– Daniela, przynieś mi te koty.
– Sam je sobie przynieś – wydęła wargi Daniela. – Myślisz, że one są tutaj na twoje zawołanie? To niezależne istoty, o, zobacz – pokazała mu koty, które, jakby słysząc tę rozmowę, rozbiegły się w trzech kierunkach. Srebrne ogony tylko mignęły w krzakach, a czarny łebek Belli pojawił się niespodziewanie za ogrodzeniem herbaciarni.
– Na razie i tak koty nie pasują mi do koncepcji artystycznej. Który obraz przyniosła Agata? – zapytał Jakub niezrażony zachowaniem kotów.
– Oczywiście Blask poranka, jej ulubiony.
Oboje popatrzyli na cudowny pejzaż Ady. Daniela musiała przyznać Jakubowi rację – w tym świetle kolory nabierały wyrazistości, a cały rysunek stawał się bardziej zjawiskowy.
– Znakomity moment, aby go sfotografować – potwierdził Jakub. – Zabierajmy się do pracy, bo poranne światło jest bardzo kapryśne.
Daniela podglądała jego działania z rosnącym zdumieniem.
Jakub był nie tylko perfekcjonistą, ale miał niezwykły zmysł plastyczny. Umiał skomponować kadr, od razu dostrzegał niepasujący lub zbędny element. Poprosił Danielę, by zawiesiła obraz na drewnianym płocie, ale w starannie wybranym miejscu, gdzie krzyżowały się promienie światła i cienie. Daniela biegała więc z młotkiem i gwoździem, wciąż korygując ustawienie. Wiedziała jednak, że efekt będzie znakomity. Nie marudziła zatem, tylko całkowicie poświęciła się tej pracy. Sfotografowany obraz odniosła na górę i po chwili wróciła z innym, starannie wybranym przez Agatę.
– Szkoda takich zdjęć tylko na stronę internetową – powiedziała, gdy tuż przed południem zakończyli pracę i usiedli na tarasie, by się napić czegoś chłodnego.
– Mam nadzieję, że wykorzystają je w katalogu tej wystawy – powiedział Jakub. – Monitor komputera ma różną rozdzielczość, jakość obrazu zależy od jakości karty graficznej, sama wiesz. A druk to jednak zupełnie coś innego.
– Pomyślałam o czymś. Może zrobiłbyś też zdjęcia roślin, które inspirowały Adę? Bzów już co prawda nie ma, ale wciąż są maki, chabry, lilie złotogłów i naparstnice. Jak uważasz?
Jakub zamyślił się. Z jednej strony nie cierpiał, kiedy mu coś narzucano, a z drugiej musiał uczciwie przyznać, że brakowało mu jakiegoś spoiwa. Klucz przyrodniczy był rozwiązaniem. Pomyślał, jak ładnie mógłby to zaprojektować graficznie. W sumie Daniela poddała mu ważną myśl, ale nie zamierzał jej za to pochwalić.
– Może to jest jakiś pomysł – powiedział z ociąganiem, a ona się uśmiechnęła. Znała go już na tyle, żeby wiedzieć, że weźmie to pod uwagę, ale za żadne skarby świata nie przyzna jej racji. Mimo wszystko postanowił się jednak odwdzięczyć.
– Sprawdzałem tę twoją firmę. Business 4 Art, pamiętasz?
Oczywiście, jak mogłaby zapomnieć. Była to przecież firma, z której Ada otrzymywała co najmniej dwa lata przed śmiercią przelewy na dosyć znaczące kwoty. Agata odkryła istnienie tych przekazów pieniężnych, gdy korzystając z zapisanych przez matkę wskazówek, sprawdziła stan konta.
– No i co? Dowiedziałeś się czegoś? – Daniela była rozemocjonowana.
Pokręcił głową.
– Niewiele. To sprytnie zarejestrowana firma, za granicą. Rzeczywiście na pozór niczego o niej nie wiadomo. Sprawdziłem jednak rejestry i wpadłem na pewien ślad. Dawny kolega ze Stanów mi tego szuka. I na pewno znajdzie, bo dla niego nie ma rzeczy niemożliwych. W każdym razie, sprawa posuwa się naprzód.
– Wielkie dzięki! – Daniela była mu autentycznie wdzięczna.
– Rozumiem, że ten dobroczyńca się do was nie odezwał – zapytał, popijając lemoniadę. – Myślałem o tym, bo to może być potencjalnie groźne.
– Co masz na myśli? – zdenerwowała się Daniela.
– Sama wiesz, że takie podarunki nie biorą się znikąd i zazwyczaj coś się za nimi kryje, prawda? Boję się, że nasz hojny fundator może się znienacka objawić jako egzekutor starego długu…
– Wypluj natychmiast to słowo – wzdrygnęła się dziewczyna, ale sama była tym mocno zaniepokojona. Z napięciem czekały z siostrą do końca miesiąca, żeby zobaczyć, czy przelew znowu przyjdzie. Agata przeszukała raz jeszcze rzeczy matki, chcąc odnaleźć jakąś umowę czy inny ślad po współpracy z Business 4 Art. Nie było jednak niczego takiego. Bardzo się tym zmartwiły, ale postanowiły nie ustawać w poszukiwaniach. Daniela miała przy tym cichą nadzieję, że Jakub dzięki swoim zdolnościom ustali coś więcej.
– Na razie się tym nie gryź – powiedział. – Nic się złego nie dzieje, liczę na to, że wkrótce czegoś się dowiemy. Wracam do domu popracować nad zdjęciami – powiedział, gdy próbowała go zatrzymać na obiad. – Nie znoszę tych letnich upałów, a poza tym może tutaj przyjść Magda. Uważam, że powinnaś sobie z nią radzić bez mojej pomocy – był to oczywiście przytyk do propozycji, żeby wystraszył dziewczynę Filipa swoim sposobem bycia. Daniela się uśmiechnęła i pożegnała go.
Mimo wszystko była zmęczona tym asystowaniem, choć jak dotąd Jakub zachowywał się znośnie. Chyba bardzo się pilnował, żeby nie rzucać złośliwościami na prawo i lewo, więc trudno się dziwić, że wytrzymywał tylko do południa. Daniela zaśmiała się, gdy doszła do tego wniosku, i poszła sprawdzić, co robią siostry w kiosku, a potem przygotować obiad.
8
To był kolejny piękny letni dzień. Po południu nad Zmysłowem przeszła lekka burza, która sprawiła, że trawa odzyskała głęboki zielony kolor, a powietrze, zmęczone upałem, nieco się odświeżyło. Deszcz przepłoszył turystów ze szlaku na Lisią Górę, siostry miały więc pełne ręce roboty. Daniela porzuciła przygotowanie obiadu, żeby pomóc Agacie, Tosi i Monice. Przyniosły wszystkie składane stoliki z domu i większość krzeseł. Gości było tak wielu, że doktor Wilk, wracający z wystawy rolniczej, zajrzał tylko na chwilkę, rozejrzał się i… obiecał wrócić wieczorem, kiedy będzie mniejszy tłok.
Przyszedł za to Julek, który stęsknił się za kotami. Bella, Kocio i Sylwek spały na tarasie, ale gdy usłyszały jego kroki, natychmiast zerwały się i podbiegły do swego dawnego opiekuna. Trzeba było przyznać, że Juliusz znał się na tych zwierzętach jak nikt, a one go uwielbiały.
– Świetnie, że jesteś – powiedziała wesoło Daniela, która stęskniła się za jego obecnością, bo był sympatyczną odmianą po naburmuszonym i wymagającym Jakubie. – Pomożesz nam przy tych stolikach i krzesłach.
– Z miłą chęcią – stwierdził Juliusz, przystępując do wyciągania sprzętów z komórki obok domu. – Daj jakąś ścierkę, trzeba przetrzeć – krzyknął jeszcze do Danieli, która wynosiła już pierwsze rzeczy do herbaciarni.
– Nie przychodziłem tu rano, bo widziałem, że pracujesz z Jakubem – usprawiedliwił się.
Daniela, słysząc to, przysiadła na pieńku i zaczęła wylewać żale. Uznała, że zgodziła się na tę pomoc zbyt pochopnie, nie zdając sobie sprawy, jak wiele to będzie wymagało czasu i cierpliwości.
– Jakub jest nieznośny? – zaniepokoił się Julek, starannie przecierając blaty.
Zaprzeczyła, że wręcz przeciwnie, bardzo się stara, ale to także jest męczące.
– Wiesz,