Przystanek w Madrycie. Ким Лоренс. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Ким Лоренс
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Остросюжетные любовные романы
Год издания: 0
isbn: 978-83-238-9810-8
Скачать книгу
wspomnienie.

      – Nie mam już dwunastu lat, tato. – Jak dobrze pamiętała ten wieczór, kiedy jej starszy brat przyprowadził do domu kolegę, najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziała.

      Najpierw był dla niej miły, potem zwyczajnie okrutny.

      – Jedno jest pewne, on za mną nie przepada. – To było mało powiedziane. W ciągu dwóch lat wspomnienie jego przykrych, napastliwych drwin zdążyło już nieco przyblaknąć, ale nadal bolało.

      – Co ty opowiadasz, Megan? Dlaczego Emilio miałby cię nie lubić? Zapewne nawet cię nie pamięta.

      Ta sugestia nie poprawiła jej nastroju.

      – Kiedyś liczyłem, że zakocha się w Janie – powiedział ojciec.

      Według Megan nie byłoby w tym nic dziwnego. Nieraz z zazdrością obserwowała, jak mężczyźni ślinili się na widok jej pięknej przyrodniej siostry.

      – Niestety, jego rodzina zaplanowała dla niego inne małżeństwo, które zresztą okazało się nieudane. W międzyczasie wyrosłaś na ładną pannę, oczywiście nie tak zjawiskową jak Janie.

      Megan dawno przywykła do szorstkiej szczerości ojca. Od kiedy wyszczuplała, rzeczywiście częściej przyciągała spojrzenia mężczyzn.

      – Posłuchaj, tato, muszę już kończyć… Chwileczkę – dodała i odwróciła się, czując czyjąś rękę na ramieniu.

      Zdawkowy uśmiech zamienił się natychmiast w wyraz absolutnej paniki, gdy spojrzała na górującego nad nią mężczyznę.

      To dzięki niemu ludzie nagle przestali ją potrącać. Nikt nie pozwalał sobie na to wobec Emilia Riosa. Otaczała go aura stanowczości i siły, którą każdy musiał uszanować.

      – To ty! – wykrztusiła spanikowana. Od jak dawna stał przy niej? Czy słyszał jej beznadziejne wynurzenia?

      Emilio Rios uśmiechnął się, na co automatycznie rozchyliła wargi. Jak dobrze, że panujący wokół hałas tłumił jej mimowolne westchnienia.

      Uśmiech Emilia nie sięgnął jego czarnych oczu. Ujął jej twarz w obie dłonie. W głowie Megan rozpoczęła się istna gonitwa myśli, jej ciało natomiast zastygło jak skała. Czuła jego lekki oddech na szyi i za wszelką cenę usiłowała odwrócić spojrzenie. Na zdrowy rozum było to niemożliwe, ale jednak się działo. To nie był sen, ale bajkowa rzeczywistość. Przez cienki lniany materiał żakietu czuła ciepło płynące z jego ciała.

      Zanim zdążyła coś powiedzieć lub zrobić, Emilio schylił głowę i złożył na jej wargach namiętny pocałunek.

      Wiedziała, że powinna krzyknąć, kopnąć go albo ugryźć, ale trwała nieruchomo. Co więcej, wtuliła się w jego smukłe ciało i rozchyliła usta, zapraszając go do dalszych pocałunków. Oblał ją żar pożądania tak silny, że aż zakręciło jej się w głowie. Otaczający ich tłum przyblakł, podobnie jak zgiełk lotniska. Pozostał jedynie cudowny smak jego ust.

      Potem wszystko skończyło się równie nagle, jak się zaczęło, a ona stała drżąca i oszołomiona, czując się tak, jakby wpadła pod ciężarówkę.

      Zacisnęła dłonie w pięści.

      – Panie Rios – zdołała wypowiedzieć. – Właśnie rozmawiałam o panu. – Pokazała mu trzymaną w ręku komórkę.

      Przez te dwa lata w ogóle się nie zmienił. Był może trochę chudszy, a rysy twarzy stały się nieco bardziej wyostrzone, ale nadal prezentował się wręcz zjawiskowo.

      A ty nie jesteś już tamtą Megan, powiedziała sobie w duchu. Jednak przed chwilą cię pocałował.

      Emilio stał, czekając, żeby jego oddech się wyrównał, i jednocześnie obserwował wysiłki Megan, która walczyła o opanowanie. Nie patrzyła mu w oczy, w jej niskim głosie pobrzmiewały nuty histerii, a żyły na delikatnej szyi pulsowały.

      Emilio także unikał jej spojrzenia. Starał się nie patrzeć na jej kusząco pełne usta. Krew krążyła w jego żyłach wrzącym strumieniem. Doszedł do wniosku, że całowanie się publicznie ma jednak swoje wady.

      Megan powtarzała sobie, że często spotyka przystojnych mężczyzn. Może spojrzeć na Emilia i nie zamienić się przy tym w rozdygotaną idiotkę. Nie musi się już obawiać przykrości z jego strony. Nie ma nad nią dawnej władzy.

      Gęsia skórka, jaką czuła na całym ciele mimo dusznej atmosfery terminalu, zaprzeczała jej gorączkowym zapewnieniom. Wciąż oddychała z trudem. Chyba musi się pogodzić z tym, że Emilio nigdy nie będzie dla niej zwyczajnym mężczyzną. Co jednak nie oznacza, że powinna mdleć na widok jego miękkich warg.

      – Wiem, słyszałem – powiedział.

      Przez gwar rozmów i głuche walenie serca Megan przebił się mgliście znajomy głos nawołujący Emilia.

      Jeśli nawet go usłyszał, to nie dał tego poznać po sobie.

      – Pocałowałeś mnie – wyjąkała.

      – A już myślałem, że tego nie zauważyłaś.

      – Staram się to ignorować niczym irytującego owada.

      – Ach, więc ci się nie podobam? Nie lubisz mnie?

      Wydawał się zgoła nieprzejęty taką możliwością. Chyba nie brał jej pod uwagę.

      Uspokój się, Megan, nakazała sobie w duchu.

      Emilio chłonął wzrokiem miękkie, kobiece rysy uniesionej ku niemu twarzy Megan. Kolor jej oczu, lśniących niczym topazy, zawsze go fascynował. Miała tak cudownie mleczną cerę, choć teraz powlekał ją lekki rumieniec. Ciekaw był, czy owa kusząca mleczność rozlewa się na całe ciało?

      Obserwował, jak Megan przełyka ślinę i lekko potrząsa głową. Otworzyła oczy i uniosła hardo podbródek. Na widok miny: „lepiej ze mną nie zaczynaj”, poczuł dawno zapomnianą ekscytację. Postanowił podjąć wyzwanie.

      Megan dobrze znała władczych mężczyzn i ich zazwyczaj kruche ego. Niejednokrotnie udawało jej się ich rozbroić starannie dobranym pochlebstwem lub komplementem.

      Ta sytuacja z pewnością nie powinna jej przerastać, więc dlaczego stoi tu jak idiotka, nie mogąc wykrztusić słowa?

      Władczy mężczyźni, jak każdy zresztą, lubili słuchać, że są wspaniali. Odetchnęła głęboko i oznajmiła:

      – Nie, ani trochę. – Nie zabrzmiało to tak, jak zamierzała.

      – Nie znasz mnie, choć wydaje ci się, że jest inaczej.

      – Nie mam ochoty cię poznać – odparła z dziecinnym uporem. – A jeśli jeszcze raz ośmielisz się mnie pocałować…

      Uniósł brwi i drwiąco się uśmiechnął.

      – To co? – spytał z zainteresowaniem.

      W milczeniu zmierzyła go wzrokiem. Znów usłyszała jego imię, ale zanim zdążyła się odwrócić, przytrzymał jej twarz palcem. Zadrżała i ze świstem wciągnęła powietrze. Chciała odsunąć jego dłoń, powiedzieć mu, żeby przestał tak na nią patrzeć, ale zabrakło jej czasu, bo Emilio znów ją pocałował. Ciało Megan natychmiast zwiotczało. Gdyby nie podtrzymał jej w pasie i nie przyciągnął do swych twardych ud, osunęłaby się na posadzkę.

      Kiedy się od niej oderwał, oddychała z trudem.

      – Powiedziałam, żebyś tego nie robił!

      – Twoje usta są stworzone do pocałunków. A poza tym lubię wyzwania. – Wyjął jej z ręki komórkę i rzucił do mikrofonu swoje nazwisko. – Ach, to ty, Charles. Tak, jest tu