Koalicja Szpiegów Misja Hexi Pen. Agnieszka Stelmaszyk. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Agnieszka Stelmaszyk
Издательство: OSDW Azymut
Серия:
Жанр произведения: Книги для детей: прочее
Год издания: 0
isbn: 978-83-7983-214-9
Скачать книгу
1c1d05a-fd33-5b72-a9e1-1affa5b2b597.png" alt="Epub cover"/>

      Tekst: Agnieszka Stelmaszyk

      Ilustracje całostronicowe: Daniel Grzeszkiewicz

      Redaktor prowadzący: Agnieszka Sobich

      Korekta: Agnieszka Skórzewska, Anna Włodarkiewicz

      Projekt i skład okładki, grafika w środku: „black gear”

      Projekt graficzny i DTP: Bernard Ptaszyński

      © Copyright for text by Agnieszka Stelmaszyk, 2013

      © Copyright for the Polish edition

      by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Warszawa 2014

      All rights reserved

      ISBN 978-83-7895-856-7

      Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.

      00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 96

      tel. 22 576 25 50, fax 22 576 25 51

      www.zielonasowa.pl

      [email protected]

      Rozdział #1

      Elpidia Winter, jak zawsze gustownie ubrana, tym razem w czarne spodnie z wąskimi nogawkami

      i bluzeczkę w najmodniejszym, cytrynowym kolorze, ruchem głowy odgarnęła z czoła długą grzywkę. Jej lśniące włosy opadły na ramiona.

      David Ferguson śledził każdy ruch zabójczyni. Wydawała się spokojna i pewna siebie. Właśnie

      wykonała kolejne zadanie – odnalazła zaginione moduły.

      – Gdzie Julia? – Harriet pytająco spojrzała na

      Roberta. – Nie uprzedziła nas. – Skinęła głową, wskazując na Elpidię.

      – Może nie zdążyła – odszepnął Robert. – Musiała ją zaskoczyć – mówiąc to, nie spuszczał z oczu zabójczyni.

      Tymczasem Elpidia, stojąca dotąd w wejściu do groty, podeszła bliżej, a David poczuł ciarki na plecach, jakby przebiegła po nich cała armia mrówek.

      – Muszę przyznać, że tym razem Luminariusz był dalekowzroczny. – Elpidia odrzuciła brezent i przyglądała się pierwszemu modułowi, nie tracąc ani na chwilę kontroli i celując bronią w dzieci konstruktorów urządzeń. – Właściwie zawdzięczacie Luminariuszowi życie. – Podeszła do drugiego modułu i również odsunęła z niego ochronną płachtę materiału. – To on nie pozwolił mi pozbyć się was raz na zawsze. Uważał, że będziecie jeszcze przydatni. Oszczędził nawet twoją babcię. – Spod uniesionej brwi wymownie spojrzała na Roberta. – Powinieneś chyba okazać mu wdzięczność i wylewnie podziękować.

      – Podziękować? – Roberta rozsierdził protekcjonalny ton głosu Elpidii. – Za co? Za to, że porwał

      i przetrzymywał w okropnych warunkach starszą kobietę?

      Elpidia leciutko się zaśmiała.

      – Nie, mój drogi – znowu zatopiła swój zimny wzrok w oczach Roberta – za to, że pozwolił jej uciec.

      – O czym ty mówisz? – David włączył się do rozmowy.

      – Dlatego nie było go w bazie? – Robert zrozumiał, czemu tak łatwo udało się uwolnić babcię Różę.

      Perlisty śmiech Elpidii ponuro zadźwięczał w katakumbach, w których właśnie się znajdowali.

      – Tak, nie było go w bazie, ale dzięki temu ja jestem tutaj. – Zabójczyni dumnie uniosła podbródek. – Wreszcie! Doprowadziliście mnie do samych modułów.

      – Wcale nie wiadomo, czy są ukończone i czy działają, to tylko prototypy – Harriet usiłowała

      w niezdarny sposób zniechęcić Elpidię lub chociaż ją rozkojarzyć. Ale ona wciąż pozostawała niewzruszona.

      – Wystarczą prototypy, nasi naukowcy się nimi zajmą. Koalicja posiada wszystko, czego trzeba, aby je uruchomić.

      – Jak chcesz je stąd zabrać? – Robert próbował wysondować, czy Elpidia działa w pojedynkę, czy na górze ktoś jej towarzyszy.

      Zabójczyni w lot go przejrzała.

      – Pytasz mnie, czy jestem sama, tak? – Jej źrenice błysnęły złowrogo. – Otóż nie licz tym razem na to, że ktoś przyjdzie wam z pomocą i mnie zaskoczy. – Wskazała wejście do pieczary. – Wasz niedołężny, stary Stanisław już mi nie przeszkodzi, ani nikt

      z tego waszego śmiesznego Klubu Ogrodnika. Departament także was nie ochroni.

      Przyjaciele wymienili ze sobą pełne niepokoju spojrzenia.

      – Tak, moi drodzy, tym razem jesteście zupełnie sami – Elpidia triumfowała.

      Do pieczary wszedł rudowłosy mężczyzna i choć jego wydatny wcześniej brzuch nieco zmniejszył swoje rozmiary, Robert i tak go rozpoznał:

      – Wasilij Kurylenko – wyszeptał, blednąc.

      – Kto to? Znasz go? – spytał David.

      – To człowiek Siergieja Żukowa, on również szukał modułów.

      – Wygląda więc na to, że na górze wszyscy są

      w komplecie – mruknęła Harriet.

      Kurylenko uśmiechnął się, widząc wylęknioną twarz Roberta.

      – Po krótkiej przerwie nasze drogi znowu się krzyżują. – Mrugnął z rozbawieniem okiem.

      – Żukow cię głodził? – Robert ironicznym

      gestem wskazał odchudzony brzuch agenta. – Schudłeś.

      Wasilij na moment zmieszał się.

      – Żukow nie ma nic do tego, zacząłem dbać o siebie – odparł, wciągając brzuch i krygując się jak modelka.

      – Heh! – parsknął Robert. – Wdzięczysz się jak panienka. Brakuje ci jeszcze spódniczki baletnicy

      i mógłbyś tańczyć „Jezioro Łabędzie”. He, he, he…

      Policzki Wasilija spurpurowiały na tę zniewagę.

      – Już ja ci pokażę… – Zacisnął pięści z braku lepszej riposty.

      Elpidia zniecierpliwiła się.

      – Wystarczy! Dosyć tych pogaduszek o diecie. – Zmierzyła Kurylenkę surowym spojrzeniem. – Zawołaj resztę i zawiadom Siergieja o modułach. Mogą je wyciągać.

      Wasilij, złorzecząc pod nosem, opuścił pieczarę.

      Rozdział #2

      W waszyngtońskiej redakcji gazety „Virgo” Derek Stuart i Walter Afterman po raz kolejny czytali napisany przez siebie artykuł. Był to ostatni moment na dokonanie poprawek, ponieważ za chwilę plik

      z tekstem zostanie wstawiony w gotową makietę

      i po złożeniu trafi do drukarni. Derek, kończąc czytać ostatnie zdanie, poczuł suchość w ustach i sięgnął po szklankę wody. Upił łyk, a potem odetchnął głęboko. Zawsze w takiej chwili jak ta towarzyszyło mu dziwne uczucie niepokoju i ekscytacji jednocześnie. Wiedział, że artykuł, który zamierzają opublikować, rozpęta wielką światową dyskusję i może wreszcie przyczyni się do zdemaskowania Koalicji Szpiegów.

      – Dobra, drukujemy – orzekł Walter.

      – Na pewno? – Derekiem jak zwykle targały wątp­liwości.

      – Jeśli nie uświadomimy opinii publicznej zagrożeń związanych z działalnością Koalicji, za kilka lat świat, jaki znamy, może przestać istnieć. – Afterman używał nieco patetycznego tonu, ale również Derek