Manolis głęboko odetchnął. Dawne dzieje.
Smutek po dziesięciu latach minął, lecz pozostała resztka wściekłości i ogromny żal. Tyle utraconych możliwości. Tak wiele nigdy się nie wydarzy. Tyle niewypowiedzianych słów. Dlaczego?
Ostatecznie to było tylko przypuszczenie, podejrzenie. To naprawdę mógł być wypadek. Jednak w głębi duszy Manolis obawiał się, że ojciec celowo uderzył starym oplem w drzewo. Przecież zawsze jeździł tak ostrożnie, był typowym powolnym użytkownikiem środkowego pasa.
Manolis minął jakąś starszą kobietę z dwiema konewkami, które ledwo niosła. Przy każdym chwiejnym kroku rozchlapywała wodę. Głowę miała wsuniętą głęboko między ramiona, więc musiała mocno ją przekrzywić, by spojrzeć na niego, gdy zaproponował, że jej pomoże.
– To bardzo uprzejme z pana strony. – Głos miała dźwięczny, zupełnie niepasujący do jej wieku. – Ale musi pan wziąć obie. Utrzymują mnie w równowadze. Z jedną bym się przewróciła.
Z westchnieniem odstawiła konewki. Podał jej swój bukiet i ruszył za nią w stronę grobu, na którym widniał napis „Miejsce ostatniego spoczynku rodziny Baumeister”. Wyryto tam już ponad tuzin imion. Kobieta wskazała na nie.
– Wkrótce i ja dołączę. Do Ernsta, mojego męża, i jego przodków.
Nagle uświadomił sobie, że musi istnieć podobny grób, w którym leżą całe pokolenia Lefterisów. Rodzina o wielu konarach i rozgałęzieniach, powalona przez potężną burzę. Pozostał tylko uschnięty pień. Po nim nikt już nie będzie nosić tego nazwiska. Ta myśl naszła go zupełnie nieoczekiwanie. Manolis odpędził ją, potrząsając głową. Rocznice wprawiają jednak człowieka w dziwny nastrój.
– Na razie powinna się pani cieszyć życiem – powiedział, odbierając swój bukiet.
– Ach, wie pan, bez mojego Ernsta to już nie to samo. Mam osiemdziesiąt pięć lat i życie trochę mnie już męczy. – Jej pierś uniosła się, gdy wzdychała. – Dziękuję panu za pomoc, niech Bóg wynagrodzi.
Nie wierzył w Boga, a gdyby ten jednak istniał, raczej nie byłby skłonny go nagradzać. Manolis pożegnał się i ruszył dalej do grobu swoich rodziców.
Na granitowym nagrobku widniał skromny napis. „Yannis Lefteris i Karin Lefteris, z domu Brändle”. Przeczytał imiona swoich rodziców, których łączyła wielka miłość, i znów poczuł głęboki żal, a wraz z nim bliźniacze uczucie, gniew, który oprócz miłości do babás niósł w sobie, niczym owoc nasienie, także pogardę i rozczarowanie.
Manolis przyniósł wodę ze studni, napełnił stojące na grobie wazony i do jednego z nich wstawił bukiet. Zdążył to wszystko zrobić, zanim usłyszał za sobą kroki. To była jego siostra Christina i jak zawsze na jej widok poczuł radość. Kochał tę mieszaninę energii i chaosu, ale jednocześnie ufności i niezawodności. Miała na sobie niebieską sukienkę w afrykańskie wzory. Opinała biust oraz zaokrąglenia brzucha i bioder, podkreślając przypominającą rzeźby Botera2 figurę. Nie wolno mu było tak mówić, bo uważała je za komicznie przerysowane, choć jemu podobały się takie radosne krągłości. Miedziane loki odziedziczyła po matce, wiły się teraz wokół jej twarzy od parnego powietrza. Pomachała bukietem róż i nie wypuszczając go z dłoni, objęła Manolisa i przycisnęła do siebie. Wypadła jej przy tym z torby gazeta.
– Cześć, braciszku. Miło cię znowu widzieć.
– Witaj, matko Tereso. Czy to był lekki przytyk?
Schylił się po gazetę, a jego spojrzenie padło na nagłówek. Morderca Mileny Veen zastrzelony! Od wczoraj donosiły o tym wszystkie media. Można się było tego spodziewać.
Christina wzięła gazetę i wsunęła ją do torby.
– Dzięki. Przytyk był bardzo wyraźny. Widujemy się o wiele za rzadko. Wpadnij do nas kiedyś coś zjeść.
– Owszem, chętnie. Co u dzieci?
– Stres – odpowiedziała ze śmiechem. – Elena zakochała się nieszczęśliwie w chłopcu z równoległej klasy. W każdym razie tak mi się wydaje, bo ze mną nie chce o tym rozmawiać. I jak ja mam jej pomóc?
– Wcale. Miłosnych rozterek nie omawia się z rodzicami, wypłakać to się można najlepszej przyjaciółce. Ty też tak robiłaś. Da sobie radę, w końcu to twoja córka.
Manolis lubił swoją siostrzenicę. Elena była dzielną dziewczyną, nieskomplikowaną, bezpośrednią i obdarzoną poczuciem prawdy i sprawiedliwości Lefterisów. Ich rodzina nosiła w godle takie właśnie iluzje.
– Chyba masz rację – powiedziała Christina. – Poza tym chce się uczyć jeździć konno. Jakby nas było na to stać. A Yannis zmienia się w wielkiego milczka. Ma to po tobie. Ale to Benno mnie martwi. Za dużo pracuje. To go zniszczy. I co ja bym zrobiła bez tych moich upierdliwców?
– Bez tej trójki wkładałabyś całą swoją energię w stowarzyszenie.
Christina była prawniczką i założycielką organizacji Zero Tolerancji, która walczyła z przemocą domową. Angażowała się w jej zapobieganie oraz surowsze karanie, a dotkniętym przemocą kobietom oferowała szybką, nieraz niekonwencjonalną pomoc.
– Pewnie masz rację – odpowiedziała i wstawiła róże do wazonu obok słoneczników.
Manolis poczuł przez moment znajome ukłucie zazdrości. Jego siostra była centralnym punktem ich rodziny i nawet w pracy otaczała się ludźmi, dla których stanowiła oparcie, a wszystko, co robiła, uzasadniało zaufanie, jakim była darzona.
Christina podniosła się, wycelowała zwiniętym w kulkę papierem po kwiatach w kosz na śmieci, który stał kilka metrów dalej, i trafiła.
– O nieba! Wciąż jestem wściekła na babás! Dlaczego nie potrafił pogodzić się z wyrokiem i cieszyć się życiem? Podarowano mu je dwa razy. Takiego daru się nie odrzuca.
Choć Manolis w wielu sprawach się z nią nie zgadzał, podziwiał niezłomną wolę Christiny, by ratować jeśli nie świat, to przynajmniej źle traktowane kobiety, nawet jeśli większość z nich wracała do agresywnych partnerów. Ona też wierzyła w dobro w człowieku, w prawdę i sprawiedliwość, tak samo jak babás. Była donkiszotem w spódnicy i nie miała pojęcia, jakie duchy nękały ich ojca.
– Był strasznie rozczarowany wyrokiem. A poza tym miał skłonności do depresji. Nic dziwnego, co? Po tym jak sprawiedliwość tak dobitnie pokazała, że jest ślepa.
– Jest bezstronna, a nie ślepa. Sądzi bez względu na pozory. To oznacza opaska na jej oczach.
– Ale jakoś uwzględnia wpływy potężnych.
Ile już razy prowadzili tę rozmowę?
Christina wpatrywała się w grób. Manolis wiedział, co myśli, jakie nieme pytanie kieruje do babás. On też je sobie nieskończenie wiele razy zadawał. Jego rodzice się kochali. Możliwe, że mama postanowiła z nim pojechać, nawet jeśli Manolis nie do końca był w stanie w to uwierzyć. Przypuszczał, że chciała go powstrzymać i dlatego żeby mieć go na oku, wsiadła z nim do auta.
Christina wyrwała go z zamyślenia.
– Nie powinien był zabierać mamy.
– Mówisz tak, jakby wiedział, co się stanie. Policyjny