Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności. Agnieszka Krawczyk. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Agnieszka Krawczyk
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-8075-172-9
Скачать книгу
przecież świetny pomysł! Te zdjęcia musi zrobić u nas, bo ja nikomu nie powierzę obrazów mamy. Dobrze więc, żeby czuwał nad tym ktoś z naszej rodziny – Agata wyjaśniała cierpliwie. Daniela popatrzyła na nią i trochę się uspokoiła. Doszła do wniosku, że siostra może mieć rację – naprawdę nie potrzeba, żeby ktoś obcy kręcił się im po domu.

      – Zdjęcia mają być robione w ogrodzie – powiedziała ostrożnie, a Agata kiwnęła głową.

      – Tak, to był nawet mój pomysł. Myślę, że będą ładnie się prezentować w naturalnym oświetleniu i przy takiej pogodzie wyjdą świetne. Chciałabym, żeby ten pokaz miał charakter i ukazywał magię naszego domu.

      To prawda, Willa Julia była uroczym miejscem. Niewielki kamienny domek, opleciony bluszczem i wiciokrzewem sprawiał nieco sentymentalne wrażenie i podobał się właściwie wszystkim. Z jednej strony ozdabiał go uroczy ogródek z kwiatami posadzonymi ręką Julii, a z drugiej rozległy sad ze starannie przystrzyżoną trawą i uprawami warzyw. Dom miał swą niepowtarzalną atmosferę i czar, którego nie spotykało się często. Nie bez powodu siostry co chwilę otrzymywały pytania o możliwość wynajęcia tego miejsca na lato. Odmawiały, bo nie miały wolnych pokoi.

      Na parterze mieściła się wielka kuchnia połączona z jadalnią i salonem oraz niewielki pokoik Danieli, przerobiony z dawnego składziku. Na poddaszu lokum miały Tosia i Agata, która zajęła dawny pokój swej matki; mieściła się tam jeszcze tylko pracownia malarska z dużymi przeszklonymi powierzchniami: dachem i jedną ze ścian. Obszerna, lecz bardzo gorąca latem. Domek był właściwie za mały dla nich trzech, ale jakoś sobie radziły i nie wyobrażały sobie tego, że mogłyby mieszkać gdzie indziej. Cały parter pachniał cynamonem i innymi przyprawami, które Daniela dodawała do ciastek pieczonych teraz praktycznie na okrągło z powodu wielkiego zainteresowania. Konfitury z wiśni, malin i pierwszych porzeczek już pojawiały się na stole, stanowiąc dodatek do kruchych gwiazdek i rogalików. Agata nauczyła się robić wspaniałe, orzeźwiające herbaty z melisą, cytryną, miętą i kawałeczkami imbiru. Wszystko w tym domku lśniło kolorami i eksplodowało czarownymi zapachami. Było to królestwo trzech sióstr i ich trzech puszystych kociąt. Nie zamieniłyby się z nikim na żadne pałace.

      Odezwał się dzwonek przy furtce i Agata wyjrzała przez okno. Był to listonosz na rowerze.

      – Pismo z sądu. Musi pani pokwitować – wyjaśnił, gdy podbiegła do bramki. Podpisała i nerwowo rozdarła kopertę. Było to zawiadomienie o rozprawie spadkowej. Istotnie, koleżanka Filipa, prawniczka, działała bardzo szybko. Agata wyjęła telefon i zadzwoniła do niej. Marta Złotowicz, bo tak nazywała się radczyni, wiedziała już o wszystkim.

      – Znakomicie, pani Agato. Wszystko zmierza do szczęśliwego zakończenia. Myślę, że w tym samym czasie załatwimy również sprawę ustanowienia opieki nad pani siostrą. Proszę się nie martwić, w najbliższych dniach wszystko zostanie pozytywnie sfinalizowane.

      Niemirska podziękowała jej serdecznie i odetchnęła z ulgą. Uporządkowanie ogółu spraw trochę trwało, to prawda, ale Złotowicz i tak zrobiła, co mogła, żeby maksymalnie przyspieszyć rozprawę w sądzie. Agata była szczęśliwa, że wkrótce zostaną uregulowane kwestie prawne. Spędzało jej to sen z powiek, nie lubiła pozostawać w stanie zawieszenia.

      – Co się dzieje? – zapytała Daniela, która właśnie skończyła sprzątać kuchnię i wybierała się do herbaciarni. Od jakiegoś czasu uwijała się tam już Monika, ale przyszła pora, by jej pomóc, bo grupki amatorów słońca zaczynały już powoli wracać znad rzeki; skwar był niemiłosierny.

      – Wszystko dobrze – uspokoiła ją Agata. – Będę musiała za tydzień jechać do Krakowa na rozprawę spadkową. Prawniczka wszystko załatwiła.

      – Wspaniale – siostra się ucieszyła. – Wreszcie będziesz miała to z głowy. Idę do kiosku pomóc Monice.

      Agata pomyślała, że wszystko układa się znakomicie. Za kilka dni sprawy urzędowe zostaną uporządkowane i będzie mogła o tym zapomnieć. Z przyjemnością odkreśli załatwione rzeczy na swojej liście.

      – Agata Niemirska? – usłyszała naraz od furtki i musiała zmrużyć oczy, bo słońce stało już wysoko i oślepiało ją, uniemożliwiając rozpoznanie osoby.

      Podeszła bliżej i zobaczyła dziewczynę, której zupełnie nie znała. Była wysoka i szczupła, miała czarne włosy obcięte w sposób charakterystyczny dla gwiazd niemego kina, zwłaszcza dla Poli Negri – prostą grzywkę i uczesanie sięgające uszu. Agata miała wrażenie, że skądś ją zna, ale nie mogła sobie przypomnieć, skąd.

      – Jestem Magda Smagowska, szukam Filipa.

      Niemirska patrzyła na byłą (a może i obecną?) dziewczynę Filipa i nie mogła wydobyć z siebie słowa. Po prostu nie była w stanie uwierzyć, że po tej okropnej rozmowie sprzed paru dni – pełnej żalów i pretensji – Magda zjawiła się tutaj i w dodatku wyglądała na bardzo zniecierpliwioną.

      – Nie jesteś zbyt grzeczna – oceniła Smagowska obcesowo i bezpośrednio. – Nie zamierzasz się do mnie odezwać?

      – Przepraszam. Trochę mnie zaskoczyłaś swoją wizytą – Agata także nie zamierzała bawić się w konwenanse i skoro Magda zwracała się do niej po imieniu, ona również zamierzała postępować w taki sam sposób.

      Magda wydęła wargi i przyglądała się Agacie spod oka, gdy ta podeszła, by otworzyć furtkę.

      – Ładny domek – stwierdziła Smagowska, wchodząc do kuchni połączonej z salonem. – Trochę może zbyt staromodny i za bardzo w wiejskim stylu jak dla mnie, ale zupełnie przyjemny.

      – Filipa tutaj nie ma, niepotrzebnie się fatygowałaś – wyjaśniła Agata, sięgając po kubki, by zaparzyć herbatę.

      – Piję tylko zieloną herbatę – oświadczyła Magda, obserwując jej ruchy. Niemirska uśmiechnęła się do siebie. Magda wydawała się być skaraniem boskim. Co najlepsze, najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że wypowiedziała zaledwie kilka zdań i już sprawiła odpychające wrażenie.

      – Nie wiem, czy mamy zieloną – przekornie odpowiedziała Agata, choć wiedziała, że taka herbata była jednym z elementów diety Danieli.

      – To w takim razie woda. Tylko żeby była lekko zmineralizowana, bo nie lubię gazowanej. Bardzo mi szkodzi.

      Niemirska stłumiła parsknięcie śmiechem, bo wyobraziła sobie, jak Magda puszcza bąbelki nosem, i sięgnęła po opakowanie zielonej herbaty.

      Po chwili odwróciła się do Smagowskiej, podając jej parujący kubek.

      – Tak jak już mówiłam przed chwilą, nie mam pojęcia, gdzie jest Filip. Nie rozmawialiśmy ze sobą od dawna.

      – To znaczy ty nie chciałaś z nim rozmawiać – przerwała Magda. – On dzwonił wielokrotnie, ale odrzucałaś rozmowę.

      Agata się zdumiała. Skąd Smagowska jest tak dobrze poinformowana? Czyżby Filip i z tego jej się zwierzał? Poczuła do byłego chłopaka jeszcze większą urazę, wręcz obrzydzenie. Zaczęła się zastanawiać, co on właściwie naopowiadał tej dziewczynie, że zadecydowała się przyjechać aż tutaj? Zapewne jakieś niestworzone historie, bo oczywiste się stało, że w fantazjowaniu nie miał sobie równych. Nie znała go od tej strony, a najwyraźniej był mistrzem iluzji. Co by to nie było, Niemirska spojrzała na byłego chłopaka zupełnie innymi oczami.

      Od pewnego czasu miała wrażenie, że w ich związku czegoś brakuje. Powoli następowała erozja, stawali się sobie obcy. Filip nie akceptował decyzji Agaty o pozostaniu w Zmysłowie, uważał, że powinna sprzedać lub choć wynająć Willę Julia, a sama zadbać o swoje sprawy