Tekst: Agnieszka Stelmaszyk
Ilustracje całostronicowe: Daniel Grzeszkiewicz
Redaktor prowadzący: Agnieszka Sobich
Korekta: Agnieszka Skórzewska, Anna Włodarkiewicz
Projekt i skład okładki, grafika w środku: „black gear”
Projekt graficzny i DTP: Bernard Ptaszyński
© Copyright for text by Agnieszka Stelmaszyk, 2013
© Copyright for the Polish edition
by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Warszawa 2014
All rights reserved
ISBN 978-83-7895-856-7
Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.
00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 96
tel. 22 576 25 50, fax 22 576 25 51
www.zielonasowa.pl
Rozdział #1
Elpidia Winter, jak zawsze gustownie ubrana, tym razem w czarne spodnie z wąskimi nogawkami
i bluzeczkę w najmodniejszym, cytrynowym kolorze, ruchem głowy odgarnęła z czoła długą grzywkę. Jej lśniące włosy opadły na ramiona.
David Ferguson śledził każdy ruch zabójczyni. Wydawała się spokojna i pewna siebie. Właśnie
wykonała kolejne zadanie – odnalazła zaginione moduły.
– Gdzie Julia? – Harriet pytająco spojrzała na
Roberta. – Nie uprzedziła nas. – Skinęła głową, wskazując na Elpidię.
– Może nie zdążyła – odszepnął Robert. – Musiała ją zaskoczyć – mówiąc to, nie spuszczał z oczu zabójczyni.
Tymczasem Elpidia, stojąca dotąd w wejściu do groty, podeszła bliżej, a David poczuł ciarki na plecach, jakby przebiegła po nich cała armia mrówek.
– Muszę przyznać, że tym razem Luminariusz był dalekowzroczny. – Elpidia odrzuciła brezent i przyglądała się pierwszemu modułowi, nie tracąc ani na chwilę kontroli i celując bronią w dzieci konstruktorów urządzeń. – Właściwie zawdzięczacie Luminariuszowi życie. – Podeszła do drugiego modułu i również odsunęła z niego ochronną płachtę materiału. – To on nie pozwolił mi pozbyć się was raz na zawsze. Uważał, że będziecie jeszcze przydatni. Oszczędził nawet twoją babcię. – Spod uniesionej brwi wymownie spojrzała na Roberta. – Powinieneś chyba okazać mu wdzięczność i wylewnie podziękować.
– Podziękować? – Roberta rozsierdził protekcjonalny ton głosu Elpidii. – Za co? Za to, że porwał
i przetrzymywał w okropnych warunkach starszą kobietę?
Elpidia leciutko się zaśmiała.
– Nie, mój drogi – znowu zatopiła swój zimny wzrok w oczach Roberta – za to, że pozwolił jej uciec.
– O czym ty mówisz? – David włączył się do rozmowy.
– Dlatego nie było go w bazie? – Robert zrozumiał, czemu tak łatwo udało się uwolnić babcię Różę.
Perlisty śmiech Elpidii ponuro zadźwięczał w katakumbach, w których właśnie się znajdowali.
– Tak, nie było go w bazie, ale dzięki temu ja jestem tutaj. – Zabójczyni dumnie uniosła podbródek. – Wreszcie! Doprowadziliście mnie do samych modułów.
– Wcale nie wiadomo, czy są ukończone i czy działają, to tylko prototypy – Harriet usiłowała
w niezdarny sposób zniechęcić Elpidię lub chociaż ją rozkojarzyć. Ale ona wciąż pozostawała niewzruszona.
– Wystarczą prototypy, nasi naukowcy się nimi zajmą. Koalicja posiada wszystko, czego trzeba, aby je uruchomić.
– Jak chcesz je stąd zabrać? – Robert próbował wysondować, czy Elpidia działa w pojedynkę, czy na górze ktoś jej towarzyszy.
Zabójczyni w lot go przejrzała.
– Pytasz mnie, czy jestem sama, tak? – Jej źrenice błysnęły złowrogo. – Otóż nie licz tym razem na to, że ktoś przyjdzie wam z pomocą i mnie zaskoczy. – Wskazała wejście do pieczary. – Wasz niedołężny, stary Stanisław już mi nie przeszkodzi, ani nikt
z tego waszego śmiesznego Klubu Ogrodnika. Departament także was nie ochroni.
Przyjaciele wymienili ze sobą pełne niepokoju spojrzenia.
– Tak, moi drodzy, tym razem jesteście zupełnie sami – Elpidia triumfowała.
Do pieczary wszedł rudowłosy mężczyzna i choć jego wydatny wcześniej brzuch nieco zmniejszył swoje rozmiary, Robert i tak go rozpoznał:
– Wasilij Kurylenko – wyszeptał, blednąc.
– Kto to? Znasz go? – spytał David.
– To człowiek Siergieja Żukowa, on również szukał modułów.
– Wygląda więc na to, że na górze wszyscy są
w komplecie – mruknęła Harriet.
Kurylenko uśmiechnął się, widząc wylęknioną twarz Roberta.
– Po krótkiej przerwie nasze drogi znowu się krzyżują. – Mrugnął z rozbawieniem okiem.
– Żukow cię głodził? – Robert ironicznym
gestem wskazał odchudzony brzuch agenta. – Schudłeś.
Wasilij na moment zmieszał się.
– Żukow nie ma nic do tego, zacząłem dbać o siebie – odparł, wciągając brzuch i krygując się jak modelka.
– Heh! – parsknął Robert. – Wdzięczysz się jak panienka. Brakuje ci jeszcze spódniczki baletnicy
i mógłbyś tańczyć „Jezioro Łabędzie”. He, he, he…
Policzki Wasilija spurpurowiały na tę zniewagę.
– Już ja ci pokażę… – Zacisnął pięści z braku lepszej riposty.
Elpidia zniecierpliwiła się.
– Wystarczy! Dosyć tych pogaduszek o diecie. – Zmierzyła Kurylenkę surowym spojrzeniem. – Zawołaj resztę i zawiadom Siergieja o modułach. Mogą je wyciągać.
Wasilij, złorzecząc pod nosem, opuścił pieczarę.
Rozdział #2
W waszyngtońskiej redakcji gazety „Virgo” Derek Stuart i Walter Afterman po raz kolejny czytali napisany przez siebie artykuł. Był to ostatni moment na dokonanie poprawek, ponieważ za chwilę plik
z tekstem zostanie wstawiony w gotową makietę
i po złożeniu trafi do drukarni. Derek, kończąc czytać ostatnie zdanie, poczuł suchość w ustach i sięgnął po szklankę wody. Upił łyk, a potem odetchnął głęboko. Zawsze w takiej chwili jak ta towarzyszyło mu dziwne uczucie niepokoju i ekscytacji jednocześnie. Wiedział, że artykuł, który zamierzają opublikować, rozpęta wielką światową dyskusję i może wreszcie przyczyni się do zdemaskowania Koalicji Szpiegów.
– Dobra, drukujemy – orzekł Walter.
– Na pewno? – Derekiem jak zwykle targały wątpliwości.
– Jeśli nie uświadomimy opinii publicznej zagrożeń związanych z działalnością Koalicji, za kilka lat świat, jaki znamy, może przestać istnieć. – Afterman używał nieco patetycznego tonu, ale również Derek