Świetlany mrok. Krzysztof Bonk. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Krzysztof Bonk
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная фантастика
Год издания: 0
isbn: 978-83-7853-439-6
Скачать книгу
zaproponował przybysz, wprawiła ich w dobry nastrój i gotowi byli przystać na te warunki. Dotychczasowy rozmówca Danena napluł na dłoń, w której brakowało wskazującego palca, i wyciągnął ją przed siebie. Wraz z uściskiem dłoni transakcja została uznana za zawartą.

      Od tego momentu Danen czekał w obozie, aż tutejsi szamani wezwą go, by wspólnie z nim ruszyć w mrok. Lecz czas upływał nieubłaganie, a oni się nie zjawiali. Kiedy w końcu przybyli, minęło w sumie trzydzieści cykli snu i Danen zrozumiał, że nie zdąży przed zaćmieniem wrócić do żony. Z tą dręczącą go świadomością wraz z grupką Artów rozpoczął podróż w mrok. Pozostali zwijali obozowisko, aby udać się na pogranicze z księstwem Aria.

      Spotkanie z tajemniczym lordem Dagothem miało się odbyć w drugim pierścieniu mroku. Podróż nie należała więc do najkrótszych. Danenowi nigdy nie zdarzyło się tak długo przebywać bez światła słońca. Do jego uszu raz po raz docierały niepokojące porykiwania i skowyty, od których aż cierpła skóra. Wokół dominował zapach stęchlizny i pleśni. Droga wiodła w chłodzie przez gęsty, wilgotny las. Gdzie nie spojrzał, widział tylko niewyraźne cienie. Z powodu mizernej widoczności wiele razy się potykał i przewracał. Kolana pokryła mu gęsta warstwa krwawych strupów. Ale Artowie twardo upierali się przy swoim. Zabronili zapalać pochodni.

      Po czternastu cyklach snu przyboczny Magi przyjął z wielką ulgą wiadomość od Artów, że znaleźli się u celu. Był nim brzeg strumienia. Okolicę do tego stopnia spowijała już ciemność, że Danen nie mógł go dojrzeć, jedynie słyszał szemrzącą wodę.

      Z przewodnikami przeszedł jeszcze niewielką odległość, gdy rozległo się naraz przeciągłe warczenie. Danen instynktownie się zatrzymał. W mroku rozbrzmiał niezwykle niski, chropowaty głos. Jego wibracje zdawały się wprawiać powietrze w drżenie. Słowa wypowiadane były wolno, jakby od niechcenia. Danen nigdy podobnego języka nie słyszał. Niczego nie był w stanie zrozumieć.

      Rozumieli jednak te słowa Artowie i wskazali Danenowi, aby postąpił naprzód. Tak też uczynił. Zastygł w miejscu, kiedy tuż przed nim wyrosła w mroku sylwetka siedzącej na ziemi potężnej postaci. Nawet w tej pozycji górowała nad Danenem wzrostem. Część jej ciała pokrywała stal, część skóra, gdzieniegdzie obrośnięta futrem, a miejscami łuskami. Szczyt głowy, która przypominała łeb byka, znaczyły powykręcane we wszystkie strony rogi. Po bokach tej demonicznej postaci stały dwa wielkie psy, którym iskrzyły się czerwone ślepia.

      – Czy to jest lord Dagoth? I co znaczyły wypowiedziane przez niego słowa? – zapytał Danen. Jego artyjski tłumacz odpowiedział:

      – Mówi, że jest lordem Dagoth. Nie wita cię. Powita cię, kiedy przybędziesz do niego ponownie. Gdy połowę twej świetlistej duszy zaleje mrok, o ile wcześniej nie umrzesz, co jest równie prawdopodobne.

      Danenowi niespecjalnie przypadła do gustu przetłumaczona treść. Ale zdecydował się zlekceważyć te słowa i przeszedł do sedna sprawy.

      – Przedstaw lordowi moją prośbę – zażądał.

      – On ją zna – odpowiedział tłumacz.

      Danena nie interesowało, skąd ta mroczna istota przed nim znała przyczyny, dla których się tutaj zjawił. Z celem swej misji zaznajomił Artów dwa cykle snu temu. Lecz skoro lord Dagoth był tak dobrze poinformowany, pozostało uzyskać od niego odpowiedź i czym prędzej się stąd oddalić. Dlatego Danen oświadczył:

      – Niech więc lord Dagoth poda cenę za informację o dziecku ciemności. To wszystko, co pragnę wiedzieć.

      Za plecami Danena dało się słyszeć gardłowo wypowiadane słowa. Odpowiedziały im podobne brzmieniem dźwięki dochodzące z przodu, po czym odezwał się artyjski tłumacz:

      – Lord Dagoth powiedział, że grasz w cudzą grę o straconą sprawę i że twoja własna rozgrywka dopiero się rozpoczyna. Natomiast swej pani możesz przekazać, że wyjawi miejsce przyjścia na świat dziecka ciemności w zamian za jej bliźniaczą siostrę. Ma mu ją ofiarować na zawsze, przyprowadzając do niego, żywą.

      Danen zamarł. O ile do tej pory odczuwał pewien niepokój, co w zaistniałych okolicznościach uznawał za naturalne, o tyle teraz miał wrażenie, że grunt usuwa mu się spod stóp. Właśnie otrzymał to, po co tu przyszedł. Jednak zaproponowana cena – mimo że to nie on miał ją zapłacić – wydała mu się nie do zaakceptowania. Przez głowę przebiegła mu myśl, że jego mała Magi może przystać na warunki lorda. Poczuł się z tym źle. Potrzebował chwili, aby ochłonąć.

      – Zapytaj go, dlaczego takiej ceny żąda – rzucił do tłumacza.

      – Lord Dagoth powiada, że nie może ci tego wyjawić.

      Przyboczny Magi skrzywił się na twarzy. Raptem sprawa, która niespecjalnie go interesowała i tylko odciągała od ważkich kwestii związanych z jego żoną, coraz bardziej go angażowała. Zaczął podejrzewać, że to początek całej kaskady postępujących po sobie kłopotów. Próbując zorientować się bliżej w sytuacji, zadał kolejne pytanie:

      – Dlaczego lord, wyjawiając miejsce pobytu dziecka mroku, zamierza wydać je na prawdopodobną śmierć? Przecież to jego pobratymiec.

      – Lord Dagoth nie widzi potrzeby niszczenia świata ludzi. Narodziny dzieci światła i mroku wraz z innymi elementami to siły, które mogą mu posłużyć do osiągnięcia własnych celów. Dzieci te same w sobie nie są dla niego zbyt wiele warte i gotów jest postawić na szali ich życie.

      – Więc lord wie także o dziecku światła… – wyszeptał zaskoczony Danen, który sądził, że była to niedostępna dla mrocznego świata tajemnica. – Dlaczego lord lekceważy narodziny świetlistego dziecka? – zainteresował się. – Jeżeli jego życiowa misja się powiedzie, świat lorda, mrok, przestanie istnieć.

      – To już się wydarzyło. To dziecko światła już raz przyszło na świat. Dorosło i wyruszyło w drogę, aby rozpalić czarną gwiazdę. Udało mu się. Dotarło do dziewiątego pierścienia mroku i pozostawiło swoją krew w pierwotnej komnacie. Zwieńczyło powierzoną mu misję sukcesem. Lecz kiedy mrok rozpływał się w blasku nowego słońca, a połowa istot tego świata płonęła żywcem w nowo zrodzonym świetle, ludy mroku złożyły wielką ofiarę, za którą pokutować będą po wsze czasy. Dzięki temu jednak cofnięty został czas. Była jedna taka szansa i dokonała się. Teraz, gdy dziecko światła wyruszy ku dziewiątemu pierścieniowi, mroczne siły będą na to przygotowane. Ta światła istota zechce podążać tą samą drogą, którą raz już obrała. Ale tym razem napotka na niej serię piętrzących się przeszkód, misternie zastawionych pułapek. Lord Dagoth nie wróży jej powodzenia.

      – Zatem dziecko ciemności, które ma się narodzić w świetle… czy ono także miałoby pokonywać swoją drogę ku dziewiątemu pierścieniowi światła powtórny raz…?

      – Nie. To Elea złamała odwieczny pakt i posłała świetliste dziecko w mroczne pierścienie. Dziecko mroku zostało poczęte wraz z cofnięciem czasu. Stanowi odwet. Mroczne siły nie zadowolą się już tylko unicestwieniem świetlistego dziecka. One pamiętają to, co nadeszło za jego sprawą. Krzyki i cierpienia tysięcy umierających w świetle istnień. Pragną zemsty i pewności, że nic takiego nigdy już nie będzie miało miejsca.

      Danen pokiwał w zadumie głową. Logiki postępowania mrocznym siłom nie mógł odmówić. To, że zarzewie tego zamętu zrodziło się w Kryształowej Świątyni, także było całkiem prawdopodobne. Lecz coś w tym wszystkim ciągle nie dawało mu spokoju.

      – Dlaczego lord Dagoth mi to wszystko mówi? Rzeczy, które powinny być tajemnicą? – zapytał.

      Przetłumaczone słowa prawie zwaliły go z nóg.

      – Lord powiada, że spogląda na ciebie w wymiarze twej przeszłości, teraźniejszości, jak i tego, co prawdopodobnie dalej się z tobą stanie. Widzi, że będziesz miał szansę