Miłość warta miliony. Diana Palmer. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Diana Palmer
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-276-1368-4
Скачать книгу
krewny sprawia wrażenie osoby bardzo wyrachowanej – stwierdził, mrużąc oczy. – Uważam, że dobrze pani postąpiła. Niech pani pilnuje, żeby mecenas Holman strzegł pani udziałów jak oka w głowie.

      – Jestem pewna, że pan Holman dobrze dba o moje interesy. – Nerwowo zagryzła wargi. – Czy mogę liczyć na pańską dyskrecję? – zapytała po chwili.

      – Oczywiście, przecież to pani prywatne sprawy. Dla nas będzie pani zwykłą pracującą dziewczyną, która poróżniła się z rodziną. Może być?

      – Tak, proszę pana! – odparła z uśmiechem. – Dopóki mój majątek jest zamrożony w funduszu, rzeczywiście jestem jedną z dziewczyn, które muszą zarabiać na życie. Co prawda tylko przez kilka tygodni, ale zawsze. Nie przywiązuję zbyt dużej wagi do pieniędzy – wyznała. – Jeśli kiedyś wyjdę za mąż, to na pewno za mężczyznę, który pokocha mnie, a nie moje pieniądze.

      – Mądra z pani dziewczyna – rzekł z uznaniem Justin. – Moja żona Shelby i ja bardzo cenimy taką postawę. Jesteśmy ludźmi zamożnymi, nie przeraża nas jednak myśl, że pewnego dnia moglibyśmy wszystko stracić. Najważniejsze, że mamy siebie i naszych synów. Na tym polega istota naszego szczęścia.

      Fay uśmiechnęła się lekko, słyszała już bowiem historię wielkiej miłości Shelby i Justina i wiedziała, jakie trudności musieli pokonać, zanim się pobrali.

      – Może pewnego dnia do mnie również uśmiechnie się szczęście – powiedziała, myśląc o Donavanie.

      – No cóż – odezwał się Justin po chwili – skoro odpowiadają pani nasze warunki, ma pani tę pracę. Witamy na pokładzie. A teraz chodźmy, przedstawię panią mojemu bratu.

      To powiedziawszy, zaprowadził ją do gabinetu, gdzie Calhoun Ballenger zmagał się z fakturami rozłożonymi na całym blacie biurka.

      – To jest pani Fay York – przedstawił ją Justin. – Mój brat, Calhoun.

      – Bardzo mi miło – powiedziała, podając mu rękę. – Mam nadzieję, że uda mi się dobrze zastąpić Nitę.

      – Abby padnie pani do stóp z wdzięczności – zapewnił ją Calhoun. – Nie dość, że musi odwozić najstarszego syna do szkoły, a dwóch młodszych do przedszkola, to jeszcze ma na głowie cały dom i na dokładkę prowadzenie naszego biura. Ostatnio zagroziła, że jeśli nie znajdziemy kogoś do pomocy, w akcie desperacji pootwiera zagrody i rozpędzi całe nasze bydło.

      – Tym bardziej cieszę się, że będę mogła na coś się przydać.

      – My też jesteśmy bardzo zadowoleni.

      W tym momencie do pokoju weszła Abby ze stertą segregatorów. Zaciekawiona spojrzała na Fay poprzez pasemka ciemnych włosów opadających jej na twarz.

      – Błagam, niech mnie pani uwolni od tej pracy – powiedziała z tak wielką żarliwością w głosie, że Fay nie mogła powstrzymać uśmiechu. – Przyjmuje pani łapówki? Dam pani trufle czekoladowe i kawowe lody…

      – Nie trzeba. Przed chwilą zostałam przyjęta do pracy na czas nieobecności Nity – uspokoiła ją Fay.

      – Och, dzięki Bogu! – jęknęła Abby, rzucając segregatory na biurko męża. – Dziękuję ci, kochany – dodała, posyłając mu ciepły uśmiech. – W nagrodę dostaniesz na kolację gulasz wołowy i świeże bułeczki.

      – Skoro tak, to nie stój tu, tylko leć do domu! – zawołał, a spojrzawszy na Fay, wyjaśnił: – Abby piecze najlepsze bułeczki na świecie. Ja umiem zrobić tylko hot dogi, więc przez ostatni tydzień zjadłem ich tyle, że aż się przestraszyłem, że sam zamienię się w parówkę. To była trudna próba dla mojego żołądka.

      – I test mojej wytrzymałości – wtrąciła Abby. – Chłopcom bardzo mnie brakowało. Ale chodźmy, Fay, pokażę ci, co masz robić, i pędzę do domu zagniatać ciasto.

      Fay poszła za nią do pomieszczenia, w którym siedziała sekretarka, i uważnie wysłuchała opisu swojej przyszłej pracy. Abby przedstawiła jej pokrótce typowy rozkład zajęć i pokazała, jak wypełniać formularze. Wyjaśniła również, na jakich zasadach funkcjonuje tuczarnia, by Fay miała jako takie pojęcie o firmie.

      – Kiedy o tym mówisz, wydaje się, że nie ma nic prostszego na świecie, ale w rzeczywistości praca jest dość skomplikowana, prawda? – zagadnęła ją Fay.

      – Owszem, czasem bywa ciężko – przyznała Abby. – Zwłaszcza kiedy trafi się trudny i wymagający klient. Ot, choćby J.D. Langley. Z nim nawet święty by nie wytrzymał.

      – To jakiś ranczer?

      – On jest… – odchrząknęła – jest ranczerem, ale hoduje bydło należące do innych ludzi. Jest dyrektorem generalnym wielkiej spółki, która nazywa się Mesa Blanco.

      – Nie znam się na hodowli, ale słyszałam o tej firmie.

      – Jak większość ludzi. Ale wracając do J.D., nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała. Jest naprawdę rewelacyjnym fachowcem, tyle że to absolutny perfekcjonista w kwestii żywienia i traktowania zwierząt. Nie toleruje, żeby ktoś źle się z nimi obchodził. Raz zobaczył, jak jeden z kowbojów popędza ościeniem zwierzęta z jego stada. Jednym susem przesadził ogrodzenie i rzucił się na tego człowieka z pięściami. J.D to ważny klient, nie możemy więc pozwolić sobie na utratę takiego kontraktu. Niestety, czasem bywa trudny. Tu, w Jacobsville, nikt nie wchodzi mu w drogę.

      – Czy jest bogaty?

      – Nie, ale stoi za nim potęga Mesa Blanco. Poza tym znany jest z porywczości, dlatego kiedy mówi, wszyscy stają na baczność. Jeśli chce, potrafi być bardzo arogancki i nieprzyjemny. Taki już z niego typ – westchnęła Abby.

      Jej słowa nasunęły Fay skojarzenie z innym mężczyzną, z owym tajemniczym kowbojem, z którym spędziła najwspanialszy wieczór swojego życia. Uśmiechnęła się smutno na myśl, że pewnie już nigdy go nie spotka. Tamta wizyta w barze była z jej strony aktem desperacji i brawury. Nie sądziła, by miała odwagę pójść tam jeszcze raz. Zwłaszcza że mogłaby narazić się na posądzenie, iż ugania się za mężczyzną, który wyraźnie jej powiedział, że nie jest zainteresowany żadnym związkiem.

      Od tamtego czasu wielokrotnie przejeżdżała obok baru, ale nie zdobyła się na to, by wejść do środka.

      – Czy ten pan Langley jest żonaty? – zapytała.

      – Nie znam kobiety, która odważyłaby się wyjść za niego za mąż – odparła Abby. – Powtórne małżeństwo ojca zraziło go do kobiet. Jeszcze parę lat temu miał opinię playboya, ale odkąd dostał posadę w Mesa Blanco, bardzo się zmienił i ustatkował. Podobno nowy prezes firmy jest strasznym konserwatystą, więc J.D. postanowił zmienić swój wizerunek. Chodzą plotki, że prezes chce oddać dyrektorski fotel człowiekowi, który ma uporządkowane życie osobiste, jest żonaty i ma dzieci. Tymczasem, o ile mi wiadomo, w życiu J.D. jest tylko jedno dziecko, siostrzeniec, który mieszka w Houston. Jego matka nie żyje. – Abby pokręciła głową. – Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie J.D. w roli ojca.

      – Naprawdę jest taki straszny?

      Abby przytaknęła.

      – Zawsze miał trudny charakter. Na dodatek bardzo przeżył powtórne małżeństwo ojca, a potem jego śmierć. Dzisiejszy J.D. to człowiek niebezpieczny, przed którym nawet mężczyźni czują respekt. Kiedy na przykład przyjeżdża na przegląd swoich stad, mój mąż wychodzi z biura. Justin potrafi znaleźć z nim wspólny język, ale Calhoun nie umie się z nim dogadać. Niewiele brakowało, a raz skoczyliby sobie do oczu.

      – Czy ten pan