Gdy przymknęła oczy, gdy ciało zaczęło się poddawać, powędrował ustami po jej podbródku. Żadne z nich nie zwróciło uwagi, że kieliszek wysunął się z jej ręki i wylądował na dywanie.
Gdy ponownie przywarł do jej ust, były rozchylone i spragnione, lecz on nadal działał powoli, ogarnięty nagłą obawą. Spodziewał się oziębłej modliszki, a okazało się, że ma do czynienia z namiętną kobietą, której uległość mogła być niebezpieczna. Potrzebował czasu, żeby to wszystko ogarnąć myślą.
Kiedy się cofnął, oboje byli podekscytowani.
– Może to nie była aż tak dziwna reakcja, Auroro – szepnął. – Ani twoja, ani moja.
Jej ciało zarazem płonęło, było lodowate i bardzo słabe, a w głowie czuła zamęt. Mobilizując resztki energii, wyprostowała się.
– Jeżeli mamy dojść do porozumienia i razem pracować…
– Jak najbardziej.
– Nie przerywaj… Chciałabym, żebyś mnie dobrze zrozumiał. Nie puszczam się z facetami na lewo i na prawo, a tym bardziej z kontrahentami.
– Masz więc ograniczone pole działania… czyż nie tak?
– Nie twoja sprawa – warknęła. – Bywasz wścibski, ale wiedz jedno: nie mieszam życia prywatnego z zawodowym.
– Karkołomny wyczyn jak na to miasto, ale godny podziwu. Zresztą… – Nie mógł się powstrzymać i musnął kosmyk jej włosów. – Nie prosiłem cię, żebyś ze mną spała.
– Mimo wszystko uprzedzam, gdy najdzie cię taka ochota, nie czuj się zdeprecjonowany, gdy zostaniesz odprawiony z kwitkiem. A z całą pewnością zostaniesz.
– Zdeprecjonowany? – Znów wyciągnął rękę i dotknął jej policzka.
Jaka była? Atrakcyjna? Z całą pewnością. Nie piękna, ale na swój sposób efektowna. Jednak zbyt asertywna i stanowcza, a może raczej uparta. No i ten chłód… Ot, baba chłop.
Więc dlaczego wyobraża ją sobie nagą i owiniętą wokół niego?
– Jak nazwać to, co jest między nami?
– Animozją – odparła natychmiast. – Potężną animozją.
Uśmiechnął się szeroko, oczarowując ją bez reszty. Najchętniej by go za to zamordowała.
– Zapewne… ale skąd wzięło się tak silne, choć jak twierdzisz negatywne uczucie, skoro ledwo się poznaliśmy? Przecież aż iskrzy od tej animozji. Przed chwilą widziałem cię ze mną w łóżku. Możesz mi wierzyć albo nie, ale nie kocham się z każdą napotkaną kobietą. A z tobą chciałbym.
Znowu spociły się jej dłonie.
– Czuję się zaszczycona – sarknęła z jawną ironią. – Wprost nie ogarniam mego szczęścia.
– Daj spokój. Mówię, jak jest, bo uważam, że będzie nam się lepiej pracować, gdy będziemy się wzajemnie rozumieć.
– Masz rację. Zapamiętaj więc dobrze, że reprezentuję interesy Clarissy DeBasse. Gdybyś próbował jej zaszkodzić, czy to prywatnie, czy zawodowo, zrównam cię z ziemią. Stracisz pozycję, wypadniesz z branży, nagle okaże się, że nie masz żadnych przyjaciół i znajomych. – Oboje wiedzieli, że nie były to czcze pogróżki. A.J. cieszyła się opinią jednej z najbardziej wpływowych osób w środowisku, powszechnie też było wiadomo, że niezwykle ostro, a nawet bezwzględnie reagowała, gdy ktoś próbował ją oszukać lub zachował się wobec niej nie fair.
– Nie zamierzam szkodzić Clarissie – powiedział zgodnie z prawdą.
– To dobrze… W takim razie nic nie powinno zakłócić naszej współpracy.
– Czas pokaże.
ROZDZIAŁ TRZECI
Prace ruszyły pełną parą.
Pomysł Dawida, by wywiad z Clarissą DeBasse odbył się u niej, spotkał się z kategorycznym sprzeciwem A.J. Fields. Pani DeBasse ma prawo do prywatności, orzekła. Koniec, kropka. Chcąc nie chcąc, Dawid musiał odtworzyć w studiu przytulną i swojską atmosferę wiejskiej rezydencji Clarissy.
Wywiad miał prowadzić Alex Marshall, weteran dziennikarstwa. Dawidowi zależało, by program poświęcony parapsychologii wypadł możliwie wiarygodnie, i Marshall dzięki swej reputacji nadawał się do tego idealnie.
Teraz czekali tylko na Clarissę. Spóźniała się, co prawda niewiele, ale Dawid i tak pognał do telefonu, żeby zasięgnąć języka i dać nauczkę agentce. Wypadając ze studia, natknął się na pędzącą korytarzem Clarissę.
– Och, Dawidzie, tak mi przykro.
Zatrzymała się i wyciągnęła do niego ręce. Pomyślał, że dzisiaj w niczym nie przypomina dobrodusznej ciotki. Ściągnięte do tyłu włosy przydawały jej ekstrawagancji i odejmowały lat. Srebrny naszyjnik z ametystem zdobił szyję, zręcznie zrobiony makijaż, a także głęboki, intensywny błękit ubrania podkreślały niebieską barwę jej oczu. To nie była ta sama kobieta, u której jadł pieczeń rzymską.
– Clarisso, wygląda pani cudownie!
– Dziękuję. Ledwo zdążyłam się przygotować. Pomyliłam dni i właśnie pełłam petunie, kiedy przyjechała po mnie Aurora.
– Ona tutaj jest?
– Parkuje samochód. – Clarissa popatrzyła za siebie i westchnęła. – Wiem, że jestem dla niej utrapieniem, i to nie od dziś.
– Chyba ona nie odbiera tego w ten sposób.
– To prawda. Aurora jest tak wspaniałomyślna!
Swoją opinię zachował dla siebie.
– Czy jest pani gotowa, czy może najpierw wolałaby pani wypić filiżankę kawy albo herbaty?
– Nie, nie. Kiedy pracuję, unikam wszelkich używek. Zaciemniają umysł. – Dłużej zatrzymała na nim wzrok. – Wydajesz się trochę niespokojny, Dawidzie.
Powiedziała to w chwili, gdy obejrzał się za siebie i zobaczył nadchodzącą A.J.
– Na planie zawsze jestem zdenerwowany. – Jak to się stało, że wcześniej nie zauważył jej chodu? Tak szybkiego, płynnego.
– Nie, to nie dlatego – skomentowała Clarissa, poklepując go po ręku. – O, jest i Aurora. Możemy zaczynać?
– Dzień dobry, Dawidzie. Mam nadzieję, że nie zakłóciłyśmy twojego harmonogramu – powiedziała A.J.
– Ani trochę. Wejdźcie, proszę. – Otworzył drzwi. – Clarisso, proszę pozwolić, że przedstawię pani naszego reżysera, Sama Cauldwella. Sam, oto Clarissa DeBasse.
– Bardzo mi miło, pani DeBasse. Przeczytałem pani książki, żeby nam się lepiej współpracowało.
– Cieszę się. Mam nadzieję, że się panu podobały.
– Nie wiem, czy „podobały” to właściwe określenie. Ale z pewnością dały mi do myślenia.
Następnie przedstawiono Clarissie Aleksa Marshalla. Weteran dziennikarstwa telewizyjnego i powszechnie szanowany prezenter był wysokim, szczupłym i dystyngowanym mężczyzną. Lekko szpakowate włosy ładnie kontrastowały z mocną opalenizną.
– Dobry wybór – skomentowała na boku A.J.
– Twarz, której ufa Ameryka – dodał