Na lewym HUD-zie Sorilli wyświetlały się twarze znanych członków lokalnej społeczności, jednak mężczyzna nie był żadnym z nich. Znów okazało się, niestety, że dane o kolonii są mniej aktualne, niż powinny. Świat Haydena był kolonią dwupokoleniową, właśnie kształtowało się trzecie pokolenie mieszkańców. Stojący przed nią mężczyzna prawdopodobnie urodził się już tutaj, ale nikomu nie chciało się zaktualizować danych.
– Pańskie nazwisko, sir? – spytała tonem pełnym szacunku, jakby zwracała się do pułkownika za biurkiem, który tylko czeka na to, by oskarżyć ją o naruszenie dyscypliny.
Zapytany zatrzymał się około dziesięciu metrów od niej, blokując linię strzału przynajmniej jednemu z mężczyzn. Sierżant odnotowała oczywiście ten fakt.
– Samuel – odpowiedział. – Nazywam się Samuel Becker. Kim pani jest?
– Sierżant Sorilla Aida. Wojska Specjalne Armii Stanów Zjednoczonych, aktualnie oddelegowana z Ziemi do SOCOM[1] Floty – odparła.
Po jej słowach zapadła cisza. Ludzie, zaciekawieni, zaczęli wychodzić z chat i gromadzić się wokół centralnego budynku.
– Czy Flota tu jest?
– Czy to grupa ratunkowa?
– Gdzie reszta?
Człowiek nazywający się Samuelem ze stanowczym wyrazem twarzy uniósł rękę.
– Pozwólcie jej mówić.
Sorilla z wdzięcznością skinęła mu głową, a następnie włączyła wzmacniacz głosu w kombinezonie, żeby wszyscy mogli ją słyszeć.
– Flota znajduje się poza heliopauzą, czekając na dane rozpoznawcze. Jak na razie, nie ma jeszcze grupy ratunkowej. Nie udało nam się zdobyć żadnych skanów planety ani przechwycić transmisji z jej powierzchni. Wszystko, poza podstawowymi przyrządami optycznymi, było zakłócane. Jestem tu, by dowiedzieć się, co się dzieje, i przygotować raport dla dowództwa Floty.
– Zostaliśmy najechani, do cholery! Oto, co się dzieje!
Aida zignorowała okrzyk, czując kolejną falę zawrotów głowy. Utrzymywała się w pionie tylko dzięki wsparciu sztucznych mięśni kombinezonu. Pomimo to coś musiało być widoczne dla zgromadzonych ludzi, przynajmniej tych stojących najbliżej, bo Samuel strzelił palcami.
– Tara, pomóż jej.
Rudowłosa kobieta podbiegła natychmiast, nie zważając na obecność broni, i chwyciła Sorillę za łokieć.
– Nie powinnaś wstawać. To ja badałam cię, gdy tu przybyłaś... Jesteś tą samą kobietą, prawda?
– Tak. I wiem. Wstrząśnienie mózgu, kilka połamanych żeber, mnóstwo siniaków. Wyzdrowieję.
– Naturalnie – odparła Tara. – Jednak powinnaś zdrowieć na leżąco.
– Dla kombinezonu nie ma różnicy. – Mimo to Aida pozwoliła poprowadzić się do chaty, w której się obudziła.
– No dobra, wszyscy wracać do swoich zajęć. – Samuel klasnął w dłonie za plecami odchodzących kobiet. – Zostaniecie powiadomieni o sytuacji, gdy tylko my sami będziemy coś wiedzieć!
***
Wstrząśnienie mózgu cholernie dawało się we znaki.
Następnego dnia Sorilla nie mogła się ruszyć. Jej głowa była jednym wielkim siedliskiem bólu, odzywającego się przy każdym uderzeniu serca. Bakterie wyhodowane przez jej własny organizm, roznoszone przez krew, dostarczały życiodajnej energii wszystkim komórkom, powodując ich błyskawiczną regenerację, jednak proces ten nie dotyczył głowy i powodował, że bolała jeszcze bardziej.
Miała podwyższone ciśnienie, nie potrzebowała nawet żadnego ze swoich wyświetlaczy, by to wiedzieć. Było to jak najbardziej korzystne, tyle że powodowało nieznośny ból głowy.
Wcześniej wyłączyła zasilanie pancerza. Przynajmniej nie stanowiła już dla nikogo zagrożenia, powodowanego przez skurcze mięśni wzmacniane przez egzoszkielet. Niestety, niewiele mogła zrobić z implantami wewnętrznymi.
W środku nocy, kiedy po raz pierwszy pojawiły się skurcze, próbowała po prostu zamknąć oczy i ignorować objawy. Różne informacje pojawiały się w rozbłyskach na wyświetlaczach, wypełniając świat halucynogennymi wizjami, zamieniając gorączkowe sny w niekończące się koszmary, spowodowane przez pozbawiony kontroli układ nerwowy.
Rano lokalna medyczka znalazła ją przewracającą się na łóżku, rozgorączkowaną zarówno z powodu obrażeń, jak i ciepła dostarczanego przez kombinezon i pracujące wytrwale uzdrawiające bakterie.
– Boże... ona jest rozpalona – szepnęła Tara, odgarniając kosmyk czarnych włosów z czoła sierżant i patrząc na swoją mokrą od potu chorej dłoń.
– Możesz coś zrobić?
– Nie wiem – odpowiedziała, nie patrząc w stronę mówiącego, bo rozpoznała głos Samuela Beckera, który stanął za nią. – Gorączka nie powinna być tak wysoka.
– Czy to infekcja?
– Nie, mam wrażenie, że wstrząśnienie mózgu... Infekcja nie zdążyła się jeszcze rozwinąć...
– Jest wyposażona w przenośną podczerwień i komórki macierzyste.
Tara spojrzała przez ramię i otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
– W tym kombinezonie? Ale pobór mocy...
– Jest prawdopodobnie dość duży – odparł Samuel – ale wydaje mi się, że ten sprzęt o kilka generacji wyprzedza wszystko, czym dysponują koloniści.
– To może ją zabić – rzuciła medyczka. – No... nie wiem.
– Nie spała tej nocy – dodał Samuel. – Wartownicy mówią, że rzucała się na łóżku bez przerwy. Są przerażeni.
– Czym? To tylko kobieta.
Usta Samuela zacisnęły się.
– Mówią, że oczy jej świeciły.
Medyczka nachyliła się i rozchyliła powieki pacjentki. W chwilę później westchnęła, wyprostowała się i chwilę siedziała w milczeniu.
– Co to jest?
– Ma implanty optyczne... Są aktywne – odpowiedziała Tara, myśląc intensywnie. – Prawdopodobnie były całą noc. Cały ten czas oglądała Bóg wie co. Nic dziwnego, że nie mogła spać.
– Czy to powoduje jej gorączkę?
– W każdym razie nie pomaga – odparła medyczka, kręcąc głową. – Nie wiem, co mam robić.
– Nie może ich wyłączyć? – spytał Becker, a w jego głosie czuć było troskę.
– Gdyby mogła, pewnie już by to zrobiła. Tak zaawansowane implanty są kontrolowane poprzez mapowanie niepowtarzalnych impulsów nerwowych – powiedziała cicho Tara, wciąż myśląc. – O Boże... Wstrząśnienie mózgu. Musiało zakłócić jej reakcje nerwowe. Nie, nie może ich wyłączyć.
– Co zrobimy?
– Wyślij kilku ludzi do strumienia po wodę... Musimy ją schłodzić. Jej własny system medyczny właśnie biedaczkę zabija.
2
Piekło to stan umysłu, a nie konkretne miejsce.
W całym wszechświecie jest mnóstwo obszarów odpowiadających ludzkiej definicji piekła. Planety, po których płyną rzeki lawy, a w atmosferze dominuje