Czas mieszał się ze sobą, aż zwolnił, a ja z przerażeniem patrzyłam, jak zabierają Beara.
To, że nie powiedział mi o swoim planie, zabolało, chociaż rozumiem, dlaczego tak postąpił.
Domyślił się, że nigdy bym mu na to nie pozwoliła. Gdybym wiedziała, udałabym się na posterunek i przyznała się, zanim on by to zrobił.
To nie tak, że kochałam go od pierwszej chwili, gdy go zobaczyłam. Nie, wtedy byłam tylko dzieckiem, ale się zauroczyłam. Tamtego dnia coś się we mnie zmieniło. Może i to nie była miłość, ale miałam wrażenie, jakby wtedy do sklepu wszedł ktoś będący moim uzupełnieniem. Od tamtego dnia, nosząc pod koszulką pierścień Beara, czułam się, jakbym mogła oddychać.
Jakbym była całością.
Łapałam za niego za każdym razem, gdy Erin Flemming dręczyła mnie w piątej klasie, i czerpałam z niego siłę, gdy w końcu się w sobie zebrałam i uderzyłam ją w brzuch. Tamtego dnia wróciłam do domu po szkole i nawet się nie skrzywiłam, gdy mama uziemiła mnie na miesiąc.
Było warto.
Pocierałam pierścień na szczęście przed zawodami strzeleckimi. W trzech hrabstwach zebrałam rekordową liczbę nagród w postaci niebieskich wstęg. A w nocy, gdy leżałam w moim małym łóżku, trzymałam go przy ustach, marząc o tym, by sprawił, że moi rodzice przestaną się kłócić.
Nawet po tym, jak dowiedziałam się, że obietnica, którą nosiłam na szyi przez osiem lat, była nic niewarta, czułam się zachwycona, gdy Bear oddał mi pierścień.
Wyciągnęłam go spod koszulki i spojrzałam na jednooką czaszkę. Światło księżyca odbijało się w diamencie, przez co wydawało mi się, że pierścień puszcza do mnie oko.
Im dłużej Bear przebywał w więzieniu, tym bardziej prawdopodobne było, że nigdy nie wróci, a jednak nikt nie mógł mi dokładnie powiedzieć, na co w ogóle czekałam.
Ścisnęło mnie w sercu, a whiskey podeszła mi do gardła, paląc mój przełyk tak samo jak wtedy, gdy spływała do żołądka.
Nie mogłam roztrząsać tej myśli. Nie mogłam skupiać się na tym.
Ale też nie mogłam zwyczajnie czekać.
Obiecaj mi, Ti, że ze mnie nie zrezygnujesz, nieważne, co się stanie, powiedział kiedyś Bear.
Jak ja nie znoszę czekać.
Rzuciłam butelkę przed siebie z gardłowym okrzykiem. Zawirowała w powietrzu i z chlupnięciem wpadła do wody, tworząc rozchodzące się po powierzchni okręgi. Gdy dosięgnęły łódki, postanowiłam, że chociaż ufam Bearowi, to za nic w świecie nie będę siedzieć bezczynnie i nie pozwolę, by jego los zależał od innych. Zrobię coś przy pierwszej okazji.
Musiałam tylko wymyślić co.
ROZDZIAL 6
Thia
Jestem w mieszkaniu Beara. Jest późno. Zbyt późno, by dzwonił telefon leżący na szafce przy łóżku. Przewracam się na łóżku i odbieram.
– Halo? – mówię zachrypniętym od snu głosem. Odchrząkuję, a ktoś po drugiej stronie chichocze.
Po moim kręgosłupie przebiega dreszcz i siadam na łóżku wyprostowana.
– Skarbie, to ja. Nic nie mów. Po prostu pozwól mi mówić. Tak wiele chcę ci powiedzieć, ale nie wiem, od czego zacząć. Myślę o tobie. Mimo że minęło tylko kilka godzin, tęsknię za tobą jak szalony. Jeszcze nigdy za nikim tak bardzo nie tęskniłem. Nie wiem, kiedy będziemy mogli znowu porozmawiać, więc chciałem ci powiedzieć to wszystko, póki jeszcze mogę. Jesteś tam, Ti?
– Tak – odpowiadam bez tchu. – Jestem tu.
– Uwielbiam to, jak jęczysz, gdy doprowadzam cię do orgazmu. I to, jaka robisz się mokra na sam dźwięk mojego imienia. Ale też będę tęsknić za tym, jak żujesz końcówki włosów za każdym razem, gdy nie wiesz, co powiedzieć. Będę tęsknić za tym, jak na mnie patrzysz, jakbyś próbowała mnie rozgryźć, chociaż tak naprawdę jestem prostym facetem – zazwyczaj myślę tylko o tym, jaka jesteś cholernie piękna, i o tym, jak cię rozebrać. Będę tęsknić za tym, że zawsze mówisz, że nie jesteś głodna, gdy pytam, a potem zjadasz połowę tego, co sobie przygotowałem. Po prostu będę tęsknić za tobą. Już tęsknię. Za tym, że dzięki tobie czuję się jak zwykły człowiek, a nie wyrzutek. Dopóki cię nie poznałem, czułem się bezwartościowy, byłem nikim. Ty dałaś mi wszystko i zamierzam zrobić dla ciebie to samo. Jesteś dla mnie za dobra, ale planuję ci to wynagrodzić tym, że ja też będę dla ciebie dobry. Z tobą. Dzięki tobie.
Milczę, tak jak mi kazał, ale nie mogę opanować łez.
– Świat to mroczne miejsce, a ty włączyłaś światło i teraz jest tak jasno, że chodzę jak oślepiony. Jestem w pieprzonym więzieniu… i nigdy nie byłem szczęśliwszy. Czyż to nie śmieszne? Brzmię jak pizda, ale pomyślałem, że powinnaś o tym wszystkim wiedzieć, w razie gdyby coś mi się stało. Musisz wiedzieć to wszystko.
– Ja…
Bear mi przerywa:
– Nie, nic nie mów. Kucam w kącie najobrzydliwszej łazienki, w jakiej byłem, jest środek nocy, rozmawiam przez telefon wyjęty zza kratki wentylacyjnej, więc proszę cię, Ti, posłuchaj.
Kiwam głową, jakby mógł to usłyszeć.
– Muszę ci coś wyznać. Za każdym razem, gdy się pieprzyliśmy, dochodziłem w tobie. Siedzę tu od miesięcy, dłużej, niż ty i ja jesteśmy… tym, kim dla siebie jesteśmy. Byłbym naprawdę rozczarowany, gdybyś nie była w ciąży. Jeśli – lub gdy – stąd wyjdę, zamierzam to naprawić. Zamierzam wypełnić cię sobą tak bardzo, że wtedy już na pewno będziesz nosić moje dziecko. Nie jestem dobrym człowiekiem, skarbie, ale w przeciwieństwie do mojego gówno wartego ojca ja byłbym dobrym tatą. Chcę mieć dziewczynkę. O różowych włosach jak twoje.
Zakrywam usta, żeby Bear nie słyszał mojego szlochu, i na chwilę odsuwam od siebie telefon, by pociągnąć nosem.
– Mną się nie przejmuj – kontynuuje, a jego głos lekko się załamuje. – I do kurwy nędzy, rób to, co ci kazałem. Mam plan. Bethany pracuje nad tym, by mnie wyciągnąć. Ale to trochę potrwa. Zaufaj mi. Zaufaj nam. Możesz to dla mnie zrobić, skarbie? Ufasz mi?
Tak. Mogę to zrobić.
– Teraz możemy porozmawiać. Powiedz mi coś o sobie. Coś, czego nie wiem. Coś nieprzygnębiającego, bo to miejsce już i tak wpędza mnie w depresję.
Uśmiecham się do telefonu i mówię pierwszą rzecz, która przychodzi mi na myśl:
– Zawszę chciałam mieć psa. Takiego dużego. Gdy byłam młodsza, mieliśmy psa, doga niemieckiego. Kiedy umarł, rodzice nie pozwolili mi na drugiego, ale ja zawsze chciałam.
– Załatwię ci takiego psa, kochanie. Największego, jaki będzie. Gdy tylko stąd wyjdę.
– Naprawdę uważasz, że wrócisz do domu? – To pytanie ma drugie dno. Czy on naprawdę wyjdzie? Czy naprawdę to przetrwa?
– Nie mam pojęcia. Ale wiem, że niejedna osoba próbowała mnie zabić, kiedy jeszcze nie miałem po co żyć, i nigdy jej się to nie udało. Więc uważam, że to dobrze.
– Nie rozumiem – odpowiadam.
– To znaczy, że teraz mam po co żyć, więc będą musieli przyjść do mnie z pieprzoną bombą nuklearną, by mnie zabić, bo ja się nigdzie nie wybieram, Ti. Nie zostawię cię. Nie teraz. Nigdy. Obiecuję.
– Wierzę ci