– Powiedz mi, Rhiannon, co zrobiłaś.
– Oddałam się Pryderiemu! Uznałam go za swego boga. Za Boga Jedynego! Tym samym wypowiedziałam posłuszeństwo Eponie, odłączyłam się od Jej ludu, pozbawiłam się prawa do tego, by Ją czcić… Pozostała tylko jedna nieśmiertelna łącząca nas nić, którą tylko Bogini może ożywić, gdy sercem będę ją o to błagać… – Przerwała na moment. – Pryderi chciał też, żeby służyła mu również moja córka, ale nie zdążyłam powiedzieć, że tak, że oddaję mu też swoje dziecko, bo wtedy pojawiłeś się ty i twoi ludzie.
– Pryderi jest złym bogiem, prawda? Bogiem ciemności?
– Tak!
– W takim razie musisz się go wyrzec nie tylko ze względu na siebie, ale i na Morrigan.
Wpatrzona w córeczkę Rhiannon szybko przeprowadziła w duchu małą kalkulację. Co najlepsze będzie dla tego maleństwa? Jeśli wyprze się Pryderiego w imieniu swoim i córki, najprawdopodobniej Morrigan nigdy nie ujrzy Partholonu. Będzie musiała zostać tutaj, w tym świecie, przy czym wcale nie jest powiedziane, że będzie miała okazję skorzystać z tych okruchów władzy, jakie udało się zdobyć jej matce.
Ale jeśli nie wyrzeknie się Pryderiego, przeznaczeniem jej córki będzie służenie tej samej ciemności, która odcisnęła straszliwe piętno na życiu jej matki. Tak, teraz była tego w pełni świadoma. I ta sama zła ciemność będzie szeptać do Morrigan, sączyć do jej duszy niezadowolenie, gniew, egoizm, nienawiść, i co najgorsze, całkowicie wypaczone pojęcie miłości.
Nie, nie mogła znieść myśli, że życie córki może być tak samo zepsute, skażone jak życie matki. Jeśli ceną za to ma być usidlenie w tym świecie… to cóż, nie szkodzi. Tu przynajmniej nie będzie usidlona przez kłamstwa Boga Zła, Boga Ciemności.
Uniosła nieco głowę, jej głos stał się nadspodziewanie dźwięczny i donośny, gdy recytowała mające magiczną moc słowa:
– Ja, Rhiannon MacCallan, wyrzekam się ciebie, Pryderi, Bogu o Trzech Twarzach! Wyrzekam się ciebie i odrzucam twoją władzę i nade mną, i nad moją córką, Morrigan MacCallan!
A potem czekała z wielkim niepokojem. Kiedy została kapłanką i Wybranką potężnej Bogini, była jeszcze dzieckiem, dlatego wiedziała doskonale, że odrzucenie Boga Jedynego lub Jedynej Bogini to bardzo poważny krok. Bogów jest wielu, ale każdy człowiek przynależy do któregoś z nich, do swego Boga Jedynego lub Jedynej Bogini, współtworząc Jego lub Jej lud. I bóstwa bardzo nie lubią, kiedy ktoś z ich ludu je odrzuca, a już zwłaszcza bogowie ciemności.
Wiedziała też, że powinna dostać jakiś znak. Coś zobaczyć, usłyszeć lub wyczuć. Coś, co potwierdzi, że istotnie jej Przeznaczenie uległo zmianie.
Czekała. Czas mijał i nic, żadnego znaku.
– Bóg Ciemności wie, że jesteś bliska śmierci, Rhiannon, bliska królestwa duchów. Dlatego nie wypuszcza cię z rąk.
Stary człowiek powiedział to cicho, bardzo łagodnie, a Rhiannon od tych słów serce się krajało. Była coraz słabsza, już tylko dzięki sile woli udawało jej się utrzymać córeczkę w ramionach.
– Ale Morrigan mu nie oddałam – zaszeptała. – Nie ma nad nią władzy.
– Nad nią nie, ale ty nadal mu podlegasz, Rhiannon.
Resztką sił walczyła ze straszliwym, po prostu krańcowym zmęczeniem. Tak wielkim i tak przytłaczającym, że świat przed jej oczami zaczynała powlekać szarość. I była zimna jak lód. Miała już tylko jedno jedyne pragnienie. Żeby stary szaman wreszcie sobie poszedł. Chciała być sama, tylko ze swoją córeczką, i patrzeć na nią, patrzeć, patrzeć, póki…
Ale stary Indianin ani myślał odejść. Mało tego, złapał ją za ramiona i mocno potrząsnął.
– Rhiannon, musisz mnie wysłuchać! Dobrze wiesz, że jeśli w chwili śmierci nadal będziesz związana z Pryderim, twój duch nigdy już nie doświadczy obecności Bogini. Nigdy już nie ujrzysz Światła, nie poczujesz radości! Zawsze wokół ciebie będzie mrok, zawsze będzie cię spowijał płaszcz nocy Boga Ciemności. I rozpacz, którą poczujesz za każdym razem, gdy cię dotknie!
– Wiem… – szepnęła. – Ale już nie chcę o nic walczyć. Skończyłam z tym. Jak daleko sięgam pamięcią, zawsze o coś walczyłam. Dla siebie, bo byłam wielką egoistką, wprost niewyobrażalną. Wyrządziłam tyle krzywd. Może nadszedł czas, że powinnam za to zapłacić.
– Może i tak. Ale co z twoją córką? Czy ona też ma płacić za twoje błędy?
Te słowa wstrząsnęły nią, i to tak bardzo, że udało jej się nawet przebić się wzrokiem przez czerń, która już wpełzała na szarość okrywającą świat.
– Oczywiście, że nie powinna! O co ci chodzi, starcze?
– Nie oddałaś mu jej, ale Pryderi pragnie mieć kapłankę, w której żyłach płynie krew Wybranki Epony. Jak myślisz, kto po twojej śmierci będzie jego kolejną ofiarą? Kogo będzie łudził i mamił, póki nie przeciągnie na swoją stronę?
– Nie! – krzyknęła z największą rozpaczą, przecież stary Indianin miał całkowitą rację. Pryderi sam się przyznał, że śledził Rhiannon od wielu lat. Teraz niewątpliwie obierze sobie jako cel Morrigan! Och nie! Tylko nie to! Nie wolno dopuścić, by Morrigan była prześladowana przez ciemność, tę samą, której złym podszeptom Rhiannon w końcu uległa. Dała się oczarować, rządzić sobą, zabić w sobie miłość do Bogini… – Nie! Tak nie może się stać. On nie może wybrać Morrigan. Nie!
– Rhiannon, w takim razie musisz wezwać Boginię i błagać ją, by zmusiła Pryderiego do wyrzeczenia się władzy nad tobą.
– Ale ja nie mogę tego zrobić! Nie mogę! Przecież Epona odwróciła się ode mnie.
– Czy to znaczy, że wyrzekłaś się Epony? Zerwałaś łączącą was więź?
– Tak! Pozostała tylko jedna nieśmiertelna łącząca nas nic, którą jedynie Bogini może ożywić, gdy sercem będę Ją o to błagać. Ale Epona nigdy tego nie zrobi, bo zachowywałam się wobec niej okropnie! Robiłam różne wstrętne rzeczy, naprawdę wstrętne. Odrażające. Ona nigdy mnie już nie wysłucha!
– Nie wiadomo, Rhiannon. Może Bogini czeka, aż powiesz to, co powinnaś powiedzieć. I powiesz to nie tylko słowami, ale i sercem.
Rhiannon spojrzała staremu szamanowi prosto w oczy. Jakże pragnęła, by miał rację, by to, o czym mówi, faktycznie było możliwe! Wtedy na pewno nie wahałaby się ani minuty i podjęła próbę wezwania Bogini. Przecież umierała, może Bogini współczuła jej, może…
Bo ona odchodziła już naprawdę. Zimną, zdrętwiałą otulał już mglisty welon, odgradzając od tego świata. Epona, choć przebywa w Partholonie, niewątpliwie wie, co się z nią dzieje…
Dlatego trzeba spróbować.
Zamknęła oczy, skupiła się i cichym, ledwie słyszalnym głosem zaniosła swoje błaganie:
– Epono, Wielka Bogini Partholonu, bogini mego serca. Proszę, wysłuchaj mnie po raz ostatni. I proszę, wybacz mi wszystkie moje błędy, których przyczyną był egoizm. Wybacz, że dopuściłam, by ciemność splamiła Twoje światło, że sprawiłam tyle bólu Tobie i wielu ludziom. Zbłądziłam i dobrze wiem, Bogini, że nie mam prawa o nic Ciebie prosić, ale o to jedno błagam Cię moim sercem. Błagam Cię, Bogini, powstrzymaj Pryderiego, nie pozwól, by zawładnął moją duszą i duszą mojej córki…
Powiał wiatr, pochwycił ciche błagalne