Historia nie była prawdziwa – Hester na poczekaniu ją zmyśliła – ale mogła być prawdziwa, a to czasami wystarcza.
– Gdzie jest teraz pani klient, Simon Greene? – zapytał Rick Chad.
– A co to ma do rzeczy?
– Jest w domu, prawda? Wypuszczono go za kaucją?
– Jest niewinnym człowiekiem, wspaniałym, troskliwym mężczyzną…
– I bogatym.
– Teraz chciałby pan zlikwidować możliwość zwolnienia za kaucją?
– Bogatym białym mężczyzną.
– Posłuchaj, Rick Chad, kiedy patrzę na tę twoją modnie przystrzyżoną bródkę i wełnianą czapeczkę… to od Kangola?… wiem, że jesteście wszyscy „przebudzeni” i tak dalej, ale wasze łatwe odpowiedzi i sprowadzanie wszystkiego do kwestii rasy jest tak samo wredne, jak łatwe odpowiedzi i sprowadzanie wszystkiego do kwestii rasy przez drugą stronę.
– No, no, teraz zaczynamy mówić o dwóch stronach.
– Nie, skarbie, to nie są dwie strony, więc słuchaj uważnie. Nie zdajecie sobie sprawy, że szybko stajecie się tacy sami jak ci, których nienawidzicie.
– Spróbujmy to odwrócić – powiedział Rick Chad. – Gdyby Simon Greene był biedny i czarny, a Aaron Corval bogaty i biały…
– Obaj są biali. Nie opowiadaj, że chodzi o rasę.
– Zawsze chodzi o rasę, ale dobrze. Gdyby facet w łachmanach uderzył białego mężczyznę w garniturze, Hester Crimstein z pewnością nie podjęłaby się jego obrony. Siedziałby teraz w celi.
No tak, pomyślała Hester. Musiała przyznać, że w tym, co powiedział Rick Chad, było sporo racji.
– Hester? – odezwał się prowadzący.
Czas tej części się kończył, więc Hester podniosła ręce na znak, że się poddaje.
– Skoro Rick Chad twierdzi, że jestem świetną adwokatką, kimże jestem, by to podważać? – podsumowała.
Wśród widzów rozległy się śmiechy.
– To wszystko, jeśli chodzi o tę sprawę – oświadczył prowadzący. – Po przerwie zajmiemy się najnowszymi kontrowersjami wokół świeżo nominowanego kandydata w wyborach prezydenckich, Rusty’ego Eggersa. Czy Eggers jest pragmatyczny, czy brutalny? Czy naprawdę stanowi największe zagrożenie dla Ameryki? Zostańcie z nami.
Hester wyciągnęła z ucha słuchawkę i odpięła mikrofon. Zanim jeszcze zdążyła wstać, zaczęła się przerwa na reklamy. Ruszyła w stronę Matthew. Był już taki wysoki, zupełnie jak jego ojciec… Poczuła kolejne ukłucie w sercu.
– Coś z twoją mamą…? – zapytała.
– Nie, nic się nie stało – powiedział. – Wszystko w porządku.
Hester po prostu nie mogła się powstrzymać. Choć miała niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu i wnuk był od niej prawie o trzydzieści centymetrów wyższy, podeszła bliżej i złapała zakłopotanego nastolatka w niedźwiedzi uścisk. Kiedy był mały i jego ojciec, David, jeszcze żył, Matthew zbytnio go nie przypominał, ale teraz był kubek w kubek jak on – z postury, chodu, tego, jak zacierał ręce i marszczył czoło – i Hester czuła, że znów pęka jej serce. Nie powinna oczywiście tak reagować. To, że widziała w tym chłopcu odbicie swego nieżyjącego syna, powinno stanowić dla niej źródło pociechy, zupełnie jakby jakaś mała część Davida przetrwała wypadek i żyła dalej. Tymczasem, choć minęło tyle lat, te upiorne przebłyski kosztowały ją bardzo wiele, otwierały zasklepione rany i Hester zastanawiała się, czy naprawdę warto tak cierpieć, czy nie lepiej nie czuć niczego, niż znosić taki ból. Pytanie było oczywiście retoryczne. Nie miała wyboru i nie chciała, by to się zmieniło – nieodczuwanie niczego bądź też stwierdzenie któregoś dnia, że ma to już za sobą, byłoby najgorszą zdradą.
Trzymała więc wnuka w objęciach i zaciskała mocno oczy. Chłopak poklepał ją po plecach, jakby chciał dodać jej otuchy.
– Babciu? – Tak właśnie ją nazywał. Babcią. – Na pewno dobrze się czujesz?
– Nic mi nie jest.
Matthew miał skórę ciemniejszą od ojca. Jego matka, Laila, była czarna, co jego również czyniło kimś czarnym, kolorowym, dwurasowym, czy jak to teraz nazywano. Wiek nie był żadnym usprawiedliwieniem, ale Hester, która już jakiś czas temu skończyła siedemdziesiąt lat, choć powtarzała wszystkim, że przestała je liczyć po sześćdziesiątych dziewiątych urodzinach – śmiało, nie krępujcie się, słyszała już wszystkie żarty na ten temat – zorientowała się, że trudno jej nadążać za stale zmieniającą się terminologią.
– Gdzie jest twoja mama? – zapytała.
– Chyba w pracy.
– To o co chodzi?
– Mamy w klasie taką dziewczynę – bąknął Matthew.
– I co z nią?
– Zaginęła, babciu. Mogłabyś pomóc?
Rozdział 3
– Nazywa się Naomi Pine – powiedział Matthew.
Siedzieli na tylnym siedzeniu należącego do Hester cadillaca escalade. Matthew jechał pociągiem do Nowego Jorku godzinę, z przesiadką na Frank Lautenberg Station w Secaucus, ale Hester uznała, że szybciej i roztropniej będzie go odwieźć do Westville samochodem. Nie było jej tam od ponad miesiąca, o wiele za długo, więc mogła jednocześnie pomóc swojemu zaniepokojonemu wnukowi i spędzić trochę czasu z nim i jego mamą, starając się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, albo, jak mówią Anglicy, zabić jednym kamieniem dwa ptaki, co jeśli się zastanowić, było naprawdę dziwaczną i okrutną metaforą. Rzucasz kamieniem, zabijasz dwa ptaki… i to ma być coś dobrego?
Patrzcie tylko, rzucam kamieniem w pięknego ptaka. Dlaczego? Dlaczego ktoś miałby to robić? Nie wiem. Jestem chyba psychopatą i kurczę… jakimś cudem trafiłem dwa ptaki! O rany! Ubiłem dwa ptaki!
– Babciu?
– Ta Naomi… – Hester oddaliła od siebie głupie myśli – jest twoją przyjaciółką?
Matthew wzruszył ramionami, jak potrafią to robić tylko nastolatki.
– Znam ją jakby od szóstego roku życia.
Nie odpowiedział wprost na jej pytanie, ale machnęła na to ręką.
– Jak dawno temu zaginęła?
– Jakby od tygodnia.
Jakby od tygodnia. Jakby od szóstego roku życia. Te „jakby” i „no wiesz” doprowadzały Hester do szaleństwa, ale nie był to odpowiedni moment, by się czepiać.
– Dzwoniłeś do niej? – zapytała.
– Nie znam jej numeru.
– Szuka jej policja?
Wzruszenie ramion nastolatka.
– Rozmawiałeś z jej rodzicami?
– Mieszka ze swoim tatą.
– Rozmawiałeś z nim?
Matthew skrzywił