Marzenie Zuzanny. Agnieszka Biegaj. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Agnieszka Biegaj
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Любовно-фантастические романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-7859-430-7
Скачать книгу
line/>Marzenie Zuzanny

      © Copyright by

      Agnieszka Biegaj

      Grafika na okładce: shutterstock

      Projekt okładki:

      e-bookowo

      ISBN 978-83-7859-430-7

      Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

      www.e-bookowo.pl

      Kontakt: [email protected]

      Wszelkie prawa zastrzeżone.

      Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

      bez zgody wydawcy zabronione

      Wydanie I 2014

      Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

      CZĘŚĆ I. JANUSZ

      Rozdział 1.

      Ślub Ciotki Hanki

      – Och, Suzie, jakie to cudowne, że moja mama jest szczęśliwa i że wszystko się tak wspaniale układa – powiedział John.

      Był piękny kwietniowy wieczór. Siedziałam w pokoju z moim kuzynem Johnem. Właściwie miał na imię Janusz, ale mówiłam na niego John. On nazywał mnie Susan, Suzie, Sue, obojętnie, byle nie Zuzanna.

      Właśnie zjedliśmy przepyszny obiad ugotowany przez moją obdarzoną wielkim talentem kulinarnym mamę. Świętowaliśmy zaręczyny matki Johna, ciotki Hanki z Markiem. Był on właścicielem sieci hoteli we Francji.

      Nasze mamy były siostrami bliźniaczkami, a my z Johnem też byliśmy dla siebie zawsze jak bliźniacze rodzeństwo. Jego ojciec – wujek Remigiusz zmarł na nowotwór, kiedy John miał dziewiętnaście lat i studiował na pierwszym roku Politechniki Wrocławskiej. Mój kuzyn musiał przenieść się ze studiów dziennych na zaoczne, żeby utrzymać siebie i mamę.

      – Kiedy zmarł mój ojciec – wspominał John – to wiesz, że były to straszne chwile dla nas obojga, a mama w ogóle nie mogła się pozbierać.

      – Tak, pamiętam, że straciła pracę i że ty musiałeś pracować, żeby zarobić na życie i studia. Ale teraz bieda wam nie grozi, będziecie się pławić w luksusach i opływać w bogactwa…

      – Auu! – krzyknęłam, bo John dał mi kuksańca w bok. – To nie było miłe!

      – Wiesz dobrze, że to nie o to chodzi – sprostował John. – Marek jest szalenie miły i sympatyczny. To zupełnie normalny facet. Mama jest zakochana jak nastolatka i wygląda na to, że on też.

      – Ale to, że się poznali na wycieczce po Ziemi Kłodzkiej, to już w ogóle brzmi fantastycznie – westchnęłam. – Chyba zacznę jeździć na wycieczki…

      – Nie mów, że na studiach nie wpadł ci w oko żaden przystojniak – przekomarzał się ze mną John.

      – Może i wpadł, ale ja nie wpadłam w oko jemu. A tobie przypadkiem nie wpadła w oko moja przyjaciółka Żaneta? – odgryzłam się. – I pewnie żałujesz, że ma chłopaka.

      – Już się wyleczyłem! Ale wracając do tej wycieczki, to też nie mogłem w to uwierzyć. Moja mama nie chciała nigdzie jechać, namówiła ją jakaś koleżanka. Podczas zwiedzania kościoła mama poczuła się słabo i wpadła Markowi prosto w objęcia. Historia jak z filmu.

      – Też muszę zacząć wpadać w czyjeś objęcia… – zaczęłam, ale przerwało mi wołanie z pokoju:

      – Zuzia, Janek, chodźcie na deser!

      Tort zrobiła ciocia Hanka – specjalistka od przepysznych ciast, a Marek przyniósł szampana, żeby uczcić ich zaręczyny.

      Data ślubu ustalona była na początek sierpnia i mogliśmy z Johnem przyjechać wcześniej do posiadłości Marka pod Paryżem i zostać, jak długo byśmy chcieli. Marek obiecał nam też carte blanche na zakupy w Paryżu i zaproponował, żebyśmy zaprosili kilkoro swoich przyjaciół, żeby się nie nudzić ze „starymi zgredami”.

      – Marek jest przecież Francuzem. Skąd on zna takie określenia? – zastanawiałam się, kiedy znowu siedzieliśmy z Johnem w moim pokoju.

      – Jego matka była Polką – przypomniał mi John.

      – Ale ojciec był Francuzem! Po nim Marek odziedziczył tą sieć hoteli. Całe życie mieszkał we Francji.

      – Jednak zachował kontakt z językiem polskim i często odwiedzał rodzinę swojej matki i jeździł na wycieczki po Polsce. A kiedy poznał moją mamę, to zaczął się intensywnie uczyć polskiego!

      – I to jest prawdziwa miłość – orzekłam. – Ale słuchaj, to szalenie ekscytujące, że pojedziemy do Francji i będziemy zwiedzać Paryż i robić tam zakupy…

      John przyglądał mi się z rozbawieniem i czymś jeszcze, czego nie mogłam zidentyfikować. Jakieś zupełnie nowe spojrzenie. Nie miałam jednak ochoty się nad tym zastanawiać. Zanadto byłam zemocjonowana.

      – To brzmi jak spełnienie marzeń każdej nastolatki!

      – Tylko, że ty nie jesteś już nastolatką, Suzie – przypomniał mi John. – Masz dwadzieścia trzy lata i kończysz czwarty rok studiów, a zachowujesz się, jakbyś miała piętnaście.

      – Ty zachowujesz się jakbyś miał sześćdziesiąt! – odgryzłam się. – Nawet Marek wydaje się być młodszy od ciebie! Co cię dzisiaj ugryzło? Najpierw mówisz, że jesteś taki szczęśliwy, a potem nie pozwalasz mi się cieszyć i ekscytować.

      – Dobrze już. Przepraszam cię. Może ciągle jeszcze nie dociera do mnie, że jest wspaniale, że lepiej być nie może. Oczywiście, kiedy mama przedstawiła mi Marka, ostrzegłem go, że jeśli ją skrzywdzi, to popamięta.

      – I co on na to?

      – Powiedział, że właśnie na to liczył i że zawsze chciał mieć takiego syna, jak ja. Tylko, że nigdy nie spotkał tej właściwej kobiety. Aż do czasu, jak poznał moją mamę.

      – Romantyk z niego! – westchnęłam.

      – Ale, ale – przypomniałam sobie – muszę zadzwonić do Żanety. Już ją widzę, jak piszczy z radości.

      – Właśnie. Jest tak, jak mówiłem. Obie zachowujecie się jak nastolatki! – podsumował nas John.

***

      – Popatrz! – Żaneta wyciągnęła w moją stronę prawą rękę.

      Na palcu miała piękny złoty pierścionek z brylantem. Uśmiechała się radośnie i ledwo mogła ukryć podniecenie.

      Siedziałyśmy w małej kafejce w Paryżu i czekałyśmy na Johna i Maćka. Przylecieliśmy wszyscy tydzień temu i przez ten czas codziennie godzinami zwiedzaliśmy Paryż i odwiedzaliśmy sklepy w poszukiwaniu wymarzonych kreacji na ślub ciotki Hanki i Marka.

      – O mój Boże! – Też się podekscytowałam.

      Zerwałam się z krzesła, wyściskałam przyjaciółkę, a potem zapytałam:

      – Kiedy to się stało?

      – Dzisiaj koło południa – wyznała Żaneta. – Poszliście z Johnem wybierać dla niego garnitur, a my z Maćkiem wjechaliśmy w tym czasie na wieżę Eiffla. Niczego się nie spodziewałam, zupełnie niczego. Patrzyłam sobie spokojnie na Sekwanę, kiedy on wyciągnął pudełeczko z pierścionkiem i uklęknął przede mną. To było niesamowite, totalnie romantyczne!

      – Oświadczyny na wieży Eiffla! – westchnęłam. – O czymś takim zawsze marzyłam! John mówi, że zachowujemy się jak nastolatki.

      – On natomiast zachowuje się strasznie poważnie odkąd tu przyjechaliśmy. Wcześniej taki nie był.

      – No właśnie to mnie niepokoi. Coś przede mną ukrywa. Zawsze wszystko o sobie wiedzieliśmy, a teraz musi mieć jakieś kłopoty, a nie chce powiedzieć, o co chodzi.

      – Z tą powagą też mu do twarzy – orzekła Żaneta. – Ogólnie fajny z niego facet, nie uważasz?

      – To mój kuzyn, właściwie jak brat, nie patrzę na niego w taki sposób – odpowiedziałam chyba trochę za ostro. – Poza tym myślałam, że cały czas będziesz mówić tylko o swoim narzeczonym.