Caitlin rozmyślała gorączkowo, próbując pogodzić jakoś te fakty. Postać wampirzego księdza wydała jej się paradoksalna. A pomysł, że istniała jakaś wampirza religia i to w obrębie kościelnych murów był co najmniej dziwny.
Pomimo tego, jak fascynujące były te wszystkie wieści, jedyna rzecz, której chciała się dowiedzieć nie dotyczyła wampirów, czy też kościołów lub religii. Chciała usłyszeć o Calebie. Czy przetrwał podróż? Czy żył? I gdzie był?
Chciała też rozpaczliwie dowiedzieć się o swym dziecku. Czy była wciąż brzemienna? Czy i dziecko przeżyło tę podróż?
Skupiła myśli na tych pytaniach, mając nadzieję, że ksiądz podchwyci temat i odpowie jej na nie.
Ale nie zrobił tego.
Wiedziała, że usłyszał jej myśli i świadomie na nie nie zareagował. Zmuszał ją do tego, aby wypowiedziała je na głos. A przecież obawiała się zadać te pytania i on prawdopodobnie o tym wiedział.
− Co z Calebem? – spytała w końcu trzęsącym się głosem. Była zbyt podenerwowana, aby spytać o dziecko.
Obejrzał się na nią. Zauważyła, jak jego uśmiech zbladł, jak przez jego twarz przemknął ledwie zauważalny grymas.
Jej serce stanęło.
Proszę, pomyślała. Proszę, niech to nie będą złe wieści.
− Niektórych rzeczy będziesz musiała dowiedzieć się sama – powiedział powoli. – O niektórych nie mnie jest rozprawiać. Tę podróż musisz podjąć sama. Tylko i wyłącznie sama.
− Ale jest tu? – spytała z nadzieją w głosie. – Czy udało mu się?
Idąc u jej boku, ksiądz zacisnął wargi. Pozwolił, by jej pytania zawisły w powietrzu i pozostały bez odpowiedzi przez chwilę, która zdawała się trwać całą wieczność.
W końcu stanęli przed kolejnymi schodami. Ksiądz odwrócił się i spojrzał na nią.
– Chciałbym móc powiedzieć ci więcej – powiedział. – Naprawdę.
Po czym odwrócił się, wzniósł przed sobą pochodnię i ruszył w dół po kolejnych stopniach.
Weszli do długiego, podziemnego korytarza, którego sklepienie pokrywały wymyślnie zaprojektowane złocenia. Były w całości pokryte freskami o jaskrawych barwach, między którymi rozmieszczono łuki, również zdobione złotem. Strop lśnił.
Podłoga również. Pokryta pięknym, różowym marmurem, który wyglądał jak świeżo umyty. Podziemne kondygnacje kościoła były olśniewające. Wyglądały jak antyczny skarbiec.
− No! No! – Caitlin usłyszała nagle własne na głos wypowiedziane słowa. – Co to za miejsce?
− To miejsce cudów. Jesteś w kościele świętego Franciszka z Asyżu. Będącego zarazem miejscem jego wiecznego spoczynku. To wielce święte miejsce dla naszej religii. Zarówno ludzie jak i wampiry przybywają tu z pielgrzymką z odległych o tysiące mil miejsc tylko po to, aby tu pobyć przez chwilę. Franciszek był patronem zwierząt i wszystkich żywych stworzeń – poza rodzajem ludzkim – włączając w to nas. Powiadają, że dochodzi tu do cudów. Chroni nas tu jego moc.
− Nie wylądowałaś tu przez przypadek – ciągnął dalej. – To miejsce jest twoim portalem. Jakby odskocznią, z której wyruszysz w swoją podróż, swoją własną pielgrzymkę.
Odwrócił się i zmierzył ją wzrokiem.
− W dalszym ciągu nie zauważasz – powiedział – że to twoja podróż. Niektóre pielgrzymki ciągną się latami i wymagają pokonania wielu mil.
Caitlin zaczęła o tym rozmyślać. Przytłaczało ją to wszystko. Nie chciała wyruszać w żadne podróże, chciała wrócić do domu, być razem z Calebem; cali i zdrowi w dwudziestym pierwszym wieku, pozostawiając ten cały koszmar daleko za sobą. Była zmęczona ciągłymi zmianami miejsca, ciągłym uciekaniem, niekończącymi się poszukiwaniami. Tęskniła jedynie za normalnym życiem, życiem nastoletniej dziewczyny.
Ale powstrzymała się od dalszego myślenia w ten sposób. Wiedziała, że w niczym to jej nie pomoże. Zaszły zmiany – trwałe i nieodwołalne – i już nic nie będzie takie samo. Przypomniała sobie, że teraz zmiana była normą. Nie była już tą samą, dawną, zwyczajną, ludzką Caitlin. Była starsza. Mądrzejsza. I czy jej się to podobało, czy nie, miała wyjątkową misję do wypełnienia. Musiała to po prostu zaakceptować.
− Gdzie wiedzie moja pielgrzymka? – spytała. – Jakie jest moje przeznaczenie? Dokąd właściwie zmierzam?
Zaprowadził ją na tyły ostatniego korytarza, gdzie stanęli przed wielkim, misternie zdobionym grobowcem.
Czuła emanującą z niego energię i w jednej chwili uświadomiła sobie, że był to grób świętego Franciszka. Czuła, że samo stanie obok niego przywracało jej siły, sprawiało, że była coraz silniejsza, że na powrót stawała się sobą. Kolejny raz zastanawiała się, czy trafiła tu jako człowiek, czy jako wampir. Brakowało jej bardzo własnych mocy.
− Tak, nadal jesteś wampirem – powiedział. – Nie martw się. Trochę czasu upłynie zanim z powrotem będziesz sobą.
Z zakłopotaniem stwierdziła, że znowu zapomniała kryć się ze swymi myślami, jednak jego słowa pocieszyły ją.
− Jesteś bardzo wyjątkową osobą, Caitlin – powiedział. – Bardzo potrzebną naszej rasie. Bez ciebie, ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że całej naszej rasie, jak i całemu rodzajowi ludzkiemu groziłoby całkowite wyginięcie. Potrzebujemy ciebie. Potrzebujemy twojej pomocy.
− Ale co takiego miałabym zrobić? – spytała.
− Chcemy, abyś odszukała Tarczę. Aby to zrobić, będziesz musiała odszukać swego ojca. On i tylko on ma do niej dostęp. Natomiast, żeby go znaleźć, będziesz musiała odszukać swój klan. Swój prawdziwy klan.
− Ale ja nie mam nawet pojęcia, od czego zacząć – powiedziała. – Nawet nie wiem, dlaczego akurat tutaj trafiłam, do tego miejsca i czasu. Dlaczego Włochy? Dlaczego rok tysiąc siedemset dziewięćdziesiąty.
− Będziesz musiała sama poszukać odpowiedzi na te pytania. Ale zapewniam cię, że istnieją naprawdę poważne przesłanki, dla których wróciłaś do tego życia. By spotkać wyjątkowe osoby. Wykonać określone zadania. Oraz żeby to miejsce i czas doprowadziły cię do Tarczy.
Caitlin zamyśliła się.
− Ale nie mam pojęcia, gdzie jest mój ociec. Nie mam pojęcia, gdzie zacząć go szukać.
Odwrócił się do niej i uśmiechnął.
– Ależ oczywiście, że wiesz – odparł. – I to jest twoim problemem. Nie ufasz swojej intuicji. Musisz nauczyć się szukać głęboko w swojej duszy. Spróbuj. Zamknij oczy i oddychaj głęboko.
Zrobiła tak, jak jej kazał.
− Zapytaj samą siebie: dokąd mam teraz się udać?
Caitlin zrobiła, jak powiedział, łamiąc sobie głowę. Nic się nie wydarzyło.
− Wsłuchaj się w dźwięk swego oddechu. Uwolnij umył.
Kiedy postąpiła zgodnie z jego słowami,