska bojowe. Może być gorąco, nie należy wykluczać istnienia kolejnego pola minowego.

      Moi ludzie ożywili się. Kapitan Sarin rozkazała dowódcom oddziałów wysłać marines na wyznaczone pozycje bojowe. Słyszałem pospieszny stuk butów magnetycznych na dachu cegły. Przyjrzałem się pierścieniowi. Zbliżał się bardzo szybko. Pewnie została nam mniej niż minuta, zanim skoczymy w Bóg wie co.

      – Dowództwo makrosów – powiedziałem – prosimy o opóźnienie skoku.

      – Prośba odrzucona – odparł syntetyczny głos z nieznośnym spokojem.

      – Potrzebujemy czasu, aby przygotować się do walki w nieważkości – wyjaśniłem. – Nie jesteśmy przygotowani do takiej misji. Musimy zmienić konfigurację.

      – Prośba odrzucona. Biot Riggs zapewnił dowództwo makrosów, że siły lądowe są w pełni funkcjonalne.

      – Jesteśmy funkcjonalni, ale przy braku informacji założyliśmy, że będziemy walczyć w podobnych warunkach. Potrzebujemy czasu, aby przekonfigurować broń.

      – Prośba odrzucona – powtórzył głos z typowym dla siebie optymizmem.

      Wszyscy wpatrywaliśmy się ze strachem w zbliżający się pierścień. Jak większość z dotychczas napotkanych, miał jakieś pięć kilometrów średnicy. Zastanawiałem się, czy starożytna rasa, która zbudowała ten tajemniczy środek transportu, latała kiedyś czymś, co wypełniało cały pierścień. Okręt kosmiczny o pięciokilometrowym przekroju? Brzmiało to dość onieśmielająco.

      Gdy skoczyliśmy do układu Heliosa,