Kiedy otwierała drzwi, twarz nadal miała skrzywioną.
– Czyżby mój widok tak panią przeraził?
Zdumiona patrzyła na Dawida.
– Co pan tu robi?
– Będę jadł kolację. – Nie czekając na zaproszenie, podszedł bliżej i stanął obok niej w otwartych drzwiach. – Jaka pani wysoka. Nawet na bosaka.
Przepuszczając go, A.J. trzasnęła drzwiami.
– Clarissa nie wspomniała, że ma to być służbowa kolacja.
– Sądzę, że traktuje ją towarzysko. – Nadal nie wiedział, dlaczego jeszcze nie wybił sobie z głowy nadzwyczaj zasadniczej i profesjonalnej panny Fields. – Może podejdziemy do tego w ten sposób, A.J.?
– Pewnie masz rację, Dawidzie. Mam nadzieję, że lubisz ryzyko – stwierdziła grobowym głosem.
– Nie rozumiem.
– Będzie rzymska pieczeń. – Wzięła od niego butelkę szampana i sprawdziła etykietkę. – To powinno pomóc. A może zjadłeś duży lunch?
W jej oczach pojawił się uroczy, niezwykle pociągający chochlik.
– Do czego zmierzasz?
Poklepała go po ramieniu.
– Szczęśliwi, którzy nie znają dnia ani godziny – rzekła uroczystym tonem. – Ciesz się spokojną chwilą, która poprzedza nieuniknioną zagładę… Usiądź, a ja przygotuję drinka.
– Auroro…
– Tak? – odpowiedziała., zanim ugryzła się w język.
– Aurora? – powtórzył Dawid. – Więc to kryje się za literą A?
Kiedy odwróciła się w jego stronę, miała złe błyski w oczach.
– Jeśli ktokolwiek z moich znajomych czy kontrahentów tak mnie nazwie, będę wiedziała, komu to zawdzięczam. Zapłacisz za to.
Z trudem ukrył uśmiech.
– O niczym nie wiem, niczego nie słyszałem.
– Auroro, czy to był… – Clarissa stanęła w drzwiach i rozpromieniła się. – Tak, to Dawid. Cudownie. – Przyjrzała się im w skupieniu. Aura wokół nich była wyraźna i bardzo świetlista. – Tak, naprawdę cudownie – powtórzyła. – Tak się cieszę, że pan przyszedł.
– Dziękuję za zaproszenie. – Dawid podszedł do niej i na powitanie pocałował w rękę. Clarissa spłonęła rumieńcem.
– O, szampan. Otworzymy go po podpisaniu kontraktu. – Dostrzegła kątem oka naburmuszoną minę A.J. – Kochanie, nalej sobie i Dawidowi drinka. Muszę wracać do kuchni.
A.J. pomyślała o kontrakcie i o swoich obiekcjach. Postanowiła jednak machnąć na to ręką. Clarissa i tak zrobi, co zechce.
– Ręczę za wódkę, bo sama ją kupiłam.
– Poproszę z lodem.
A.J. podeszła do szafki.
– Pamiętała o lodzie – powiedziała zdumiona, otwierając mosiężne wiaderko.
– Jak widzę, świetnie znasz Clarissę.
– Jest moją klientką, ale zarazem kimś znacznie więcej, Dawidzie. Stąd moja troska o ten program.
Gdy napełniła kieliszki, podszedł do niej, i dopiero wtedy poczuł, jak cudownie pachnie. Zastanawiał się, czy skrapia się tak lekko, żeby przyciągać mężczyzn, czy żeby blokować im drogę?
– Myślałem, że wszystko już uzgodniliśmy. Masz jeszcze jakieś zastrzeżenia?
– Nie do samego kontraktu. Zresztą tego nie uda ująć się w paragrafy.
– Tak?
– Clarissa bywa zbyt szczera, zbyt otwarta, przez co zdarza się, że niektórzy ludzie nią manipulują – stwierdziła otwarcie.
– Uważasz, że powinnaś ją chronić przede mną?
A.J. wysączyła łyczek.
– Nie wykluczam tego.
– Lubię ją. – Nagle wyciągnął rękę i owinął lok A.J. wokół palca, po czym natychmiast się wycofał. – Jest wyjątkowo miła.
Zaczął przechadzać się po pokoju. Co się z nim, do cholery, dzieje? Ma współpracować z A.J., a nie uwodzić jej. To był całkiem nieprofesjonalny, a przez to niewybaczalny gest. Najgorsze, że zrodził się spontanicznie, bez udziału jego woli.
Odczekała chwilę, dopóki nie nabrała pewności, że jej głos zabrzmi spokojnie i rzeczowo.
– Miło mi to słyszeć, ale wiem, że na pierwszym miejscu stawiasz film. Chcesz mieć dobre widowisko i zrobisz wszystko, by to osiągnąć.
– To prawda. – Problem w tym, że A.J. nie wygląda dzisiaj tak zasadniczo i jak spod igły, pomyślał. Bluzka w kolorze maków wabiła jedwabistą miękkością, do tego bose stopy i zmierzwione przez wiatr włosy. Ale i tak nie była w jego typie. – Nie sądzę jednak, bym zasłużył na reputację szefa, który wykorzystuje ludzi i bezwzględnie zmierza do celu. Robię swoje, A.J., i oczekuję tego samego od innych, to wszystko.
– Całkiem słusznie. – Dopiła drinka. – A moim zadaniem jest chronić Clarissę.
– Nie widzę problemu.
– No, wreszcie wszystko gotowe. – Clarissa ujrzała, że jej gości dzieli cała szerokość pokoju. Wyczuła napięcie, zakłopotanie i nieufność. Między dwojgiem upartych i dominujących ludzi to normalne, pomyślała. Ciekawe tylko, ile zajmie im czasu uznanie i zaakceptowanie faktu, że czują do siebie pociąg. – Mam nadzieję, że jesteście głodni.
– Jak wiesz, niewiele jadam, natomiast Dawid przyznał się, że kona z głodu i marzy o podwójnej porcji – stwierdziła A.J. z niewinnym uśmiechem.
– Szkoda, że taki z ciebie niejadek, kochanie, ale cudownie, że trafił mi się prawdziwy głodomór. – Rozpromieniona spojrzała na Dawida, a potem ruszyła do stołu. gdzie paliły się dwie świece, a na kredensie kolejnych sześć. A.J. uznała, że romantyczne oświetlenie zdecydowanie poprawia wygląd rzymskiej pieczeni. – Aurora przyniosła wino, więc pewnie będzie wyśmienite. Nalej, Dawidzie, a ja wam nałożę.
– Wygląda wspaniale – powiedział, zastanawiając się, dlaczego A.J. tłumi śmiech.
– Dziękuję. Pochodzisz z Kalifornii, Dawidzie? – zapytała Clarissa, podając półmisek A.J.
– Nie, ze stanu Waszyngton. – Nalał Clarissie kieliszek beaujolais.
– Piękny region. – Nałożyła A.J. porcję kartofli puree. – Ale taki zimny.
Do dziś z nostalgią wspominał długie, wietrzne zimy.
– Bez trudu zaaklimatyzowałem się w Los Angeles.
– A ja pochodzę ze Wschodu. Przyjechałam tu z mężem prawie trzydzieści lat temu. Gdy nadchodzi jesień, nadal ogarnia mnie smutek za Vermontem. Auroro, nie nałożyłaś sobie jarzyn.
Dołożyła na talerz trochę brukselki, mając nadzieję, że jakoś ją przełknie.
– Mogłabyś w tym roku odbyć podróż pełną wspomnień – powiedziała. Jeden kęs pieczeni wystarczył aż nadto. Sięgnęła po wino.
– Mam taki zamiar. Masz jakąś rodzinę, Dawidzie?
Właśnie