ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Proszę uważać na stopień. Uwaga, stopień! Dziękuję – powiedziała z uśmiechem Liz, przyjmując bilet od opalonego mężczyzny w kolorowej koszuli w palmy.
– Mam nadzieję, Mabel, że go nie zgubiłaś – burknął turysta i spojrzał potępiająco na żonę, która nerwowo przeszukiwała olbrzymią torbę plażową. – Mówiłem, żebyś mi go oddała.
– Oczywiście, że nie zgubiłam biletu – odparła kobieta z godnością i zajrzawszy do drugiej, równie wielkiej torby, wyciągnęła w końcu niewielki błękitny kartonik.
– Dziękuję. Proszę siadać. – Liz znów się uśmiechnęła i wskazała parze wolne miejsca. – Panie i panowie, witam na pokładzie „Fantasy” – powiedziała po chwili, gdy wszyscy już usadowili się wygodnie.
Liz zaczęła swój powitalny monolog, ale myślami wciąż była daleko. Kiwnęła głową mężczyźnie, który odwiązał liny cumujące łódź i przerzucił je na pokład. Przemawiała spokojnym i łagodnym tonem, ale uważnie obserwowała plażę. Było na niej już tłoczno. Na złotym piasku, rozgrzanym promieniami słońca, opalali się beztroscy turyści. Niektórzy wybierali leżaki i miły cień plażowych parasoli. Nikomu się nie spieszyło, nikt nie biegł w stronę łodzi. Liz miała już piętnaście minut spóźnienia i nie mogła dłużej czekać.
Płynnie wyprowadziła łódź z przystani. Znała te wody jak własną kieszeń i mogłaby sterować z zamkniętymi oczami. Błękitne niebo z białymi kłaczkami chmur zapowiadało wspaniałą pogodę. Lekka bryza tańcząca we włosach Liz była ciepła, mimo wczesnej pory dnia. Woda zaś była tak przejrzysta, jak zachwalały biura podróży. Idealna atmosfera do wypoczynku.
Jednak doświadczenie nauczyło Liz niczego nie przyjmować za pewnik. Spojrzała na pasażerów. Zachwyceni wycieczkowicze już zaczęli pokazywać sobie ryby i podwodne skały, widoczne przez szklane dno łodzi. Dziewczyna wiedziała, że żaden z pasażerów nie myśli o kłopotach, które zostawił w domu.
– Niedługo dotrzemy do północnej części rafy Paraiso – Liz mówiła tak, by jej głos docierał do zainteresowanych, a jednocześnie nie przeszkadzał pozostałym. – Głębokość dna morskiego waha się od dziewięciu do piętnastu metrów. Woda ma doskonałą widoczność, więc będziecie mogli podziwiać rafę pokrytą koloniami gąbek i różnymi rodzajami korali. Zwróćcie uwagę na ukwiały, które z powodu kolorowych wzorów i fantazyjnych kształtów przypominają kwiaty. Blisko dna możecie wypatrzyć rozgwiazdy.
Utrzymywała stałą prędkość łodzi, pozwalającą turystom na dokładne oglądanie podwodnego świata. Kolejno opowiadała o mieszkańcach rafy koralowej i przybrzeżnych wód. Opisywała wygląd i zwyczaje ryb, które mogli zobaczyć podczas swej podróży. Nie zapomniała także powiedzieć o niebezpieczeństwach, które zagrażają nurkującym. Przestrzegła swych podopiecznych przed dotykaniem jeżowców i meduz, które choć niezbyt ruchliwe, potrafią boleśnie zranić. Poprosiła, żeby powstrzymać się przed zabieraniem pamiątek z dna morza, a szczególnie fragmentów korali, gdyż nieostrożni zbieracze mogliby wyrządzić nieodwracalne szkody na rafie.
Już tyle razy prowadziła morskie wycieczki, że wszystkie czynności wykonywała rutynowo. Nigdy jednak jej wykład nie był monotonny. Liz kochała morze, czuła się tu wolna i doskonale panowała nad łodzią. Oprócz „Fantasy” miała jeszcze trzy inne łodzie. Prowadziła też niewielki sklep „Czarny Koral” z akcesoriami do nurkowania i wypożyczalnię sprzętu wodnego. Sama do tego doszła, choć na początku było jej ciężko. Z trudem udawało się wiązać koniec z końcem, gdy przychodziły stosy rachunków, a zarobione pieniądze wpływały do kasy bardzo powoli. Ale się udało. Dziesięć lat trudów sprawiło, że Liz miała własną, dobrze prosperującą firmę. Uważała, że wyjazd z kraju i zaczynanie wszystkiego od początku nie były zbyt wygórowaną ceną za spokój ducha.
Właśnie ciszą i spokojem szczyciła się niewielka wyspa Cozumel, należąca do meksykańskiej części Wysp Karaibskich. Teraz tu był dom Liz i tylko to się dla niej liczyło. Tutaj była lubiana i darzono ją szacunkiem. Nikt na wyspie nie zdawał sobie sprawy, co przeszła i jak bardzo została upokorzona, zanim uciekła do Meksyku. Liz rzadko o tym myślała, choć miała żywy dowód tamtych bolesnych wydarzeń. Faith. Na myśl o córeczce na twarzy Liz pojawił się czuły uśmiech. To była jej mała, jasna gwiazdeczka, która teraz mieszkała, niestety, dość daleko stąd. Jeszcze tylko sześć tygodni, pocieszała się Liz. Za sześć tygodni skończy się szkoła i Faith wróci do domu na całe lato.
To dla jej dobra, powtórzyła sobie w duchu, gdy znów poczuła tęsknotę. Uważała jednak, że wysłanie córeczki do dziadków i do dobrej szkoły jest dużo ważniejsze niż jej własne potrzeby. Pracowała w pocie czoła, podejmowała konieczne ryzyko i walczyła z konkurencją, żeby Faith miała wszystko, na co zasługuje, wszystko, co dałby jej ojciec, gdyby…
Liz pokręciła głową. Już dawno przyrzekła sobie, że wyrzuci tego człowieka ze swoich myśli, tak samo, jak on usunął ją ze swojego życia. Była naiwna i zakochana. I to był błąd, który popełniła z miłości. Jednak, oprócz nauki na przyszłość, dostała także od losu cenny prezent. Faith.
– A poniżej możecie państwo zobaczyć wrak statku pasażerskiego – powiedziała i zmniejszyła prędkość łodzi, by wszyscy mogli się przyjrzeć podwodnej atrakcji. – Proszę się jednak nie martwić. Nie wydarzyła się tu żadna tragedia. Statek zatopiono dla potrzeb filmu i pozostawiono pod wodą ze względów turystycznych – dodała z uśmiechem, gdy z wraku wypłynęła grupa nurków.
Powinnam się zająć pasażerami, a nie rozmyślaniem o przeszłości, wytknęła sobie. Teraz, gdy zabrakło współpracownika na pokładzie, było to trudniejsze. Musiała nie tylko prowadzić łódź, ale także opowiadać, pilnować grupy, obsłużyć wszystkich, podając posiłek i pomagając założyć sprzęt do nurkowania. Jednak nie mogła już dłużej czekać, aż pojawi się Jerry.
Liz nie chodziło o to, że swoim zniknięciem przysporzył jej dodatkowej pracy, lecz o to, że klientów firmy należało obsłużyć z największą starannością. Powinna przewidzieć, że nie można na nim polegać. Innego dnia z łatwością mogła go zastąpić kimś innym. Miała jeszcze dwóch pracowników do obsługi łodzi i dwóch innych w sklepie. Jednak dziś także druga łódź wypływała na wycieczkę, więc nikt nie był w stanie jej towarzyszyć. A Jerry sprawdził się jako dobry pracownik. Szczególnie kobiety nie mogły się go nachwalić.
Gdyby sama nie uodporniła się na męskie uroki już dawno temu, Jerry mógłby jej zawrócić w głowie. Niewiele kobiet potrafiło się oprzeć jego męskiej urodzie, postawnej sylwetce, zawadiackiemu uśmiechowi i pełnym obietnic szarym oczom. Oprócz wyglądu, Jerry posiadał także dar wymowy. W pobliżu tego mężczyzny żadna kobieta nie była bezpieczna.
Jednak nie dlatego Liz wynajęła mu pokój i dała pracę. Po prostu potrzebowała dodatkowej gotówki i jeszcze jednego pracownika. Szybko przekonała się, że Jerry jest obrotny i ma doskonałe podejście do klientów. Lepiej, żeby dobrze usprawiedliwił swoją nieobecność, pomyślała.
Cichy szum silnika, słońce i lekki wietrzyk sprawiły, że Liz przestała myśleć o nieprzyjemnych sprawach i odprężyła się. Wciąż opowiadała o podwodnym świecie, umiejętnie korzystając z własnych doświadczeń w nurkowaniu i z wiedzy, którą zdobyła, studiując biologię, a szczególnie morską florę i faunę. Czasem któryś z pasażerów zadawał jej jakieś pytanie lub zachwycał się okazami, przepływającymi pod szklanym dnem łodzi. Wtedy Liz z przyjemnością odpowiadała i zaczynała snuć kolejną opowieść. Wszystko powtarzała także po hiszpańsku, gdyż kilku pasażerów pochodziło z Meksyku. Na pokładzie miała również kilkoro dzieci, więc dbała, by niektóre z jej historyjek były zabawne. Gdyby jej życie potoczyło się inaczej, mogłaby zostać nauczycielką. Już dawno jednak zrezygnowała z tego marzenia, tłumacząc sobie, że bardziej pasuje do świata biznesu, a więc do własnej firmy, z której była tak dumna. Popatrzyła na lekkie chmurki na błękitnym niebie, słoneczne błyski na falach i rafę koralową pod powierzchnią wody. Tak, dawno wybrała swoją drogę i nie czuła żalu.
Nagle usłyszała kobiecy krzyk. Zanim zdążyła się odwrócić, kolejna osoba krzyknęła. Liz pomyślała,