Formalnie Irańczycy są najmniej podejrzani – pomyślał ze zdziwieniem i zadowoleniem jednocześnie. Czyli mamy kierunek śledztwa. Pokiwał głową i bezwiednie wydął usta. Nawet nie zauważył, że jego chwilowy stan alienacji jest żywym obiektem zainteresowania pozostałych, którzy jak widzowie szwedzkiej farsy podwórkowej oczekiwali z niecierpliwością na upragniony finał.
O tym, co Anton powiedział Harriet tuż przed wyjściem z „reaktora”, wiedziała tylko ona i Gunnar. Selander poprosił, by dla dobra śledztwa nikomu o tym nie mówiła, ale właściwie sam nie potrafił wówczas wytłumaczyć, jakie to może mieć znaczenie. Codziennie, za każdym razem, gdy rozważał jakąś wersję, tworzył w myślach nową koncepcję czy reżyserował ciąg zdarzeń, próbował dopasować słowa Antona jak brakujący kawałek do puzzli. Obracał go w palcach na wszystkie strony, ale w żaden sposób nie potrafił połączyć z pozostałymi. Czasami miał wrażenie, że tylko ten element jest prawdziwy, a cała reszta po prostu do niego nie pasuje.
Teraz, po niewinnej, jak się wydawało, notatce Säpo w sprawie irańskich naukowców, wszystko nabrało kolorów i dynamiki.
Doktor Ali Welajati, fizyk z Uniwersytetu Teherańskiego, musiał być spiritus movens tej zbrodni – uznał Selander i teraz pozostało mu to udowodnić. Po raz pierwszy w życiu uzmysłowił sobie, że rozum człowieka wyprzedza doświadczenie.
Czyli intuicja. Jakie to proste! – pomyślał i spojrzał na Lindę, a potem na Harriet.
– Gunnar? Co sądzisz? – dotarły do niego słowa dużego Tora.
– O czym? – zapytał.
– O Irańczykach?
– Ale co… o Irańczykach?
– Odrzucamy ten wątek? Wygląda na co najmniej mało prawdopodobny. – Tor zwrócił się do Lindy: – Zgadzasz się? – Ale ona pokręciła dwuznacznie głową.
– Welajati Ali… ten doktor fizyki… kryptonim „Ibis”… – wymamrotał Gunnar.
– Tak? – zareagowała Linda.
– Hasan nie miał żadnego kontaktu z Ibisem w Szwecji? O ile się nie mylę…
– Oczywiście, że nie. Przecież wszystkie dokumenty są tu. Znasz je. – Linda wskazała wysoki stos teczek na stole. – Całą sprawę Ibisa przygotowywał Anton i on go wystawił do werbunku, ale realizowało KSI, ludzie z zespołu Helmana, wraz z MI6. Myśmy ją tylko zabezpieczali technicznie i kontrwywiadowczo. Nie rozumiem, co to ma do rzeczy. Ibis wyjechał w czerwcu ubiegłego roku. O co ci chodzi, Gunnar? – Linda była wyraźnie zaskoczona.
– Ibis nie miał oczywiście dostępu do strefy zamkniętej na wydziale, ale utrzymywał kontakty z naszymi naukowcami, którzy tam prowadzili badania. Znajdź mi, Lindo, notatkę o kontaktach Nilsa z Ibisem…
Ledwo zdążył spojrzeć na stos teczek, gdy Linda mu przerwała.
– Nie muszę szukać! Wszystko doskonale pamiętam. Nils spotykał się z Ibisem na polecenie Antona. Z każdego spotkania są notatki, szczegółowo relacjonujące jego przebieg, ale Nils nie był przecież jedynym, który obserwował Ibisa na zlecenie KSI. My także mieliśmy swoje zadania i nie zauważyliśmy, aby Ibis interesował się tym, co dzieje się za ścianą. Wprost przeciwnie. Unikał sytuacji, w których mógł zwrócić naszą uwagę, ale jednocześnie wydawało się, że nie jest zbyt ortodoksyjnym muzułmaninem, a właściwie inteligentnie oszukuje swojego opiekuna z ambasady. Nieraz pił z Nilsem alkohol, ale nigdy u siebie, i brał potem środki na jego neutralizację. Ten opiekun, Abdol, dwa razy sprawdzał go alkomatem. Potrafił też bez zapowiedzi przyjechać do akademika i dyskretnie przeszukać pokój. Kiedy Ibis miał zapalenie wyrostka robaczkowego, to nawet był operowany w obecności lekarza z ambasady irańskiej.
– Mamy te informacje od bezpośredniego świadka? – zapytał duży Tor.
– Nie. Nie było zgody na pełną kontrolę operacyjną Ibisa, bo nie naruszał naszego prawa, nooo… nie powzięto podejrzeń o działalność sprzeczną z prawem. Był jednak obiektem rozpracowania naszego i brytyjskiego wywiadu. Ibis przebywał wcześniej na stypendium w Japonii i MI6 miało informację, że gość ma dostęp do irańskiego programu atomowego. Dlatego Säpo od czasu do czasu prowadziło na zlecenie KSI działania zabezpieczające. – Linda mówiła swobodnie i widać było, że doskonale zna sprawę. – Wiemy o tym od Nilsa, któremu Ibis się zwierzał… i jeszcze z dwóch innych źródeł.
– Nasze materiały dotyczące Ibisa nie są kompletne – włączyła się Harriet. – Na przykład nie ma w nich ani słowa o tej operacji wyrostka. Nie mamy oryginałów z KSI, tylko analizę sprawy i kopie dokumentów. We FRA są kopie raportów, które Anton pisał na podstawie informacji… relacji Nilsa.
– Taaak… – Gunnar zamyślił się na chwilę. – Musimy się opierać na raporcie KSI w tej sprawie…
– Wywiad nie udostępni oryginalnych materiałów. Nie ma na co liczyć – wtrąciła Linda.
– Lepiej, żeby ten raport był pełny, bo jeśli ukrywają coś ważnego dla sprawy, to nie chciałbym być w skórze generała Gustavssona – skomentował Gunnar. – A na pewno coś ukrywają.
– Jak to wojskowi – włączył się mały Tor.
– Nils prowadził też na zlecenie KSI dialog z jednym z Rosjan, Igorem Wiatczenką, który wyjątkowo ich zaciekawił, bo on akurat interesował się tym co za ścianą – kontynuowała Linda. – To ustalony oficer GRU pod przykryciem. Ale w tym wypadku mieliśmy i mamy nad nim pełną kontrolę. On tu wciąż jest i kręci się po Sztokholmie. Kontakt z Ibisem miał sporadyczny, prawie żaden. Interesował się Amerykaninem i Hiszpanem. Raport w jego sprawie też jest w teczce.
– Będziemy przesłuchiwać wszystkich obcokrajowców, ale nie liczę na wiele, bo bez udziału przedstawicieli ambasad, czyli ich służb, z pewnością się nie obejdzie – dorzucił mały Tor.
– Rosjanie? – zapytała Harriet.
– Trudno uwierzyć, by byli tak zdeterminowani, nie widzę motywu, ale… – odparła Linda.
– Na razie trzymamy się Iranu – przerwał jej Gunnar.
Po tym, co oddział Garbinowa zaprezentował w hotelu w Solnie i w Åkersberdze, Linda i Gunnar aż nadto dobrze wiedzieli, do czego zdolni są Rosjanie, gdy zostają przyparci do muru. Ale teraz, w tej sprawie, czuć było, że coś jest nie tak, że to trochę nie w ich stylu, mało finezyjne, a przede wszystkim zbyt ryzykowne. Oni zrobiliby to bez zbędnej brutalności, tym bardziej że po takiej akcji oczy wszystkich służb i tak zwróciłyby się na nich, co spowodowałoby przynajmniej czasowy paraliż pracy rosyjskiego wywiadu na tym terenie.
Dlatego już kilka dni po zdarzeniu generał Władimir Sorokin, łącznik SWZ w Sztokholmie, zaproponował rosyjską pomoc w rozwikłaniu tej zbrodni. Gunnar rozmawiał z nim prawie godzinę. Generał patrzył prosto w oczy, trzymał oburącz kubek kawy i z miną pokerzysty nieustannie powoływał się na dobre relacje rosyjsko-szwedzkie i wspólną walkę ze światowym złem, prosząc o bardziej szczegółowe informacje. Ale kiedy Gunnar mu wypomniał, że nie zrobili nic w sprawie Garbinowa, zabójstwa Portmana w Solnie i policjanta w Åkersberdze, palce Sorokina zacisnęły się na kubku i zsiniały, a jego spojrzenie mówiło wyjątkowo wyraźnie, że blefuje i ma tylko wysoką kartę. Doskonale wiedział, kto postrzelił Selandera, dlatego unikał z nim kontaktu i chciał rozmawiać bezpośrednio z Wallinem, którego uważał za równego sobie. Cierpienie, jakie odmalowało się na twarzy Rosjanina, kiedy po piętnastu minutach oczekiwania zobaczył, że do pokoju wchodzi nie dyrektor generalny Säpo, lecz inspektor Selander, było dla tego ostatniego źródłem wyjątkowej satysfakcji.
Podobną rozmowę, tym razem w towarzystwie Lindy, Gunnar odbył z Johnem Goldmanem, szefem sztokholmskiej