Pan Tadeusz. Adam Mickiewicz. Читать онлайн. Newlib. NEWLIB.NET

Автор: Adam Mickiewicz
Издательство: Public Domain
Серия:
Жанр произведения: Зарубежная классика
Год издания: 0
isbn:
Скачать книгу
na tyle nauki,

      Lękał się, by niezostał pośmiewiska celem,

      I jąkał się jak żaczek przed nauczycielem.

      Szczęściem, że nauczyciel ładny i niesrogi:

      Odgadnęła sąsiadka powód jego trwogi,

      Wszczęła rzecz o mniej trudnych i mądrych przedmiotach,

      O wiejskiego pożycia nudach i kłopotach,

      I jak bawić się trzeba, i jak czas podzielić,

      By życie uprzyjemnić i wieś rozweselić.

      Tadeusz odpowiadał śmieléj, szła rzecz daléj,

      W półgodziny już byli s sobą poufali;

      Zaczęli nawet małe żarciki i sprzeczki.

      W końcu,stawiła przed nim trzy s chleba gałeczki,

      Trzy osoby na wybor; wziął najbliższą sobie;

      Podkomorzanki na to zmarszczyły się obie,

      Sąsiadka zaśmiała się, lecz niepowiedziała

      Kogo owa szczęśliwsza gałka oznaczała.

      Inaczéj bawiono się w drugim końcu stoła,

      Bo tam wzmogłszy się nagle stronnicy Sokoła,

      Na partyę Kusego bez litości wsiedli:

      Spór był wielki, już potraw ostatnich niejedli.

      Stojąc i pijąc obie kłóciły się strony,

      A najstraszniéj Pan Rejent był zacietrzewiony,

      Jak raz zaczął, bez przerwy ncci swoję tokował

      I gestami ją bardzo dobitnie malował.

      (Był dawniéj adwokatem Pan Rejent Bolesta,

      Zwano go kaznodzieją, że zbyt lubił gesta.)

      Teraz ręce przy boku miał, w tył wygiął łokcie,

      S pod ramion wytknął palce i dłonie paznokcie.

      Przedstawiając dwa smycze chartów tym obrazem,

      Właśnie rzecz kończył. «Wyczha, puściliśmy razem

      Ja i Assessor, razem, jakoby dwa kórki

      Jednym palcem spuszczone u jednej dwórórki;

      Wyezha, poszli, a tając jak strona, smyk w pole.

      Psy tuż, (to mówiąc ręce ciągnął wzdłuż po stole

      I palcami ruch chartów przedziwnie udawał)

      Psy tuż, i hec od lasu odsadzili kawał;

      Sokoł smyk naprzód, rączy pies, lecz zagorzalec.

      Wysadził się przed kusym, o tyle, o palec.

      Wiedziałem że spudłuje, szarak gracz nielada,

      Czchał niby prosto w pole, za nim psów gromada;

      Gracz szarak! skoro poczuł wszystkie charty w kupie

      Pstręk na prawo, koziołka, z nim w prawo psy głupie,

      A on znowu fajt w lewo, jak wytnie dwa susy,

      Psy za nim fajt na lewo, on w las, a mój Kusy

      Cap!!» Tak krzycząc Pan Rejent na stół pochylony,

      S palcami swemi zabiegł aż do drugiéj strony,

      I «Cap!» Tadeuszowi wrzasnął tuż nad uchem;

      Tadeusz i sąsiadka tym głosu wybuchem

      Znienacka przestraszeni właśnie w pół rozmowy,

      Odstrychnęli od siebie mimowolnie głowy:

      Jako wierzchołki drzewa powiązane społem

      Gdy je wicher rozerwie; i ręce pod stołem

      Blisko siebie leżące wstecz nagle uciekły,

      I dwie twarze w jeden się rumieniec oblekły.

      Tadeusz by niezdradzić swego rostargnienia,

      Prawda rzekł mój Rejencie, prawda, bez wątpienia

      Kusy piękny chart s kształtu, jeśli równie chwytny…

      Chwytny? krzyknął Pan Rejent, mój pies faworytny

      Żeby niemiał być chwytny? Więc Tadeusz znowu

      Cieszył się, że tak piękny pies niéma narowu.

      Żałował że go tylko widział idąc z lasu,

      I że przymiotów jego poznać niemiał czasu.

          Na to zadrżał Assessor, puścił z rąk kieliszek,

      Utopił w Tadeusza wzrok juk bazyliszek.

      Assessor mniéj krzykliwy i mniéj był ruchowy

      Od Rejenta, szczuplejszy i mały s postawy,

      Lecz straszny na reducie, balu i sejmiku,

      Bo powiadano o nim, ma żądło w języku.

      Tak dowcipne żarciki umiał komponować,

      Iżby je w kalendarzu można wydrukować:

      Wszystkie złośliwe, ostre. Dawniéj człek dostatni,

      Schedę ojca swojego i majątek bratni,

      Wszystko strwonił na wielkim figurując świecie;

      Teraz wszedł w służbę rządu by znaczyć w powiecie.

      Lubił bardzo myślistwo, już to dla zabawy,

      Już to że odgłos trąbki i widok obławy,

      Przypominał mu jego lata młodociane,

      Kiedy miał strzelców licznych i psy zawołane;

      Teraz mu s całej psiarni dwa charty zostały,

      I jeszcze s tych jednemu chciano przeczyć chwały.

      Wiec zbliżył się i zwolna gładząc faworyty,

      Rzekł z uśmiechem, a był to uśmiech jadowity:

      «Chart bez ogona jest jak szlachcic bez urzędu,

      Ogon też znacznie chartom pomaga do pędu,

      A Pan kusość uważasz za dowód dobroci?

      Zresztą zdać się możemy na sąd Pańskiéj cioci.

      Choć Pani Telimena mieszkała w stolicy

      I bawi się niedawno w naszéj okolicy,

      Lepiéj zna się na łowach niż myśliwi młodzi:

      Tak to nauka sama z latami przychodzi.»

      Tadeusz na którego niespodzianie spadał

      Grom taki, wstał zmieszany, chwilę nic niegadał,

      Lecz patrzył na rywala coraz straszniéj, srożéj…

      W tém wielkiem szczęściem dwakroć kichnął Podkomorzy,

      «Wiwat» krzyknęli wszyscy; on się wszystkim skłonił,

      I zwolna w tabakierę palcami zadzwonił:

      Tabakiera ze złota, z brylantów oprawa,

      A wśrodku jéj był portret króla Stanisława.

      Ojcu Podkomorzego sam król ją darował,

      Po ojcu Podkomorzy godnie ją piastował,

      Gdy w nię dzwonił, znak dawał, że miał głos zabierać;

      Umilkli wszyscy i ust nieśmieli otwierać.

      On rzekł: «Wielmożni Szlachta Bracia Dobrodzieje,

      Forum myśliwskiém tylko są łąki i knieje,

      Więc ja w domu podobnych spraw nie decyduję,

      I posiedzenie nasze na jutro solwuję.

      I