Tymczasem Lexi coś plecie i wyrzuca z siebie informacje, których nie potrzebuję i które z pewnością nie mają sensu, tylko po to, by upewnić się, że nie zaprzestanę swoich słodkich tortur. A ja muszę przyznać, że cieszy mnie jej zdolność wykonywania poleceń pod presją. Dobrze jest wiedzieć, że kiedy sprawy przybiorą między nami niekorzystny obrót, będzie współpracowała. W każdym razie przynajmniej trochę.
Przyglądam jej się uważnie, zagłębiając język w ciepłym, wilgotnym ciele. Z zamkniętymi oczami nie przestaje mówić, gdy przesuwam dłońmi po jej brzuchu, by jedną ścisnąć pierś, a drugą skręcić sutek. Nie mogę się powstrzymać. Jęczę, czując, jak zaciska mięśnie na moim języku. Niewiarygodne. Nigdy się tak świetnie nie bawiłem, robiąc minetę. Ale w końcu to cipka Lexi…
Wkładam ręce pod jej tyłek, po czym ściskam mocno kształtne pośladki, głębiej wsuwając w nią język. Przestaje gadać i jęczy przeciągle. Już sądzę, że wygrałem, ale gdy tylko milknie jej jęk, zaczyna szybko mówić dalej. Zbyt szybko. Nie rozumiem nawet jej słów. Ale szanuję to, że się stara.
Może dojść. Pozwolę na to.
Odsuwając się trochę, liżę jej wejście boleśnie powoli, tańcząc językiem po całej łechtaczce.
– Jesteś blisko? – pytam.
Kiwa głową, patrząc na mnie spod przymkniętych powiek. Czuję się równie otumaniony jak ona.
– Chcę, żebyś doszła, Alexo.
Nigdy nie używam słów: „Możesz dojść, kiedy będziesz chciała”. To brzmi jak prośba. A ja nie proszę.
Jestem wymagającym facetem. Niech ktoś mnie pozwie.
Zniżając usta do jej cipki, ssę lekko jej łechtaczkę w jednostajnym rytmie, a następnie zasysam mocno. Ręce Lexi lądują na mojej głowie, zaczyna ją do siebie przyciskać. Oddycha coraz głębiej, nie jest w stanie pohamować jęków. Nie przestaję lizać jej i ssać. Wymuszony spokój w jej głosie mnie nakręca. Czuję wielką potrzebę, żeby ją złamać. Wsuwam głęboko język, przez co tama pęka. Zaciskając ręce na mojej głowie, łka i trzęsie się spazmatycznie, przyciągając mnie do swojej pulsującej cipki.
Chwila trwa, aż jest już po wszystkim.
Wstaję natychmiast, poprawiam twardego kutasa w spodniach, obchodzę biurko, podnoszę marynarkę, po czym otwieram drzwi.
– Czekaj!
Odwracam się, by po raz kolejny zobaczyć zaskoczenie na twarzy Lexi. Biedaczka. Nauczy się. Kiedyś.
– Dokąd idziesz? Mamy papiery do podpisania. – Gdy o tym przypomina, wygląda bardziej na wkurzoną niż zaskoczoną. Obciąga zadartą spódnicę.
– Wiem. Wyślę kogoś, żeby się tym zajął.
– Myślałam, że jesteś właścicielem tej firmy! – rzuca z poirytowaniem.
– Jestem. – Spinam mankiet i dodaję: – Współwłaścicielem. Happy z przyjemnością podpisze wszystko, co będzie trzeba. Zadzwonię, Lexi.
– Czekaj! – krzyczy. – Jak masz na imię?
Wiem, czego chce. I nie dostanie tego. Nie, dopóki nie będę gotowy, by jej to dać.
– Lexi, już to przerabialiśmy. Jestem Twitch. Po prostu – uśmiecham się półgębkiem – Twitch.
Odwracam się, ignorując jej prośbę, bym zaczekał, a potem zamykam za sobą drzwi i kiwam na Happy’ego, który czeka w korytarzu. Puka do drzwi, przez które właśnie wyszedłem, a ja nie zawracam sobie głowy patrzeniem, jak wchodzi do biura Lexi, która teraz jest jednym wielkim bałaganem.
Uśmiecham się pod nosem. To było zabawne. Poprawiam krawat, śmiejąc się w duchu. Przesuwam językiem po dolnej wardze, czując jej smak.
Musimy to powtórzyć.
VII
Lexi
O rany, jestem wkurzona czy o co mi chodzi?
Gwałtownie stukam długopisem w klawiaturę, potwierdzając szczegóły.
– No dobrze, panie Ahmadi, nie do końca rozumiem. Jest pan współwłaścicielem Falcon Plastics, razem z panem…
Czekam, aż poda nazwisko Twitcha, choć wiem, że tego nie zrobi. Facet nie jest głupi. Wiem, w czym rzecz. To znaczy, zna Twitcha. Tyle wystarczy. Jego chłodna postawa jednak mnie onieśmiela. Nie jest niegrzeczny. Nic z tych rzeczy. Zachowuje się w sumie niczym dżentelmen, ale jest chłodny z natury. Niemal posępny. Mówi rzeczowo:
– Proszę, nazywaj go Twitch. Woli, gdy tak się do niego zwraca. A ja chciałbym, żebyś mówiła mi Happy. A jeśli chcesz być bardziej formalna, możesz mówić mi Farid.
Happy? Dziwna ksywka. Szczególnie u kogoś, kto nie sprawia wrażenia… szczęśliwego.
– No dobrze, Faridzie. Widzę, że nie udzielisz mi żadnych informacji na temat mojego niespodziewanego gościa, zgadza się? – W ramach odpowiedzi leciutko unosi kąciki ust. Kiwam głową zrezygnowana, po czym wyciągam dokumenty, których potrzebujemy do długoterminowej współpracy. Farid wręcza mi wszystkie papiery dotyczące działalności firmy, jakie muszę skserować. Podpisuje umowę i załatwiamy wszystko w pół godziny. Nasz budżet powiększa się o pięćset tysięcy dolarów.
A mnie nagle znów kręci się w głowie.
Farid przygląda mi się, marszcząc grube brwi, jakby nie potrafił mnie rozpracować. Jego niemal czarne oczy ocieniają długie rzęsy. Gdyby jego nazwisko nie zdradziłoby mi, że pochodzi z Bliskiego Wschodu, te rzęsy by mnie na to naprowadziły. Jest niemal tak wysoki jak Twitch, ale o wiele mocniej zbudowany. Zastanawiam się, czy jest gorylem Twitcha. Nie potrafię się powstrzymać. Uśmiecham się szerzej.
– To coś dla ciebie znaczy, prawda? – pyta.
Wow. Podchwytliwe pytanie.
Nagle ogarnia mnie wzruszenie. Mrugam, by odgonić łzy i szepczę:
– Nie masz pojęcia.
Przez chwilę jeszcze mocniej marszczy brwi, po czym kiwa. Wyciąga rękę, a ja przyjmuję ją z radością, gdy mówi szczerze:
– Cieszę się, że możemy pomóc. Cieszę się też, widząc, że osoba, która przyjmuje nasze pieniądze, jest wyraźnie oddana swojej pracy i z pewnością wykorzysta je właściwie.
Czuję niesamowitą wdzięczność dla takich ludzi jak on. Naprawdę mu zależy. Większość osób takich jak Happy sama przez coś przeszła, przez coś trudnego, znają więc wartość organizacji podobnych do naszej. Sądzę, że Farid doświadczył niejednego, podobnie jak Twitch.
– Dziękuję. Bardzo dziękuję – rzucam. – Nie masz pojęcia, ile to znaczy. Niektórzy dostaną dzięki temu ciepłe łóżko, inni ciepły kąt albo chociaż przyzwoity posiłek. Dzięki tym pieniądzom będziemy mogli edukować ludzi. Możemy zaoferować im szkolenia. Dzięki nim będziemy mogli zrobić coś dobrego. Dziękuję, Faridzie. Miło było cię poznać.
Jestem przyjemnie zaskoczona, kiedy nakrywa nasze dłonie wolną ręką i mówi:
– Byłbym zaszczycony, gdybyś mówiła mi Happy.
Nie mam pojęcia, co zrobiłam, że ten zdystansowany mężczyzna tak się przy mnie otworzył, ale to niesamowite. Uśmiecham się głupio, kiwając głową i powtarzam:
– Happy.
Puszcza moją dłoń, by wyciągnąć z portfela wizytówkę i mi ją wręczyć. Nie ma na niej nazwiska, jest tylko sam numer. Happy nachyla się, po czym szepcze:
– Gdybyś miała jeszcze kiedyś kłopoty, jak niedawno, a Twitcha