Stary szaman z największym szacunkiem skłonił głowę.
– Witaj, Wielka Bogini!
Epona uśmiechnęła się do niego, po czym popłynęły boskie słowa:
– Johnie Łagodny Orle, przyjmij moje błogosławieństwo. Za to, co zrobiłeś dzisiaj, jestem ci nieskończenie wdzięczna.
– To ja jestem Ci nieskończenie wdzięczny, Bogini, za Twoje błogosławieństwo – odparł, jeszcze niżej skłaniając głowę.
Rhiannon drżącą ręką szybko otarła oczy, żeby widzieć jak najlepiej. Kiedy była małą dziewczynką, Epona ukazała jej się kilkakrotnie, lecz potem już nie. Kiedy Rhiannon w okresie dojrzewania buntowała się bez przerwy, a jako osoba dorosła wykazywała się przede wszystkim egoizmem i samowolą, Bogini przestała składać jej wizyty, przestała odzywać się do niej. W końcu przestała też jej słuchać.
Ale teraz… teraz przyszła! Stała tam, świetlista, przepiękna Bogini Epona!
Oczy Rhiannon znów się zaszkliły, z ust uleciał krzyk największej rozpaczy.
– Przebacz mi, Epono! Przebacz!
– Wybaczam ci, Rhiannon. Wybaczyłam ci już wcześniej. Zrozumiałam też, że i ja nie jestem bez winy. Widziałam twoje słabości, wiedziałam, że o twoją duszę zabiega ciemność, ale miłość do ciebie zaślepiła mnie do tego stopnia, że widząc też, jak bardzo pragniesz samodzielności, powstrzymałam się od jakiejkolwiek ingerencji, kiedy ty sama niszczyłaś siebie.
– Zrobiłam wiele złego, Bogini. Wiem. – Tylko tyle, przecież Rhiannon zdawała sobie sprawę, że każda sekunda jest na wagę złota, skoro z każdą sekundą jej ciało kostnieje coraz bardziej i coraz trudniej wydobyć z siebie słowa. – Epono, proszę cię o zerwanie więzów, które łączą mnie z Pryderim. Spraw, by ożyła łącząca mnie z Tobą nieśmiertelna nić mająca moc i tu, na ziemi, i w Zaświatach. Proszę, błagam. Wyrzekłam się go, ale on nie chce uwolnić mojej duszy.
Epona, zanim odpowiedziała, przez dłuższą chwilę wpatrywała się w Rhiannon bardzo przenikliwie.
– Dlaczego mnie o to prosisz, Rhiannon? Czy dlatego, że boisz się, co stanie się z twoją duszą po śmierci?
– Bogini, teraz, w obliczu śmierci, zrozumiałam bardzo wiele. Może też dzięki… – Spojrzenie Rhiannon przemknęło po maleńkiej istotce, którą nadal trzymała w słabnących ramionach – …może dzięki pojawieniu się mojej córki zasłona spadła mi z oczu. Przyznaję, że boję się całą wieczność spędzać w ciemności i rozpaczy, nigdy jednak nie ośmieliłabym się tylko z tego powodu wzywać Cię, Bogini. Nigdy! Przyzywałam Ciebie, bo boję się przede wszystkim, by ta sama zła ciemność, która zatruła mi życie, nie zaczęła prześladować mojej córki! Chcę czuwać nad nią! Dlatego błagam Cię, Epono, o zerwanie więzów, które łączą moją duszę z Pryderim, i spraw, by ożyła Twoja nieśmiertelna nić. Jeśli to uczynisz, nie ośmielę się prosić, byś pozwoliła mi wstąpić na Twoje łąki, ale błagam, pozwól mi egzystować w Zaświatach, skąd będę mogła patrzeć na moją córkę, czuwać nad nią, a kiedy Bóg Ciemności będzie podszeptywał jej zło, ja będę wyszeptywać dobro.
– Wieczność w Zaświatach nie jest łatwa, Rhiannon. Tam nie zaznasz spokoju, tam nie ma łanów Światła i radosnego śmiechu, który daje ukojenie znękanej duszy.
– Ale jak ja mogę myśleć o odpoczynku i ukojeniu, kiedy mojej córce zagraża wielkie niebezpieczeństwo! Nie mogę dopuścić, by poszła w moje ślady!
– Zastanów się, Rhiannon. Dni twojej córki na tym świecie, jak każdego człowieka, to tylko jedna malusieńka fala na powierzchni jeziora wieczności. Czy naprawdę decydujesz się na taki właśnie los na całą wieczność, kiedy powodem twojej decyzji jest coś tak krótkotrwałego, przemijającego?
– Ależ tak, Bogini! – Biały jak śnieg policzek Rhiannon przylgnął do miękkiej główki noworodka. – Oczywiście, że się decyduję. I o to Ciebie proszę!
– A ja spełnię twoją prośbę, Umiłowana. Jestem szczęśliwa, że udało ci się zwalczyć w sobie egoizm i wreszcie poszłaś za głosem serca. – Bogini wyprostowała się i uniosła szeroko rozłożone ręce. – Pryderi, Bogu Ciemności i Kłamstwa! Ja, Epona, nigdy nie wyrzeknę się pieczy nad tą kapłanką! Jest moja! Żeby dostać jej duszę, musisz mnie pokonać!
Z dłoni Bogini wtrysnęły snopy światła. Magiczna jasność przemknęła po polanie, błyskawicznie wyłapując czarną plamę czającą się na jej krańcu. Plama wydała z siebie koszmarny przeraźliwy pisk. I znikła.
– W mojej duszy jest wreszcie jasno – szepnęła Rhiannon do córeczki. – Czuję to, czuję to światło.
– Jesteś wolna, Rhiannon – powiedziała Bogini. – Zerwałam twoje więzy z ciemnością.
– Dziękuję, Bogini. Jestem ci niezmiernie wdzięczna. Bardzo żałuję, że zbłądziłam, zamiast zawsze podążać drogą światła.
Na boskiej twarzy Epony znów pojawił się uśmiech pełen ciepła i życzliwości.
– Na to nigdy nie jest za późno, Umiłowana.
Rhiannon też się uśmiechnęła, bardzo jednak blado, i zamknęła oczy.
– Epono, wiem, że to nie Partholon, a ja nie jestem już Twoją Pierwszą Wybranką. Ale pozwól mi mieć do Ciebie jeszcze jedną, ostatnią prośbę. Czy mogłabyś powitać na świecie moją córkę?
– Ależ naturalnie, Umiłowana. – Spojrzenie Bogini spoczęło na maleńkiej istotce leżącej w kołysce ramion umierającej matki. – W imię mojej miłości do ciebie, Umiłowana, twoją córkę Morrigan, wnuczkę MacCallana, witam na tym świecie z największą radością! Morrigan, wnuczko MacCallana, zsyłam na ciebie moje błogosławieństwo…
Słodki głos Bogini ucichł, a zaraz potem zaszeleściło. Rhiannon szybko otworzyła oczy. Bogini znikła, ale magiczne światło pozostało w postaci tysięcy robaczków świętojańskich wykonujących nad polaną jedyny w swym rodzaju powietrzny taniec. Leciały w górę, pikowały i krążyły nad Rhiannon i jej córeczką. Tysiące migotliwych światełek, jakby ktoś sypnął z nieba maleńkimi roztańczonymi gwiazdkami, by uświetnić narodziny córki Rhiannon.
– Bogini wysłuchała twojej prośby – powiedział stary szaman. – Nie zapomniała o tobie. Będzie też pamiętać o twoim dziecku.
Bardzo już słaba Rhiannon prawie niezauważalnie pokiwała głową, i wyszeptała:
– Szamanie, ciebie też chciałam o coś prosić. Zawieź mnie do domu.
– Do domu? Czyli dokąd? W Zaświaty? Nie mam takiej mocy, by przeprowadzić ciebie do innego świata, Rhiannon.
– Nie, nie tam, szamanie. Chcę, żebyś zawiózł mnie do domu Richarda Parkera, lustrzanego odbicia mego ojca, MacCallana. – Który już nie żyje. MacCallan, jej ojciec… Tę wiadomość przekazała jej przecież Shannon, córka Richarda Parkera. Ale o tym Rhiannon wolała teraz nie myśleć. – Proszę, szamanie, zawieź mnie tam. To znaczy… moje ciało. I oddaj Morrigan Richardowi. Powiedz, że to jego wnuczka, powiedz, że ufam jego sercu i wiem, że zrobi to, co należy zrobić.
– A ja zrobię, jak powiedziałaś, Rhiannon. Przyrzekam. Musisz mi tylko powiedzieć, gdzie znajdę Richarda Parkera?
Zdołała jeszcze wyszeptać kilka słów:
– Małe ranczo… koło Broken Arrow… trzeba jechać…
Tyle wystarczyło. Stary