– Czekaj. Moment. Niech się zastanowię… – Sara wyraźnie wczuła się już w jego tok myślenia. – Uważasz, że oni chcą wykorzystać to archiwum do jakichś rozgrywek politycznych? Przecież mają IPN i Małeckiego, i bataliony wiernych hunwejbinów – powiedziała, ściszywszy głos.
– No widzisz! Doskonale! Ty też czytasz w moich myślach! Niedługo nie będziemy musieli rozmawiać.
Roześmiali się oboje.
– Dobrze. Teraz puść wodze wyobraźni. Potrafisz to robić jak mało kto. – Konrad nachylił się bliżej i oparł łokciami o ławę. – Mamy archiwum wywiadu NKWD z materiałami dotyczącymi Polski międzywojennej, tak?
– Tak, ale…
– Jako zawodowiec zdajesz sobie sprawę, co tam może być. Mocny ładunek! Kamiński, Małecki, nasz szef też wiedzą, ile to może być warte, tylko że oni patrzą na sprawę inaczej: jak to można wykorzystać politycznie.
– Oni zawsze tak patrzą. Na wszystko! Nie odkryłeś niczego nowego…
– I znając tych ludzi, jestem pewien, że nie zawahają się użyć tych materiałów, by utrzymać się u władzy, nie zważając na konsekwencje wewnętrzne i międzynarodowe, szczególnie w odniesieniu do Rosji… a właściwie najlepiej kosztem Rosji! A przecież nie wiemy, co tam jest. Może duchy, a może strachy. Coś mi mówi, że w powietrzu wisi katastrofa. Dla wszystkich! Oni sobie z tego nie zdają sprawy, zadęci w obłędzie naprawiania Rzeczpospolitej!
– Naród to kupi! – skwitowała celnie krótki wywód Konrada.
– Dokładnie o tym mówię! I o to im chodzi!
– Co robimy? – zapytała.
– Rysuje mi się pewien pomysł, bardzo ryzykowny, w pewnym stopniu nielegalny. Właściwie całkiem nielegalny… ale o tym później. Przez weekend przeczytam dokładnie materiały i przemyślę to jeszcze raz. Jest jednak inny aspekt sprawy, który od samego początku musimy uwzględniać. Posłuchaj! – Konrad dokończył piwo i dał znać kelnerce, żeby przyniosła następne. – Jeżeli sprawa przyszła do nas z zewnątrz, wie o tym pałac i IPN, to trzeba postawić pytanie: kto jeszcze o tym wie? Według mnie, jak znam życie i nasz biznes, to nie tylko Kamiński i Małecki. To byłoby za proste. Przyjmuję założenie, że Jasieniewo też o tym wie. Pytanie tylko: ile, co i jak szczegółowo?
– Co ty, Konrad?! – Sara wyraźnie się zaniepokoiła. – Skąd mogą wiedzieć, że sprawa jest w naszym Wydziale? Zwariowałeś! Musieliby mieć u nas kreta…
– Rosjanie to nie durnie. Przecież na pewno zauważyli, że brakuje im jakichś dokumentów. U nich nic nie ginie! Według Generała i fragmentów, które przeczytałem, archiwum rzeczywiście może tam być. A jeżeli Ruskim czegoś brakuje, to będą tego szukać, aż znajdą…
– Nie możemy jednak wykluczyć, że go tam już nie ma, może nawet od dawna…
– Nie możemy. Masz rację. Ale prawdopodobieństwo, że wciąż tam jest, wydaje się duże… – Konrad spojrzał jej głęboko w oczy i zapytał: – Chyba im tego nie zostawimy?
– Jasne, że nie! – Sara zrobiła bojową minę, jak zawsze gdy czuła zapach prochu.
– Ale jeżeli weźmie się do tego nasz przyjaciel Michaił Popowski, to nie będzie łatwo… A któż inny w Jasieniewie lepiej by się do tego nadawał? – wyrzucił z siebie Konrad w poczuciu prawdziwego wyzwania.
Sara słuchała go w skupieniu. Akceptowała i rozumiała każde jego słowo. Zdawała sobie sprawę z tego, jak trudna technicznie i ryzykowna może być ta operacja, a jednocześnie – jak wątpliwy może być jej efekt dla interesów Polski. Poczucie odpowiedzialności i sumienie oficera polskiego wywiadu starło się z rozsądkiem. Wiedziała, że Konrad też tak myśli, lecz sama nie potrafiła znaleźć rozwiązania, zdecydować, co robić. Liczyła na niego, bo nigdy się na nim nie zawiodła. Ufała mu bardziej niż sobie samej. On wie, co trzeba robić, i zaczęła już wyczuwać, o co mu chodzi, gdy powiedział „w pewnym stopniu nielegalny”.
– Porozmawiamy o szczegółach w poniedziałek. Wytrzymasz? – zapytał Konrad.
Wydawał się skoncentrowany, ale Sara miała wrażenie, że jest zmęczony i coś go gnębi.
– Jeszcze jedno piwo? – Nie czekając na odpowiedź, dała znak kelnerce. – Zadzwoniłam do M-Irka, jak prosiłeś. Będą w sobotę rano. Choć nie byli zadowoleni, że muszą tak szybko wracać… kłopoty z przebukowaniem biletów. Możesz mi powiedzieć, o co chodzi? Dlaczego potrzebujesz ich teraz? Czuję, że to ma coś wspólnego z tą sprawą… tak?
– Tak. Jutro powiem ci i pokażę, o co chodzi… Muszę szybko zrobić kopię jednego z archiwalnych dokumentów, które dostałem w pakiecie od szefa. Ta kopia będzie punktem wyjścia do naszych dalszych działań.
W popielniczce leżały cztery niedopałki. Sara trzymała w palcach piątego papierosa i od kilku minut ociągała się z jego zapaleniem. Robiła tak czasem, gdy była czymś mocno zaabsorbowana. W drugiej dłoni oczywiście ściskała zapalniczkę Zippo.
Odkąd kilka lat temu rzucił palenie, wydawało mu się, że człowiek z papierosem wygląda żałośnie i śmiesznie zarazem. Często o tym mówił, ale nigdy nie chciał się przyznać, że to typowy odruch neofity. Wyjątkiem była Sara, której nie mógł sobie wyobrazić bez papierosa. Uważał nawet, że palenie podkreśla jej ostry seksapil i że gdy wypuszcza dym, przypomina Marlenę Dietrich z najlepszych czasów. Nie mógł jej tego jednak powiedzieć, bo mogłaby się obrazić na takie porównanie. Czasami po wypiciu czterech piw, co zdarzało się jej niezwykle rzadko, lubiła powtarzać, jak to możliwe, że Sharon Stone wciąż ją kopiuje z takim powodzeniem. I bez piwa wielu kolegów było gotowych się z tym zgodzić. Dla Konrada jednak Sara była atrakcyjna sama w sobie i nie potrzebowała żadnego punktu odniesienia.
– Daj papierosa! – powiedział i nie czekając na odpowiedź, sięgnął po leżącą na stole paczkę.
Sara wiedziała, że to dowód jego rozgrzanej psychiki, chociaż zawsze się tłumaczył, że lubi czasami zapalić, ale tylko przy piwie. Jadąc na to spotkanie, liczyła na miły, kumplowski wieczór, rozmowę o wszystkim i niczym z najbliższym przyjacielem, rozmowę, jakiej brakowało jej od pewnego czasu. Nie była nastawiona na to, co ją spotkało. Nie czuła oczywiście żalu, bo to nie pierwszy raz, kiedy musiała z czegoś rezygnować. Ciężar sprawy, o której powiedział jej Konrad, był na tyle duży, że potrafiła wczuć się w jego rolę.
Doskonale wiedziała, że wyprawa do Jemenu nie była wycieczką i Konrad musi być jeszcze zmęczony i zestresowany. Jego stan emocjonalny udzielił się także jej i choć nie wiedziała jeszcze, co będzie dalej, była gotowa na wszystko.
Ciało pułkownika Stepanowycza znalazła wczesnym rankiem sąsiadka wyprowadzająca psa. Wyjątkowo szybko na miejscu pojawiła się milicja, a kilkanaście minut później zespół dochodzeniowy KGB, który natychmiast przejął sprawę.
Od dawna nie zdarzyło się