– Niech pan siada.
Nie miał najmniejszego zamiaru. Kiedy tylko podszedł strażnik, Tadeusz skinął im głową, a potem się oddalił. Chyłka miała nieodparte wrażenie, że to spotkanie miałoby identyczny finał bez względu na to, czy rzuciłaby tę uwagę o chłopcach, czy nie.
– Coś jest na rzeczy, Zordon – mruknęła.
Oryński nie odpowiadał.
– Słyszysz?
Spojrzała na niego, ale zobaczyła, że jest myślami daleko. Zdawał się nawet nie odnotować, że Tesarewicz ich zostawił. Co tu się działo, do cholery?
9
Hard Rock Cafe, ul. Złota
Jeszcze nie tak dawno temu Kordian nigdy nie powiedziałby, że spotka się w Hard Rocku z szefem. Kiedy jednak sytuacja stawała się kryzysowa, Żelazny zdawał się właśnie w tym miejscu upatrywać adekwatnej lokalizacji, by rozmówić się ze swoim pracownikiem. Aktualne okoliczności z pewnością to w jego mniemaniu usprawiedliwiały.
Oryński czekał cierpliwie, podgryzając krewetki. Właściwie stanowiły tutaj jedynie starter, ale jemu zupełnie wystarczały na obiad. Tym bardziej, że dorzucano do nich frytki, z których za każdym razem zamierzał zrezygnować, ale nigdy mu się to nie udało.
Artur wszedł do środka sprężystym krokiem pewnego siebie człowieka. Rozejrzał się, a potem szybko skierował w stronę Kordiana. Nie sprawiał wrażenia, jakby czuł się tutaj nie na miejscu.
Usiadł przy stoliku, a potem w jakiś sposób udało mu się szybko ściągnąć kelnera wzrokiem. Zamówił tylko kawę po irlandzku, co dowodziło, że nie ma zamiaru spędzić tu zbyt wiele czasu.
– Rozmawiałem z Chyłką – oznajmił, jakby to miało cokolwiek tłumaczyć.
I jakby Oryński nie był świadomy tego, że zaraz po powrocie z Białołęki Chyłka poszła prosto do gabinetu imiennego partnera. Spędziła w nim dobre pół godziny, po czym opuściła go, trzaskając drzwiami. Na moment w całej kancelarii zasady fizyki zdawały się odwrócone.
Kłębiący się na korytarzu ludzie zamarli, z noryobory przestały dochodzić dźwięki trzody korporacyjnej, a wszyscy kurierzy nagle znikli. Zapanował spokój.
Po tym, jak Joanna przeszła do swojego gabinetu jak huragan, wszystko wróciło do normy. Chwilę później Oryński zauważył na służbowym mailu wiadomość od szefa, który polecił mu stawić się w Hard Rocku.
– Tak, wiem, że pan rozmawiał – odezwał się Kordian. – Wszyscy w kancelarii chyba to odnotowali.
– To nie była łatwa rozmowa.
– Żadna z Chyłką nie jest.
Żelazny uśmiechnął się, ale nie było w tym cienia wesołości. Poczekał na swoją kawę, a potem upił łyk i kiwnął do siebie głową, jakby postanowił, że czas najwyższy przejść do konkretów.
– Ma przed sobą trudną sprawę – oświadczył.
Nie, jednak jeszcze nie pora na konkrety, uznał w duchu Oryński. To wciąż był jedynie wstęp. W dodatku niepokojący, bo szef rzadko owijał w bawełnę. Właściwie zdarzało mu się to tylko wówczas, kiedy temat był wybitnie niewygodny.
Czego mógł chcieć? Odsunięcia Chyłki od sprawy, przynajmniej do czasu, aż urodzi i dojdzie do siebie? Nie, musiał wiedzieć, że Kordian nie ma takiej mocy sprawczej. I że potrzebowałby wyjątkowo kuszącej alternatywy, by Joanna zajęła się kimś innym, a Tesarewicza zostawiła innemu prawnikowi.
Nie było sensu się zastanawiać. Szczególnie że Oryński znalazł się tu właśnie po to, by poznać szczegóły.
– Do czego pan dąży? – zapytał.
– Do tego, że powinna działać z kimś w duecie.
– Jak ostatnio sprawdzałem, tak właśnie było.
– Nie możesz występować w sądzie, Kordian. Kiedy Chyłka pójdzie na macierzyński, wasz klient zostanie bez reprezentacji.
– Kogoś pan z pewnością przydzieli.
– Kogoś, kto będzie musiał dopiero wdrożyć się w sprawę. A to zawsze odbywa się ze szkodą dla klienta.
– Myślę, że sobie poradzimy – zapewnił go Kordian, odsuwając pancerz krewetki. – Poza tym trudno mi sobie wyobrazić Chyłkę biernie leżącą w łóżku i lulającą do snu pasożyta.
– Widzę, że przyjąłeś jej siatkę terminologiczną.
– To silniejsze ode mnie – odparł pod nosem. – Tak samo jak silniejsza od niej jest potrzeba, by być cały czas w robocie. Zna ją pan i wie doskonale, że…
– Muszę chyba postawić sprawę jasno – przerwał mu Żelazny.
Zrobił kolejny łyk, a Oryński odniósł wrażenie, że pucharek z kawą jest w istocie klepsydrą odmierzającą czas do końca tej rozmowy.
– Odsuwa mnie pan od sprawy? – zapytał.
– Niestety, jestem zmuszony pójść o krok dalej.
– Słucham?
Żelazny sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, skrzywił się, jakby wyciągnięcie z niej czegoś stanowiło niemały wysiłek, po czym położył na stole kartkę papieru.
– Co to jest?
– Rozwiązanie łączącej nas umowy.
Kordian nie zwlekał. Natychmiast sięgnął po dokument. Gdyby łączył go z kancelarią stosunek regulowany przez prawo pracy, być może dwa razy by się zastanowił. Wszelkie wypowiedzenia wymagały odpowiedniego dostarczenia, a pracownicy odnajdywali wciąż nowe sposoby, by informacja do nich nie dotarła.
On był jednak w diametralnie innej sytuacji. Nie wiedział, jak jest w innych miastach, ale w Warszawie Okręgowa Rada Adwokacka pozwalała aplikantom prowadzić własną działalność gospodarczą, a kancelaria Żelazny & McVay preferowała tę formę. Aplikantów zatrudnionych na umowę o pracę można było policzyć na palcach jednej ręki. I tylko ich chroniło prawo pracy.
– Zaraz…
– Niestety, jesteśmy zmuszeni cię zwolnić, Kordian.
Oryński z niedowierzaniem spojrzał na wydruk. Przebiegł wzrokiem po lapidarnych postanowieniach, które sprowadzały się do oznajmienia, że umowa zostaje wypowiedziana za porozumieniem stron. I ze skutkiem natychmiastowym.
– Ale…
– Mam jeszcze jedną wersję.
Żelazny sięgnął do drugiej poły.
– Ta jest jednostronnym wypowiedzeniem – powiedział. – Przy czym oczywiście będą przysługiwać ci z tego powodu wszelkie uprawnienia.
Kordian oderwał wzrok od kartki. Miał wrażenie, że ręce spociły mu się do tego stopnia, iż zostawi mokre ślady na wydruku.
– Decyzja, który dokument podpiszesz, należy do ciebie – oznajmił Artur.
Obaj wiedzieli, że gdyby tak naprawdę było, nie siedzieliby teraz w Hard Rock Cafe. Decyzja została podjęta bez udziału Kordiana. Bez udziału Chyłki. Zapadła wśród większości partnerów, nieformalnie, podczas jednego z wieczornych spotkań przy piwie. Ktoś uznał, że najlepiej będzie pozbyć się Oryńskiego.
Ale dlaczego? Czy oblany egzamin naprawdę był wystarczającym powodem? Wielkie, renomowane kancelarie trzymały aplikantów mimo to. Żelazny & McVay wprawdzie słynął z bezkompromisowości, ale Kordian zdążył wyrobić sobie markę. Z pewnością